Nagrał twarz złodzieja. Policja bezradna
Michał Banaś walczy o ukaranie złodzieja, który skradł mu minikoparkę. Choć na monitoringu widać jego twarz, to od roku jest nieuchwytny. Obecnie przebywa w Danii. Sprawa przerasta możliwości policji z Działdowa, nie pomaga fakt, że poszukiwany wraca do Polski w weekendy. Zdaniem pana Michała, policja ma wówczas za mało funkcjonariuszy na służbie, by zareagować.
25-letni Michał Banaś z Działdowa prowadził firmę budowlaną. Niestety rok temu skradziono mu narzędzie pracy, którym była warta około 100 tys. zł. koparka. Mężczyzna o wszystkim powiadomił policję. Sam również zaangażował się w szukanie sprzętu.
- To był 14.02. zeszłego roku. Wieczorem mąż wrócił do domu i powiedział mi, że zdarzyła się taka właśnie sytuacja. Pokazał mi monitoring z kamer. Był zły i chciał zaczynać coś działać, żeby jak najszybciej ich odnaleźć – opowiada Dominika Banaś, żona pana Michała.
- Dwóch sprawców weszli do nas na plac. Zostawiliśmy koparkę na przyczepie, bo to chodzi ogólnie o kradzież minikoparki. Tak było wszystko zrobione, jakby to było zaplanowane. No i po prostu skradli tę koparkę – tłumaczy Michał Banaś.
ZOBACZ: Matka klnie i wrzeszczy na dziecko. Postępowanie umorzono
Mężczyzna dostarczył policji zapisy z monitoringów, na których wyraźnie widać twarze sprawców. Jeden z nich został nawet zatrzymany. To jednak nie rozwiązało problemu, ponieważ policja do czasu zatrzymania drugiego złodzieja, zawiesiła postępowanie.
"Do sprawy ustalono dwóch podejrzanych. Jednemu z nich przedstawiono zarzut kradzieży minikoparki wraz z lawetą. Z uwagi na brak możliwości wykonania czynności procesowych z drugim z podejrzanych (przebywa poza granicami kraju), a którego wyjaśnienia mają istotny wpływ dla dalszego toku postępowania, dochodzenie zostało zawieszone w dniu 15.07.2022 r." – informuje Justyna Nowicka z Komendy Powiatowej Policji w Działdowie.
- Znalazł się jeden ze sprawców, sam się zgłosił na komisariat, ale nie zostały z niego wyciągnięte żadne informacje – komentuje Dominika Banaś.
- To już minął rok i za każdym razem było tak, że jak my się sami nie upomnieliśmy, nie pytaliśmy, nie dzwoniliśmy, to tych informacji było po prostu zero. Jak byłem na policji, to mi powiedzieli, żebym się spodziewał pisma o zawieszeniu tej sprawy, bo nie mogą tego drugiego sprawcy zatrzymać, gdyż najprawdopodobniej przebywa poza terenem kraju. Ja ogólnie wiem, dlaczego go nie mogą zatrzymać. To jest właśnie ten absurd. Działdowska policja ma bardzo mało policjantów. Sprawca przyjeżdża do Polski tylko w weekendy, a w weekendy nasza, działdowska policja nie pracuje bądź ma tylko jeden samochód. I oni nigdy do niego nie pojadą, bo przecież nie mogą – mówi Michał Banaś.
Jego zdaniem poszukiwana osoba mieszka na co dzień w Danii i tam też wywiozła koparkę.
ZOBACZ: Urzędniczy ping-pong trwał latami. Domu nie zbuduje
Udało nam się dotrzeć do rodziców partnerki poszukiwanego sprawcy - Krzysztofa P. Z ich relacji wynika, że mężczyzna kilka dni temu, przez nikogo nie niepokojony spędzał czas w Polsce. Przyjechał na pogrzeb ojca. Rodzice potwierdzają, że mieszka on z ich córką w Danii.
- Powinno być tak, że on powinien być poszukiwany też na terenie Danii, a nie tylko tutaj. Bo co to jest, że w Polsce sobie coś ukradnie, pojedzie tam i on już jest niewinny? Jednak policja powiedziała, że oni nie mogą rozmawiać z duńską policją, że ta duńska policja im w niczym nie pomoże. I w ogóle nie było żadnej współpracy – komentuje Michał Banaś.
Działdowska policja odmówiła komentowania sprawy przed kamerą. Mimo iż ustalono duński adres Krzysztofa P., sprawca pozostaje nieuchwytny. Brak sprzętu do pracy stawia pana Michała i jego rodzinę w bardzo trudnej sytuacji.
- Ten sprzęt był naprawdę świeżo kupiony, razem ze wspólnikiem zbieraliśmy na niego trochę czasu, można powiedzieć, że postawiliśmy wszystko na jedną kartę. I wszystkie swoje oszczędności wrzuciliśmy w to i czekaliśmy tylko na zwrot. Minął już rok od zdarzenia i tak naprawdę mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że może od 2-3 miesięcy bywało kilka nocy, gdzie o tym w ogóle nie myślałem. A tak to mieliśmy jakąś depresję przez to, no bo trochę nam się życie zawaliło – podsumowuje pan Michał.