Sam z czworgiem wnucząt. Musi znaleźć mieszkanie
50-letni Grzegorz Gęsikowski z Dąbrowy Górniczej nagle został sam z czworgiem wnucząt, których matka trafiła do aresztu. Mężczyzna żył w niewielkim wynajmowanym mieszkaniu kolegi, które okazało się lokalem socjalnym. Urzędnicy kazali mu natychmiast się z niego wyprowadzić. Bez mieszkania mężczyzna nie mógłby być opiekunem prawnym dzieci. Ruszyliśmy z pomocą.
Grzegorz Gęsikowski z Dąbrowy Górniczej prosi o pomoc. Jego starsza córka została aresztowana, a jej dzieci miały trafić do placówki opiekuńczej. Dziadek postanowił walczyć o wnuki. Do czasu naszej interwencji urzędnicy jednak nie ułatwiali zadania zdesperowanemu mężczyźnie.
- Kolega mi to wynajął. Jeszcze mu dawałem miesięcznie 500 złotych. Opłacałem światło, mieszkanie, całkowicie. Moje życie zmieniło się z dnia na dzień. Córka popełniła błąd, zostawiła dzieci. Usłyszałem: „tata, weź dzieci, nie zostawiaj ich”. Całe życie ich wychowałem. Bartuś, Wera to są duże już dzieci. Marika wychowana prawie ze mną, Kubuś mały też wychowany ze mną. To gdzie mam ich oddać, komu… – opowiada pan Grzegorz.
ZOBACZ: Pracownica GOPS przywłaszczyła żywność dla potrzebujących? Prokuratorskie postępowanie
Sąd ustanowił pana Grzegorza prawnym opiekunem czworga wnucząt. Dziadek musiał zrezygnować z pracy. Na utrzymanie siebie i dzieci do niedawna miał niewiele ponad tysiąc złotych. Pomagali mu znajomi.
- Dziadek śpi na podłodze. A my śpimy na łóżku. A Kuba jak nie chce spać na łóżku, to śpi w wózeczku – tłumaczy11-letnia Weronika.
- Ciasno, bo ciasno, ale jakoś sobie radzę. Staram się, wszystko mają. Nic im nie brakuje. Do siedemnastego mieliśmy opuścić lokal. Mam 1400 złotych renty rodzinnej po żonie, która zmarła półtora roku temu. Nagle. I mam 1400 złotych na czworo dzieci plus ja piąty. Koledzy mi pomagają, szef mi pomaga – przyznaje pan Grzegorz.
- My też pomagamy. Grzegorz bardzo sobie radzi, bardzo kocha wnuki. Dzieci sobie nie wyobrażają, że mogłyby zostać rozdzielone, zabrane od dziadka – dodaje Sylwia Szczepanek, znajoma rodziny.
Sytuacja skomplikowała się w połowie stycznia. Urzędnicy nakazali mężczyźnie opuścić 30-metrowy lokal, który wynajmował od swojego znajomego. Okazało się, że jest to lokal socjalny, a przepisy zabraniają jego udostępniania. Eksmisja pozbawiłaby pana Grzegorza opieki nad wnukami.
- Urząd kazał się wyprowadzić, ale czy zaproponował inny lokal tej rodzinie? Nie. Nachodził Grzegorza pan kurator i mówił, że zabierze dzieci. Ale ja pytam: z czego on ma wynająć to mieszkanie? – zauważa Sylwia Szczepanek, znajoma rodziny.
ZOBACZ: „W instrybutor nie strzel”. Kobieta z nagrania przerywa milczenie
Pan Grzegorz robi wszystko, by dzieci zostały pod jego opieką. Stara się o lokal socjalny. Od miesiąca czeka na odpowiedź z magistratu.
Podczas naszej interwencji urzędnicy przekazali dobrą wiadomość. W marcu rodzina zamieszka w nowym, kilkupokojowym mieszkaniu. MOPS przyznał także panu Grzegorzowi zasiłek.
- Wiemy, że jest to sytuacja wyjątkowa, bo będziemy mówili o lokalu dla pięcioosobowej rodziny. Takiego lokalu to dyspozycji natychmiastowej nie ma. Ale taki do remontu jest. Prezydent miasta ma możliwość przyznania mieszkania poza kolejnością. W szczególnych sytuacjach. I jeśli uzna, że ta sytuacja tego wymaga, to pan na lokal nie będzie w ogóle czekał, gdy ten się pojawi – informuje Piotr Purzyński z Urzędu Miejskiego w Dąbrowie Górniczej.
Jak dodaje, mężczyzna z wnukami może pozostać w obecnym mieszkaniu do momentu przyznania innego lokalu przez miasto.
Pan Grzegorz jest bardzo wdzięczny osobom, które przez ostatnie dwa miesiące regularnie mu pomagały. Liczy, że dzieci zostaną pod jego opieką na zawsze, że będą szczęśliwe i spokojne o swoją przyszłość.