Po 20 latach eksmitowali dozorczynię. Zachorowała i przestała płacić
62-letnia pani Grażyna Grzymała ponad 20 lat pracowała jako dozorczyni na warszawskim Bródnie. Wraz z rodziną zajmowała mieszkanie służbowe, miało tylko 26 metrów. Rodzina głównie utrzymywała się z jej pensji. Kiedy zachorowała na raka, Grzymałowie zaczęli popadać w długi. W efekcie doszło do eksmisji i rozłąki bliskich. Dziś nocują oni w różnych miejscach.
- Pracowałam jako dozorczyni, bardzo dużo robiłam. Drzewek to tam nasadziłam może z tysiąc.
Pensji były grosze. Gdy zachorowałam, pojawiło się zadłużenie – opowiada Grażyna Grzymała. Mąż kobiety nie pracował. - Żeby nie syn, to pewnie bym już nie żyła – dodaje.
ZOBACZ: 16-latek terroryzuje rówieśników. Rodzice boją się o dzieci
Zadłużenie doprowadziło do sprawy w sądzie. Pod koniec października ubiegłego rodzinę eksmitowano. Sąd nie przyznał lokalu socjalnego. Pani Grażyna mieszka tymczasowo w starej chacie na wsi, sto kilometrów od Warszawy. Syn czasami śpi w miejscu pracy, czasami u znajomych. Rodzina jest rozdzielona.
- Było kilkanaście wezwań do tego, żeby uiścić zaległości i nie było żadnej reakcji. Ten dług zaczął rosnąć. Później zaczął być spłacany, ale za pośrednictwem komornika. Chodziło o kilkanaście tysięcy złotych, przy tym małym mieszkaniu i ówczesnych kosztach świadczy o tym, że to był bardzo długi czas. Pani Grażyna nie sygnalizowała, że jest chora. Nie zwracała się ani o pomoc, ani nie sygnalizowała swoich problemów w tym zakresie. Myślę, że miałoby to wpływ na nasze decyzje – mówi Sławomir Antonik, prezes Zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej „Bródno”.
- Napisałam kiedyś do spółdzielni, żeby mi rozłożyli na raty, że będę czynsz płaciła i odmówili mi. Tyle lat co pracowałam... odmowa – mówi Grażyna Grzymała.
- Jest adres poprzedniego miejsca zamieszkiwania, ten adres jest w dzielnicy Targówek. Namawiałbym do tego, żeby złożyć wniosek o przydział lokalu socjalnego. W określonej sytuacji finansowej myślę, że pani zupełnie spokojnie spełnia warunki. Szybko wniosek złożony do gminy i myślę, że gmina w tym przypadku, w tym stanie prawnym, byłaby zobowiązana, żeby takiej pomocy udzielić – zaznacza Sławomir Antonik, prezes Zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej „Bródno”.
ZOBACZ: Wybudowali dom, zięć i córka każą im się wyprowadzać
Wniosek o lokal socjalny pani Grażyna złożyła trzy miesiące temu i dotychczas nie ma żadnej odpowiedzi. Za radą prezesa spółdzielni kobieta wraz z przedstawicielami Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej oraz Interwencją poszła do burmistrza gminy Targówek.
- Szanowni państwo, oczywiście przepływ informacji zawiódł, bo żeśmy wniosek pani przyjęli, wysłane były do pani dokumenty, tylko że pani już tam nie mieszkała i nie odebrała. Żeby to z powrotem wróciło na tory, to pani składa wniosek i nie widzę żadnego problemu, naprawdę. My jesteśmy po to, żeby ludziom pomagać. Po to tutaj jestem i moi pracownicy, moi koledzy, żeby ludziom pomagać – zapewnił Jacek Duczman, zastępca burmistrza dzielnicy Targówek w Warszawie.
Piotr Ikonowicz, Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej: Jestem pod dużym wrażeniem tego, co pan tam powiedział i nabrałem przekonania, że sprawa pani Grażyny jest naszą wspólną sprawą.
Jacek Duczman: Jak najbardziej.
Piotr Ikonowicz: Dziękuję serdecznie, panie burmistrzu.
Jacek Duczman: Mnie tylko przykro jest, że to takie zatoczyło koło.