Strach się leczyć. Mieszkańcy nie chcą takiej przychodni
Mieszkańcy wsi Jeruzal na Mazowszu mają dość… swojego lekarza. Ich zdaniem zarządzana przez prywatną firmę przychodnia nie spełnia standardów, a lekarz jest niekompetentny. Na dowód opowiadają nam swoje historie. Władze gminy rozwiązały z przychodnią umowę, ale jej zarządca… nie chce opuścić budynku.
Jeruzal to niewielka miejscowość na Mazowszu w powiecie Mińskim. Chociaż wieś liczy zaledwie trzystu mieszkańców, to mieści się tutaj kościół, szkoła i niepubliczny zakład opieki zdrowotnej. Niestety, zdaniem lokalnej społeczności, działalność tej przychodni pozostawia wiele do życzenia.
- Lekarz nie odróżnia, czyją ma kartę przed sobą. Wszedłem do niego, miał innej pani kartę, ze mną rozmawia, pisze wszystko w tej karcie… Dopiero pielęgniarka wpadła, wyrwała mu tę kartę, przyniosła mu moją i podstawiła. I siedzi z taką lupą wielką… Nie wiem, po co mu ta lupa, skoro i tak nie widzi – opowiadał nam Adam Parobczy, pacjent przychodni.
- Kobieta leżała z cewnikiem miesiąc. Moja teściowa przyszła prosić, żeby cewnik został wymieniony albo w ogóle wyjęty, bo przecież nikt z rodziny się tym nie zajmie, to lekarz powiedział, że jeśli miesiąc cewnik jest w osobie, to trzeba szykować kwiaty i kopać grób, bo kobieta po miesiącu umrze – powiedziała Renata Wójcik, sołtys wsi Płomieniec.
- Po operacji biodra nie mogłam chodzić, niecałe dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala. Nie było komu ani mi opatrunku zrobić, ani szwów zdjąć. Zadzwoniłam do przychodni i słyszę, że nie ma pielęgniarki, że jutro będzie. To było w poniedziałek. Zadzwoniłam we wtorek, powiedziano mi: „wczoraj była pielęgniarka”. Normalnie głupich z ludzi robią! Jak to tak można? Dopiero Ania, nasza pielęgniarka, była na urlopie, przyjechała i ze swojej dobroci zdjęła mi te szwy, bo mnie zna – relacjonowała Bogusława Sobkowicz, pacjentka przychodni.
ZOBACZ: Oskarża trenerów łucznictwa o gwałt, gdy miała 16 lat
Pani Anna, o której wspominają pacjenci, przez prawie trzydzieści lat była pielęgniarką w Jeruzalu. Była, bo teraz pracuje już gdzie indziej. Z tej placówki odeszła na znak protestu.
- Po prostu wstydziłam się wyjść na ulicę i patrzeć ludziom w oczy, w czym ja biorę udział, że ludzie nie mają takiego leczenia, jakie powinno być. Nie miałam zaopatrzenia. Było mi wstyd, jak przyszedł pacjent, jak miałam zmienić opatrunek, a nie miałam czym. Musiałam się tłumaczyć, że nie mam z czego zrobić opatrunku, że nie mam czym szwów zdjąć, to było dla mnie upokarzające. Wiele razy musiałam sobie kupować papier do xero, bo nie miałam na czym wydrukować pacjentowi badań – stwierdziła pielęgniarka Anna Bajszczak.
ZOBACZ: Ich dom to piwnica w bloku w Warszawie. Mają dwoje dzieci
Jak ważna jest odpowiednia opieka zdrowotna, doskonale rozumie pani Grażyna, która wychowuje niepełnosprawnego syna. Czternastoletni Piotr cierpi na zanik mięśni i często ma kłopoty ze zdrowiem. Według matki, chłopiec nie może liczyć na dobrą opiekę w lokalnej przychodni.
- Syn miał wymioty, biegunkę, nie chciał jeść i pić. Jak zadzwoniłam, to lekarz kazał mi zobaczyć, czy skóra mu odstaje, bo jak skóra odstaje, to oznacza, że jest odwodniony. A jak poprosiłam o wizytę domową, żeby przyjechał, to on powiedział, że nie ma czym przyjechać. No i przyjechała karetka, zawiozła nas do Siedlec. A panowie z karetki się śmiali, że co to za lekarz, że nie ma samochodu ani jakiegoś transportu, żeby przyjechać do dziecka – powiedziała Grażyna Kołak.
- Mieszkańcy zaczynają przynosić zbiorowe listy z prośbą o interwencję, o przyspieszenie zmian w tej placówce służby zdrowia. W roku ubiegłym zostały wypowiedziane umowy. Pierwszego sierpnia udaliśmy się w celu odbioru tego lokalu, oczywiście wcześniej było zawiadomienie. Na spotkaniu był osobiście obecny właściciel ze swoim radcą prawnym. Złożyli oświadczenie do protokołu, że nie zamierzają nam tego lokalu przekazać. Nie możemy zrobić nic na chwilę obecną z tego względu, że te sprawy są na etapie drogi sądowej – poinformował Dariusz Jaszczuk, burmistrz gminy Mrozy.
Okazuje się, że to nie pierwsza taka sytuacja dotycząca tej firmy. Podobny kłopot, z tym samym podmiotem, miała kilka lat temu gmina Szulborze Wielkie, również znajdująca się na Mazowszu. Tam dopiero interwencja komornika rozwiązała problem i dziś tą przychodnią zarządza inna firma.
- Było niezadowolenie mieszkańców, dlatego też umowa nie została przedłużona. Natomiast pan prowadzący centrum medyczne nie wyprowadził się z budynku ośrodka zdrowia. Konieczne było wytoczenie powództwa o eksmisję – wspominał Karol Dąbkowski, wójt gminy Szulborze Wielkie.
ZOBACZ: Sąsiedzi jeżdżą przez jego działkę. Musi walczyć w sądzie
Próbowaliśmy porozmawiać z lekarzem przychodni w Jeruzalu.
- A to po co? Powiedział mi szef, że ja w trakcie pracy mam pracować, a nie udzielać żadnych wywiadów. On słyszał o zainteresowaniu państwa sprawą, ale powiedział, że on jest najlepiej poinformowany. Może on sam udzielić wywiadu – stwierdził.
Okazało się jednak, że to nie takie proste. Chociaż wysłaliśmy drogą mailową prośbę o spotkanie, to przez kilkanaście dni nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.