Odcięty od syna. Decyzja sądu nic nie zmieniła
Pan Bartosz walczy o prawo widywania czteroletniego syna. Partnerka nie odbiera od niego telefonów, a gdy mężczyzna pojawia się przed jej mieszkaniem, nie otwiera drzwi. Nie pomaga obecność policji. W sierpniu pan Bartosz uzyskał orzeczone przez sąd prawo widywania dziecka, ale od tego czasu widział je jedynie raz.
Pięć lat temu 33-letni pan Bartosz z Wrocławia związał się z panią Anną. Po roku urodziło im się dziecko, ale para rozstała się.
- Nie hamowała się z nerwami i w zasadzie co miała, to rzucała. Te spory pojawiały się tak naprawdę znikąd. Bywało tak, że siedząc z synem na kanapie, mama w kuchni zaczynała agresję słowną. Starałem się uspokoić i mówię do niej: „słuchaj, dobra, porozmawiamy o tym później. Zobacz, dziecko siedzi obok, nie rób tak”. No ale to nie pomagało. Wręcz przeciwnie – opowiada pan Bartosz.
- Syn przyjechał tu, powiedział, o co chodzi, no to po prostu ręce się załamały, że do takiego czegoś może dojść – twierdzi pani Jacek, ojciec pana Bartosza.
- Punktem zwrotnym, gdzie w zasadzie już stwierdziłem, że czara goryczy się przelała, była chwila, gdy syn zaczął uderzać główką o podłogę. Stwierdziłem, że skoro jestem punktem zapalnym, to usunę się po prostu z tego mieszkania, żeby nie prowokować takich sytuacji. To było głupie myślenie – dodaje pan Bartosz.
ZOBACZ: Znalazła się w prawnej próżni. Nie może wziąć ślubu
Przez krótki okres po rozstaniu była partnerka nie utrudniała mężczyźnie kontaktów z dzieckiem, jednak w pewnym momencie sytuacja radykalnie się zmieniła. Pan Bartosz wystąpił więc do sądu o zabezpieczenie kontaktów z dzieckiem.
- Ojciec złożył wniosek o sądowe uregulowanie kontaktów z synem. Sąd przychylając się do jego stanowiska, wydał na czas trwania postępowania postanowienie, w którym uregulował tymczasowo – na czas trwania postępowania – kontakty chłopca z tatą. To postanowienie zapadło 3.08.2022 roku i ani jeden kontakt się nie odbył. Matka ani razu nie wydała dziecka na kontakt – informuje Sylwia Jastrzębska z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
- Sposobów na uniknięcie kontaktu jest nieskończona ilość. Zacznijmy od tego, że po prostu drzwi były nieotwierane. Mama albo była w środku, albo jej nie było. Wyjeżdżała gdzieś, twierdziła, że syn jest chory, potem nie odbierała telefonów. Nie było z nią kontaktu. Zdarzały się interwencje policji. Prosiłem o pomoc policję, bo nie wiedziałem, czy z nim jest wszystko w porządku – opowiada pan Bartosz.
- Z uwagi na to, że pan Bartosz od ponad roku nie widział się z dzieckiem, złożyliśmy na chwilę obecną wniosek o odebranie władzy rodzicielskiej matce dziecka i de facto o przejęcie opieki przez pana Bartosza – informuje Marcin Małolepszy, prawnik pana Bartosza.
ZOBACZ: Śledczy zrobili z niego przemytnika i fałszerza. Latami walczył o sprawiedliwość
Udaje nam się zamienić kilka zdań z matką dziecka.
- Tu chodzi o to, że my tego nie stosujemy dlatego, że dziecko ma zdiagnozowane PTSD. Próbujemy, otwieramy drzwi, namawiamy dziecko, ale dziecko się boi, więc prosimy go, wołamy – twierdzi.
- Jesteśmy rozczarowani przede wszystkim sądem, że to wszystko tak długo trwa. To nie jest nieruchomość, to jest dziecko! To jest dziecko, które potrzebuje miłości, opieki. A my nie wiemy, co się z nim tam dzieje – zaznacza pani Elżbieta, matka pana Bartosza.
- Mamy w tej sprawie patową sytuację. Mama kompletnie nie realizuje żadnego z tych orzeczeń dotyczących kontaktów. Nie jest to niestety sytuacja odosobniona. Mamy podchodzą bardzo emocjonalnie do byłego partnera i wychodzą z założenia, że jeżeli już go nie lubią, to znaczy, że dziecko ma taką samą postawę. To jest kompletne niezrozumienie sytuacji, dlatego że dziecko ma prawo do własnych emocji, do własnej więzi – mówi Sylwia Jastrzębska z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
- Strasznie za nim tęsknię. Ciężko jest mi funkcjonować w sposób, w jaki wcześniej mogłem, ponieważ wszystkie myśli krążą wokół niego. Dogadajmy się dla dobra dziecka – apeluje pan Bartosz.