Kradzież w 40 sekund. Stracił 140 tys. zł, namierzył sprawców i… czeka
Niecałych 40 sekund potrzebowali złodzieje, by ukraść telefony i laptopy warte 140 tys. zł ze sklepu w Limanowej. Jego właściciel ma nagranie z napadu, sam odnalazł też swój sprzęt… w Rumunii. Wszelkie informacje przekazał policji i już cztery miesiące czeka, by odzyskać zrabowany towar. Telefony i laptopy szybko tracą na wartości.
W styczniu bieżącego roku złodzieje z Rumunii włamali się do salonu ze sprzętem elektronicznym w Limanowej w Małopolsce. Ukradli urządzenia warte ponad 140 tysięcy złotych. Złodzieje dwa dni przed włamaniem odwiedzili salon, by się rozejrzeć.
- Jak gdyby nigdy nic weszło dwóch klientów na sklep, no i chciałam zrobić to, co do mnie należy, chciałam jak najlepiej zaprezentować towar. Spytali czy można płacić w euro, powiedziała, że nie, ale niedaleko jest kantor. Powiedzieli, że pójdą wymienić pieniądze i wrócą. No i niestety wrócili, ale dwa dni później – opowiada Klaudia Grzegorzek, pracownica sklepu.
- Żeby było śmieszniej, w tych samych ubraniach przyszli w nocy z niedzieli na poniedziałek – dodaje Dawid Wójs, właściciel sklepu.
Złodzieje wrócili w nocy. Byli dobrze przygotowani, a samo włamanie trwało kilkadziesiąt sekund.
- Mieli to zaplanowane, pojawili się kilka dni wcześniej w mieście, wiadomo z analizy monitoringów w mieście, że odwiedzali między innymi jubilerów, byli też w innych sklepach z elektroniką – opowiada Przemysław Antkiewicz z portalu Limanowa.in.
Dawid Wójs pokazuje nam nagranie z chwili złamania. - Nasze drzwi wytrzymały cztery uderzenia młotem, kupionym niedaleko w sklepie budowlanym. Rozbijają szybę, drzwi się wygięły i mimo dwóch zamków otworzyły. Wchodzą, jeden niszczy gabloty, przy okazji niszcząc inne sprzęty, a drugi przeskakuje przez ladę i zbiera wszystko co najdroższe z naszej środkowej gabloty. Po 40 sekundach są poza sklepem – relacjonuje.
ZOBACZ: Szczury opanowały Wrocław. Wdzierają się do domów
Złodzieje zabrali przede wszystkim drogie telefony i kilka laptopów. Policja przyjechała po kilku minutach, ale sprawcy odjechali w kierunku słowackiej granicy. Ślad po nich zaginął. Właściciel salonu rozpoczął prywatne śledztwo. Swój sprzęt odnalazł w Rumunii i postanowił pojechać go odzyskać.
- Kilka dni po włamaniu, po intensywnych poszukiwaniach na portalach ogłoszeniowych w całej Europie, udało mi się znaleźć moje produkty na stronie rumuńskiego OLX. Na tym jednym widać napis, gwarancja - to jest nasza wewnętrzna naklejka – opisuje właściciel sklepu.
Po 16 godzinach jazdy mężczyzna dotarł do Rumunii.
- Mieliśmy tłumaczy, którzy nam pomagali w czynnościach. Byliśmy tam na komisariacie, ale niestety niewiele udało się ustalić. Procedury… oni chcieli dokumenty z Polski, my ich jeszcze wtedy nie mieliśmy – opowiada.
- Gdy był już przekonany, że uda mu się swoją własność odzyskać, zderzył się z urzędniczym betonem, bo wynika z tego, że nie ma za dobrej komunikacji między stroną polską a rumuńską – komentuje Przemysław Antkiewicz z portalu Limanowa.in.
ZOBACZ: Przekręt na skupie zboża. Rolnicy czują się oszukani
O zaangażowanie w sprawę chcieliśmy zapytać limanowskich policjantów. Niestety nasze pytania zostały bez odpowiedzi. Więcej informacji uzyskaliśmy w prokuraturze.
- Z takich półoficjalnych informacji policyjnych wynika, że spora część skradzionego sprzętu została zabezpieczona. Ma to być kilkanaście telefonów komórkowych oraz 8 czy 9 laptopów – informuje Mirosław Kazana, prokurator rejonowy w Limanowej.
- Z prokuraturą mam najmniej kontaktu, do tej pory praktycznie niewiele, nie ma informacji, co się dzieje oprócz tego, że kilkukrotnie zostały wysłane europejskie nakazy dochodzeniowe. Myślę, że prokuratura zderzyła się tu ze stroną rumuńską – ocenia Dawid Wójs.
ZOBACZ: Jest całkowicie niezdolny do pracy. GOPS odmawia świadczenia
A zatem oficjalnie nie wiadomo, kiedy skradziony sprzęt wróci do właściciela. Nie wiadomo też czy złodzieje zostali zatrzymani. Od włamania mijają cztery miesiące, a śledztwo - mimo zaangażowania właściciela salonu - nadal nie jest zakończone.
- To jest w tym wszystkim najgorsze, bo ten sprzęt traci na wartości, a my nie mamy informacji, co się z tym dzieje, ile to jeszcze będzie trwało, jak sprawa wygląda. Ta sprawa nie jest trudna, przy takiej ilości informacji, to powinno być znacznie szybciej rozwiązane – uważa właściciel sklepu.