Pogranicznik wrobiony w korupcję. Sąd Najwyższy wydał wyrok
Pan Krzysztof przez ponad 20 lat pracował w Straży Granicznej. W 2005 roku uczestniczył w rozbiciu grupy przemytników. Został za to nawet odznaczony przez prezydenta. Osiem lat później mężczyzna został jednak oskarżony przez jednego z zatrzymanych wcześniej przestępców o branie łapówek. Pomimo braku dowodów, sąd skazał go na karę więzienia. Ostatnią deską ratunku dla pana Krzysztofa był Sąd Najwyższy.
Krzysztof Brańka ma 53 lata. Pochodzi z Włodawy - niewielkiego miasta w województwie lubelskim. Przez ponad dwadzieścia lat był szanowanym oficerem Straży Granicznej. Walczył z przemytnikami ludzi, między innymi z grupą kierowaną przez dwóch przestępców: Zbigniewa J. oraz Dariusza K., która zajmowała się przemytem nielegalnych migrantów.
- W grę wchodziły kwoty od trzech do siedmiu tysięcy dolarów za przerzut jednego nielegalnego migranta. Z reguły w jednym takim transporcie były 23 osoby - wyjaśnia pan Krzysztof.
- Z moich informacji wynika, że przez te wszystkie lata liczba nielegalnie przemyconych ludzi można liczyć w tysiącach - dodaje mężczyzna.
- Oni przerzucali tych ludzi nawet do Niemiec i do Francji. Myślę, że mogli na tym zarobić miliony złotych - twierdzi Grzegorz D., były przemytnik.
ZOBACZ: Po 20 latach eksmitowali dozorczynię. Zachorowała i przestała płacić
We wrześniu 2005 roku grupa Dariusza K. i Zbigniewa J. zostaje rozbita. Przemytnicy trafiają za kratki. Akcją ich zatrzymania dowodzi Krzysztof Brańka. W nagrodę zostaje odznaczony orderem przez prezydenta. Osiem lat później to on zostaje jednak zatrzymany.
- Nagle otworzyły się drzwi, przystawiono mi długą broń i krzyczeli do mnie: stój k***, bo będę strzelał - opowiada Jolanta Brańka, żona pana Krzysztofa.
Prokurator oskarżył pana Krzysztofa o to, że jako oficer Straży Granicznej, w zamian za łapówki, współpracował z przemytnikami. Okazało się, że zarzuty oparto na zeznaniach Dariusza K. oraz Zbigniewa J. - tych samych przemytników, których Brańka zatrzymał w głośnej akcji osiem lat wcześniej.
Piotr Łabno, obrońca pana Krzysztofa twierdzi, że oprócz zeznań przestępców, nie ma innych dowodów na to, że jego klient brał łapówki.
Sprawą Krzysztofa Brańki zajęliśmy się rok temu. Udało nam się wtedy dotrzeć do jednego z pomawiających go przemytników. W rozmowie z nami mężczyzna przyznał, że mówiąc o rzekomych łapówkach zeznał nieprawdę.
- Wie pan, ja wtedy zostałem "zawinięty", a miałem dwumiesięczne dziecko na Ukrainie. Żeby wyskoczyć do dziecka, to w śledztwie zeznałem, że tam mu coś dawałem. Takie zagranie taktyczne - tłumaczył Dariusz K., były przemytnik.
Mężczyzna twierdzi, że takie rozwiązanie zasugerowała mu prokuratorka. - Jasno dała mi do zrozumienia, że taki i taki charakter zeznań sprawi, że nie dostanę sankcji trzymiesięcznej - powiedział.
Pomimo braku dowodów, w styczniu 2020 roku Krzysztof Brańka został uznany za winnego korupcji. Sąd skazał go na dwa i pół roku bezwzględnego więzienia. Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok.
ZOBACZ: Oddali auto, komornik zajął im 7 tys. zł
Kilka dni temu jego sprawą zajął się jednak Sąd Najwyższy. Ten postanowił uchylić wyrok skazujący. Dodatkowo uniewinnił Brańkę od zarzutu udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
- Ocena dowodów, która została przeprowadzona, została oceniona przez Sąd Najwyższy jako niewłaściwa, nierzetelna i to w stopniu rażącym. Orzeczenie SN jest ostateczne, nie podlega jakiemukolwiek zaskarżeniu - stwierdził sędzia Adam Roch z Sądu Najwyższego.
- Mój klient został uniewinniony od udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. To już jest bardzo dużo - skomentował wyrok obrońca pana Krzysztofa, Piotr Łabno.
- Wy, jako czwarta władza, przywróciliście mi wiarę, że w tej Polsce można jeszcze doczekać sprawiedliwości. I dzisiaj to się właśnie stało - powiedział pan Krzysztof.
Wyrok Sądu Najwyższego nie oznacza dla pana Krzysztofa końca walki. Teraz mężczyzna ponownie będzie musiał stanąć przed sądem poprzedniej instancji. Mężczyzna liczy na to, że tam również zostanie uniewinniony. Sprawie nadal będziemy się bacznie przyglądać.
- Obawy są zawsze. Ale jestem pewna, że teraz już wygramy. Jak to żeśmy przeszli, to już bajka - podsumowuje Jolanta Brańka, żona pana Krzysztofa.