Ukryli auto i ciało. Ruszył proces w sprawie zabójstwa
Ruszył proces w sprawie zabójstwa Moniki Wilgorskiej-Stanewicz, która zaginęła po spotkaniu z były partnerem. Dzięki mozolnej pracy śledczych, odkryto dowody, po przedstawieniu których Mariusz P. przyznał się do zabójstwa. Na ławie oskarżonych usiadł też jego znajomy, który pomógł ukryć samochód pani Moniki i zakopać jej ciało.
Monika Wilgorska-Stanewicz miała 42 lata. Była rozwódką. Miała jedenastoletnią córkę. W lipcu zeszłego roku kobieta zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Jako ostatni widział ją jej partner: 39-letni Mariusz P.
- Tutaj są Moniki rzeczy, zegarek, który zostawiła… To jest, jak żeśmy ostatnie tu spędzili dni i noce. Paliły się świeczki. Do dnia dzisiejszego stoją niewyrzucone – mówił Mariusz P., gdy pierwszy raz opowiadaliśmy o zaginięciu Moniki Wilgorskiej-Stanewicz we wrześniu 2021 roku.
- Były sprzeczki, jak w każdej rodzinie, w każdym domu – tłumaczył Mariusz P. Zarzekał się jednak, że nigdy nie uderzył pani Moniki.
Siostra pani Moniki, Dorota Jóźwiak, pokazała nam zdjęcia, które siostra wysłała jej, „kiedy się Mariusz awanturował”. - Siniaki, twarz taka jakby opuchnięta… - opowiadała.
Przeczytała też fragment z pamiętnika, który znalazła po zaginięciu siostry. „Uderzałeś mnie w twarz, ciągnąłeś za włosy, okładałeś rękoma po plecach, wyzywałeś słowami: k***, franca, suka, szmata.”
ZOBACZ: Tracą dom. Powodem pozabankowa pożyczka
W lipcu zeszłego roku pani Monika i Mariusz P. rozstają się. Kobieta postanawia wrócić samochodem w swoje rodzinne strony. Chwilę po tym znika. Pięć dni później odnalezione zostaje jej auto. Jest zatopione w leśnym stawie – 30 kilometrów od domu Mariusza. Po wyłowieniu okazuje się, że ktoś próbował uniemożliwić jego identyfikację.
- Słabo mi się zrobiło, jak zobaczyłem ten samochód. Nie da się tego opisać, co ja przeżyłem w tym momencie. Cały czas nie dopuszczam do siebie myśli, że stało się coś złego – rozpaczał przed naszą kamerą Mariusz P.
ZOBACZ: Regularnie wybija im szambo. Fekalia zaniósł do gminy
Miesiąc po tej rozmowie Mariusz P. został aresztowany. Policjanci zatrzymali też jego kolegę: 41-letniego Pawła B. W rozmowie ze śledczymi obaj opowiedzieli o ostatnich chwilach Moniki. Wskazali też dokładne miejsce ukrycia jej zwłok. Mariusz P. przekonywał, że kobieta siedziała na miejscu pasażera, doszło do kłótni, w trakcie której zaczęła go bić pięściami.
- Z początku próbowałem ją uspokoić… Po czym tak krzyczała, tak szarpała mnie, że sięgnąłem po coś z tyłu, jakieś narzędzie i uderzyłem ją w tył głowy – przekazał.
Dorota Jóźwiak nie wierzy w te słowa. Jej zdaniem P. uderzał tak, żeby zabić jej siostrę. – On użył młotka, zadał 11 ciosów – zaznacza.
- Sadyzm. To było tak naprawdę znęcanie się – dodaje druga siostra zamordowanej Żaneta Miszałowska.
ZOBACZ: Odcięci od świata. Rzeka zalewa jedyną drogę
Mariuszowi P. i jego koledze postawiono zarzut zabójstwa. Kilka dni temu rozpoczął się proces. Siostry zamordowanej występują w nim jako oskarżycielki posiłkowe. Oskarżonym mężczyznom grozi nawet dożywocie.
- Wysoki sądzie, chciałem tylko powiedzieć, że nie jestem mordercą, nie wiedziałem, co ma zamiar zrobić Mariusz P. i w życiu bym nie zabił, ani nie doprowadził do śmierci tej biednej kobiety – mówił podczas rozprawy Paweł B.
- W Polsce nie ma wyroku śmierci, a uważam, że powinna być w wyjątkowych przypadkach, tak jak w tym przypadku – komentuje Żaneta Miszałowska, siostra zamordowanej Moniki.
- Przecież to jest zwyrodnialec. Chciałbym, żeby w tym sądzie jakiś taki sprawiedliwy wyrok zapadł. Żeby to nie było, że on wychodzi i się śmieje nam w twarz – podkreśla Mariusz Stanewicz, były mąż pani Moniki.