Poszła do szpitala na prosty zabieg. Nie żyje
74-letnia Alfreda Stęplowska zmarła w szpitalu w Czerwonej Górze w województwie świętokrzyskim niespełna trzy dni po dwóch wydawałoby się rutynowych zabiegach. W specjalistycznej placówce miała mieć wykonaną biopsję pękniętego kolana na oddziale ortopedii. Lekarze wykryli narośl i trzeba było ją zbadać. Dodatkowo zdecydowano o wyjęciu tzw. gwoździa stabilizującego udo. Tuż po zabiegu pani Alfreda trafiła na OIOM, a następnie zmarła. Jej rodzina żąda wyjaśnień.
- Pan doktor ze Skarżyska stwierdził, że szpital w Skarżysku nie podejmie się tej operacji tylko trzeba znaleźć szpital wielospecjalistyczny. I tak właśnie zrobił. Znalazł na moje nieszczęście, znalazł ten szpital którym okazała się Czerwona Góra – opowiada Joanna Garczyk, córka pani Alfredy.
- Pani Alfreda wyjechała od nas jak to człowiek chory po złamaniu nogi. Była przytomna, dobrze się czuła, na ile się człowiek dobrze czuje, który ma złamaną nogę. Była wydolna oddechowo, krążeniowo bez cech jakiejkolwiek infekcji – mówi Krzysztof Grzegorek, dyrektor ds. lecznictwa Powiatowego Szpitala w Skarżysku-Kamiennej.
ZOBACZ: Patostreamy w sieci. Realni sąsiedzi mają dość „Magicala“
W szpitalu w Czerwonej Górze lekarze zdecydowali o dodatkowych działaniach.
- Nie było żadnej mowy o wyjęciu jakiegokolwiek „gwoździa” z uda stabilizującego, dla mnie to jest naprawdę matrix. Wysłać osobę zdrową na tak błahy zabieg, a dziś ją pochować… – mówi Krzysztof Stęplowski, syn pani Alfredy.
- Lekarz stwierdził, że „gwóźdź” im przeszkadza w pobraniu tkanki histopatologicznej, jak również może w późniejszym terminie przeszkodzić w założeniu endoprotezy. I stwierdził, że to już powinno być wyciągnięte, noga jest bardzo dobrze zagojona i muszą to usunąć – dodaje Joanna Garczyk, córka pani Alfredy.
ZOBACZ: Kacper choruje, coraz trudniej mu wejść po schodach do mieszkania
Dwa lata temu pani Alfreda złamała nogę w udzie. W Szpitalu Powiatowym w Skarżysku-Kamiennej ortopedzi zespoili kości tzw. gwoździem. Złamanie dobrze się zagoiło, po rehabilitacji kobieta odstawiła kule. Teraz zarówno badanie kolana, jak i usunięcie „gwoździa” miało być zrobione w wojewódzkim szpitalu specjalistycznym.
- Około godziny 14:00 tenże lekarz wyszedł prawdopodobnie z zabiegu mojej mamy, stwierdził, że po tej histopatologii wiadomo co to jest. I będzie wiadomo, czy to będzie endoproteza, która zaczyna się jak powiedział od 120 tys. zł, czy to będzie spojenie kości, bo on nie był w stanie w tym dniu powiedzieć – relacjonuje Joanna Garczyk.
Córka pani Alfredy ponownie zadzwoniła do lekarza około godziny 19.
- W słuchawce usłyszałam, że mama jest na intensywnej terapii. To był szok, ponieważ pojechała na wyjęcie gwoździa, więc zapytałam, co się stało. Z karty szpitalnej, którą otrzymaliśmy już po śmierci, jest napisane krwotok hipowolemiczny, wstrząs septyczny, przetaczanie krwi i do tego jeszcze podawanie: ja przez telefon usłyszałam ośmiu jednostek krwi, co w przeliczeniu daje około 3 do 4 litrów krwi, które mama straciła na bloku operacyjnym przy wyjmowaniu gwoździa z nogi. Z czego człowiek ma około 5-5,5 litra zależy od wagi. Nie zostałam nawet poinformowana, że ten zabieg przebiegł tak, a nie inaczej, chociaż przypuszczam, że doktor już wiedział, co się stało (o 14:00) wychodząc z tego zabiegu – mówi pani Joanna.
Dyrektor Szpitala w Czerwonej Górze odmówił wydania zwłok i zarządził sekcję, mimo sprzeciwu rodziny. Co było przyczyną krwotoku i wstrząsu septycznego? Szpital nie chciał udzielić wyjaśnień przed kamerą. Otrzymaliśmy oświadczenie:
„Po przeprowadzeniu wewnętrznego postępowania wyjaśniającego (…) w mojej ocenie personel szpital zrobił wszystko co było w zasięgu możliwości szpitala i było to zgodne z aktualną wiedzą medyczną”.
A to fragment rozmowy jednego z członków rodziny z lekarzem szpitala w Czerwonej Górze:
Rodzina: Czy na sekcję zwłok rodzina musi wyrazić zgodę, czy szpital może sam zadecydować?
Lekarz: Jeżeli my znamy przyczynę zgonu, to wówczas przychylam się do wniosku rodziny, żeby od tej sekcji odstąpić. Zazwyczaj pacjent nie przechodzi na OIOM po zabiegu i nie umiera po zabiegu. Robimy tę sekcję zwłok, żebyście państwo nie mieli żadnych wątpliwości, co do tego, że coś zostało zaniedbane, bądź jeżeli wykaże, że jest błąd medyczny, no to państwo macie otwartą drogę, by dochodzić roszczeń. Dla nas jest to badanie, które daje nam wskazówkę, czy na przykład jeżeliby się drugi raz zdarzył taki pacjent, to czy do takiego zabiegu w ogóle dopuszczać. Tego typu badanie umożliwia później też postępowania na przyszłość. Ja wiem, że państwu nic mamy nie zwróci.
ZOBACZ: Seniorzy marzną w mieszkaniach. Zakręcono im gaz
- Myślałam, że lekarze po to studiują, po to zdobywają wiedzę i doświadczenie, żeby nie dopuszczać do takiej sytuacji, a nie w przyszłości ich unikać – komentuje Joanna Garczyk, córka pani Alfredy.
Rodzina powiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia błędu. Wszczęto postępowanie wyjaśniające. Prokuratura Okręgowa w Kielcach zleciła przeprowadzenie kolejnej sekcji zwłok pani Alferdy, jej wyniki będą znane za sześć tygodni.
- W tego typu postępowaniach, ja jeszcze niczego nie przesądzam czy to będzie jeden biegły, czy też będzie zespół biegłych, bo o tym decyzję podejmie prokurator referent w oparciu o zebraną dokumentację w toku tego postępowania. Dopiero ta opinia da nam odpowiedź czy po pierwsze doszło do błędu w sztuce lekarskiej, jaki to był błąd i kto jest za niego odpowiedzialny. Dopiero w oparciu o wnioski z takiej opinii biegłych prokurator będzie wyciągał konsekwencje prawne – tłumaczy Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
- Jeżeli wiedzieli, że jest tak duże ryzyko, że mama może przy nim zejść, to dlaczego lekarz zaryzykował – pyta pani Joanna.