Zabójstwo pielęgniarki. Tajemnicze wpisy w sieci
Śledczy nie rezygnują ze schwytania zabójcy 27-letniej Aliny, pielęgniarki szpitala w Ostrzeszowie. Jej szczątki znaleziono ukryte w lesie, półtora roku po zaginięciu. Gdy sprawą zainteresowało się policyjne Archiwum X, w sieci pojawiły się tajemnicze wpisy. Wynika z nich, że autor wie kto jest mordercą.
Alina B. miała 27 lat. Mieszkała w Ostrzeszowie – małym miasteczku w Wielkopolsce. Pracowała jako pielęgniarka na oddziale dziecięcym tutejszego szpitala. Tak było do października 1994 roku.
- Dziękuję, nic nie powiem. Ani nawet grama. Niech sobie Archiwum X działa, ja im nie zabronię. Co mi to daje, powiedz pan? Co mi to daje, że kogoś znajdą? – mówi ojciec zamordowanej Aliny.
Jest 4 października 1994 roku. Niedziela. Alina kończy właśnie nocny dyżur. Około siódmej rano wraca do domu i kładzie się spać. Budzi się koło południa. Potem postanawia pójść do swojego rodzinnego domu. Jest umówiona z rodzicami na obiad. Tuż po dwunastej wyrusza na długi spacer.
- Miała do pokonania około 5 kilometrów. Wcześniej też tak chodziła i nigdy nie przytrafiło jej się nic niepokojącego. Szła sama, tak zeznał kierowca autobusu, który zmierzał tą trasą. Później musiała spotkać mordercę – mówi Anna Ławicka, dziennikarka.
ZOBACZ: Rozstał się z partnerką. Wkrótce oskarżono go o gwałt
Alina zostaje odnaleziona półtora roku po zaginięciu. Jeden z leśników przypadkowo natyka się na jej ciało. Jest porzucone w bagnie, w pobliżu rybnego stawu. Morderca przykrył je gałęziami oraz igliwiem.
- Tak na mój nos, na 99,9 procent nie jest to miejsce zabójstwa, sądzę, że zwłoki zostały tam po prostu porzucone. Znaleźliśmy przy nich klucze, parasol i jakąś tam część garderoby zbutwiałą. Tkanek miękkich tam już praktycznie nie było, więc nie można stwierdzić, czy np. została zgwałcona – opowiada były policjant zajmujący się sprawą.
- Miała obrażenia głowy i biegli stwierdzili, że to był powód jej śmierci. Obrażenia zadano narzędziem tępokrawędzistym – tłumaczy Weronika Henszel, dziennikarka „Faktu”.
- On nie zostawił po sobie żadnych śladów. Być może to nie była jego pierwsza zbrodnia, być może nie ostatnia. To musiał być ktoś, kto doskonale znał to miejsce, tę miejscowość. Ktoś, kto mieszka nieopodal. Podejrzewano sąsiadów, lekarzy z ostrzeszowskiego szpitala, a nawet jej szwagra – opowiada dziennikarka Anna Ławicka.
ZOBACZ: Tanie zabiegi estetyczne w Turcji. Prawda szokuje
To fragment rozmowy ze znajomym zamordowanej Aliny, który przez pewien czas znajdował się w gronie podejrzanych:
Pan był podobno zatrzymywany do tej sprawy… wiele lat temu
Może przesłuchiwany, czy coś, ale ja zatrzymywany nie byłem i mój brat też nie był zatrzymywany w tej sprawie.
A czemu to akurat was podejrzewali? Że to wy możecie być sprawcami?
Prawdopodobnie B. chodził i tak mówił.
Czyli ojciec Aliny…
Prawdopodobnie, nie wiem. Masa ludzi była posądzona. I kto do niej tu co miał, jakby ktoś stąd zabił ją?
Może ktoś ją chciał zgwałcić?
Tyle kobiet, co same dają, jeszcze ci koszulę wypiorą, wyprasują, nakarmią cię, to będzie ktoś gwałcił? To już są czubki takie, co kobiety gwałcą!
ZOBACZ: Groźna samowola budowlana. Nakazano ją rozebrać 27 lat temu!
Kilka lat temu sprawą zabójstwa Aliny zainteresowało się policyjne Archiwum X. Krótko po tym, na jednym z forów internetowych pojawiły się tajemnicze wpisy.
„Sprawca nie żyje. Zmarł na nowotwór we Wrocławiu, a pochodził z Sycowa. Pracował w wodociągach, miał konflikt z panem B.”
Z wpisów wynika, że ich autor wie kto jest mordercą. Wydawało się, że po latach śledztwo wreszcie nabierze tempa.
- Do dzisiaj nie jest rozwikłane, czy to był żart, czy to napisał ktoś, kto rzeczywiście miał tę wiedzę, natomiast no to był też jakiś przyczynek, żeby policja i prokuratura tę sprawę odświeżyły i ten wątek badają – mówi Weronika Henszel z „Faktu”.