Bez odszkodowania. Według ubezpieczyciela czołowe zderzenie… sfingowano

38-letni Bartosz Sawicki z Warszawy od blisko dwóch lat czeka na odszkodowanie za kolizję drogową. Ubezpieczyciel początkowo zgodził się na wypłatę, jednak po kilku tygodniach zmienił zdanie. Oskarżył pana Bartosza o próbę… wyłudzenia odszkodowania. Jak było naprawdę? Jak sprawę widzi biegły sądowy?

- Od tego miejsca zacząłem prawą ręką pracować przy zagłówku, oślepiony słońcem. I oczywiście jechałem już nie po swoim pasie – opowiada na miejscu zdarzenia Bartosz Sawicki.

- Ja wyjeżdżałem spod tunelu w prawo. Na moim pasie ruchu kierujący samochodem VW jechał moim pasem ruchu i uderzył czołowo. Zdaniem ubezpieczyciela druga strona pod tym wiaduktem oczekiwała, by wyjechać mi i byśmy mogli podjąć próbę samobójczą zderzenia czołowego. Z drugiej strony, jak pan Tomasz miał tu czekać, jak tu jest normalny ruch samochodowy? Trudno tutaj mówić o takiej sytuacji – uważa Tomasz Szenke, poszkodowany w kolizji.

Zniszczenia w samochodzie pana Bartosza były tak duże, że uniemożliwiały jego użytkowanie.

- Wartość samochodu to jest jakieś 60 tysięcy zł, szkoda to ponad połowa wartości samochodu – tłumaczy.

ZOBACZ: Twierdzi, że sąsiad go prześladuje. Pokazał nagrania

Firma ubezpieczeniowa postanowiła nie wypłacić należnego odszkodowania. Tym samym zarówno pan Bartosz, jak i pan Tomasz musieli za własne pieniądze naprawić swoje samochody. Wycena szkód to kolejno 32 i 57 tysięcy złotych. Ubezpieczyciel do dziś twierdzi, że obaj kierowcy celowo doprowadzili do kolizji.

- Wydawało się, że wszystko będzie w porządku. Szkoda z mojego AC, a drugiego auta z mojego OC. Ja się przyznałem. Przyjechała policja na miejsce. Ubezpieczyciel potwierdził najpierw swoją odpowiedzialność za szkodę. W kolejnym kroku potwierdził wycenę. I od tego momentu sprawy przestały iść gładko. Ubezpieczyciel sugerował, że było to zdarzenie umówione, sfingowane. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca – wspomina pan Bartosz.

ZOBACZ: Matka Kamilka spodziewa się kolejnego dziecka? Byliśmy w Częstochowie

Przedstawiciele firmy ubezpieczeniowej nie komentują sprawy. Żądają od pana Bartosza opinii biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych.

„W związku z obowiązującymi nas przepisami prawa mamy ograniczone możliwości wypowiadania się w sprawach dotyczących poszczególnych umów ubezpieczenia i klientów.” – przekazano.

- Ubezpieczyciel jest gotów takie stanowisko zmienić, jeżeli pan Sawicki przedstawi stanowisko biegłego od rekonstrukcji drogowych. Tego typu przerzucanie obowiązków na klienta budzi sprzeciw rzecznika finansowego. W naszej ocenie leży to w kompetencjach ubezpieczyciela, by należycie zbadać sprawę, więc kontynuujemy interwencję – komentuje Małgorzata Korobczyc-Fonfara z Biura Rzecznika Finansowego.

Pan Tomasz skierował sprawę do sądu, a pan Bartosz poprosił o pomoc rzecznika finansowego. Oba postępowania trwają. My postanowiliśmy sprawdzić, czy sfingowanie takiej kolizji jest możliwe. O pomoc poprosiliśmy biegłego sądowego, który przeanalizował dla nas całe zdarzenie.

- Sfingowanie wypadku jest bardzo mało prawdopodobne. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby przy takim natężeniu ruchu ktoś zaczaił się za zakrętem, żeby to było w taki sposób zsynchronizowane. Poza tym to jest bardzo niebezpieczne i mało prawdopodobne, by ktoś narażał swoje życie dla kilku złotych za naprawę samochodu. Kierowca z naprzeciwka miał słońce i ściął zakręt. Mało jest prawdopodobne, by ktoś sobie stał pod wiaduktem, blokował ruch, wiedział, że drugi samochód będzie w tym miejscu jechał. To jest nieprawdopodobna sytuacja – tłumaczy Maciej Kulka, biegły sądowy.

ZOBACZ: Oferowały ekologiczne piece w rewolucyjnej formule. Nagle zaginęły

W sprawie dziwi fakt, że ubezpieczyciel zarzucając kierowcom próbę wymuszenia odszkodowania, nie skierował sprawy do prokuratury – co według przepisów prawa powinien zrobić. Pan Bartosz niebawem zamierza skierować swoją sprawę na drogę sądową.

- W sytuacji, gdzie takiego zawiadomienia do prokuratury nie ma, można przypuszczać, że chodzi o odciągnięcie w czasie wypłacenia odszkodowania, które w takiej sytuacji kierowcom się należy – mówi Maciej Kulka, biegły sądowy.

- To jest polityka firmy, która wstrzymuje wypłaty klientom, bo są to duże kwoty. Procentowo im się to bardzo opłaca. Bo jeżeli nawet dziesięć procent poszkodowanych nie pójdzie do sądu, to jest to czysty zarobek dla nich – ocenia Tomasz Szenke, poszkodowany w kolizji.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX