Druga Trzebinia? Przez wstrząsy pękają ściany
Mieszkańcy powiatu chrzanowskiego (woj. małopolskie) kilka lat temu zaczęli odczuwać gwałtowne wstrząsy, będące efektem działalności Kopalni Węgla Kamiennego „Janina”. Sąsiedzi przedsiębiorstwa odczuwają ciągły niepokój - przez powtarzające się wstrząsy pękają ściany i rozszczelniają się instalacje gazowe. Władze „Janiny” rozkładają ręce. Twierdzą, że jedynym sposobem na rozwiązanie problemu mieszkańców byłoby zamknięcie kopalni, co oznaczałoby masowe zwolnienia.
Państwo Fudałowie mieszkają w domu na obrzeżach Chrzanowa w Małopolsce. Budynek należący do małżeństwa emerytów jest w fatalnym stanie. Te pęknięcia to efekt wstrząsów górniczych wywołanych przez pobliską kopalnię.
- Pęka wszystko, dom się rusza. Jest niebezpiecznie, ale co mam zrobić? Jakoś będziemy teraz próbowali to składać, żeby dożyć do tej śmierci. Sprzedałabym, ale kto mi kupi? Nikt nie kupi, nawet za grosze - mówi pani Małgorzata Fudała.
ZOBACZ: Pracował w kopalni - na emeryturze został bez węgla
Pani Czesława ma 83 lata. Kobieta ze względu na liczne choroby nie może samodzielnie funkcjonować. Opiekę nad nią sprawuje między innymi jej zięć. Pan Jacek przez trzydzieści lat jako elektromonter zjeżdżał na dół tej samej kopalni, która teraz wywołuje wstrząsy, rujnując jego dom.
- Śpi człowiek, a tu nagle: łup, łup, łup. Najgorsze wstrząsy są właśnie w nocy - mówi pani Czesława Miziołek.
- Budzę się i pierwsze co robię, to lecę do teściowej, do mamy, na górę, zobaczyć, czy koncentrator tlenu ma w nosie. Czy coś nie pospadało. Później lecę na górę, na strych, czy komin stoi, a później do gazu, który rozszczelnił mi się dwa razy. Niech sobie kopalnia jedzie, ale są na to warunki, żeby można było jechać tymi ścianami naprawdę solidnie i nie trząść nami - mówi pan Jacek Pająk.
- Pracuję dwadzieścia lat na Śląsku, jestem tam dziesięć godzin dziennie - ani razu nie trzęsło biurem ani galerią handlową. Nie spotkało mnie nic takiego. A jak wracam do domu, to od dwóch lat nie mogę się wyspać. Każdy mówi tylko o tym, że nie doszło do katastrofy budowlanej. Na to czekamy? Aż się poleje krew? Aż ktoś zginie, zawali się dom? - wskazuje pani Magdalena Janik-Cholewa mieszkająca w sąsiedztwie kopalni.
Mieszkańcy wsi sąsiadujących z kopalnią od kilku lat nękani są wstrząsami. Codziennie obserwują efekty szkód górniczych.
- Byłem dwadzieścia lat geologiem na kopalni i trzy lata na stacji tąpań i nigdy w życiu w swojej karierze nie spotkałem się z taką intensywnością wstrząsów. U nas na kopalni wstrząsy były, ale wstrząsy wysokoenergetyczne zdarzały się raz na pół roku, raz na rok. A z kopalni Janina, zdarzają się cztery razy dziennie, sześć razy dziennie - mówi Michał Potempa, jeden z mieszkańców.
Janusz Chowaniec, kierownik działu tąpań w Zakładzie Górniczym „Janina” twierdzi, że wstrząsy stały się „rzeczywistością dnia codziennego”, są nieuchronnie związane z eksploatacją i będą występować. - My staramy się przeciwdziałać temu zjawisku, bo to również wiąże się z bezpieczeństwem załogi, która tu pracuje na dole, a pracuje trzy tysiące górników. A trzeba liczyć jeszcze jedno: na jednego zatrudnionego bezpośrednio w górnictwie liczy się od trzech do czterech osób zatrudnionych w okolicznych firmach - dodaje.
Co oznacza, że gdyby kopalnię zamknięto, pracę straciłoby nawet kilkanaście tysięcy osób. Ale protestujący podkreślają, że nie chcą, by Zakład Górniczy „Janina” przestał działać. Mieszkańcy miasta Libiąż, gdzie znajduje się kopalnia, rozumieją, jak ważny jest to zakład pracy.
- Niech sobie kopalnia fedruje, tylko niech nie szkodzi mieszkańcom. Tak jak w naszym haśle: Kopalnia tak, ale szkody nie - mówią nam mieszkańcy.
ZOBACZ: Ogrodzili teren i wkopali gazociągi. Właściciel ziemi był bezradny
Obawy mieszkańców o swoje bezpieczeństwo wzrosły po wypadkach w Trzebini, położonym od Libiąża zaledwie kilkanaście kilometrów dalej. Tam w wyniku szkód górniczych powstały ogromne zapadliska.
- Sytuacja jest tutaj zupełnie odmienna i tutaj jest z naszej strony zapewnienie: tego typu zjawiska, jakie występują w Trzebini, konkretnie osiedle Gaj, nie wystąpią. Nasza eksploatacja była prowadzona znacznie głębiej i nie ma takiego zagrożenia dla mieszkańców, że trzeba będzie się z budynków wyprowadzić lub że nie będą się one nadawały do użytkowania - tłumaczy Janusz Chowaniec.
W rozmowie z kierownikiem wskazaliśmy, że w domach pojawiają się pęknięcia.
- Zgadza się, pęknięcia mogą się pojawić. Jeżeli one znajdują się tutaj bezpośrednio w terenie, gdzie jest eksploatacja, to jest cały proces odszkodowawczy - zgłoszenia szkody, wypłaty odszkodowań i zadośćuczynienia. Kopalnia jest zobowiązana, zgodnie z prawem, do realizacji takich działań - podsumowuje Janusz Chowaniec.
- Ja wolałbym mieć święty spokój i zachowany mir domowy taki, jaki sobie stworzyłem, a nie że będę się martwił, czy mi moje dzieci w nocy będą przychodziły płacząc i pytając: „co się dzieje?”. Ja nie po to wybudowałem dom, żeby korzystać teraz z dofinansowań przez kopalnie - odpowiada Mariusz Gajewski, jeden z mieszkańców.*
*skrót materiału