Szokująca przemoc w ośrodku wychowawczym. Nie pierwszy raz
W lutym 17-letni syn pani Małgorzaty trafił do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Podborsku w województwie zachodniopomorskim. Chłopak stał się tam ofiarą przemocy. Jak mówi, był kopany i bity, oprawcy skakali mi po głowie. Gdy wrócił do domu, pokazał rodzicom nagrania. Są zbulwersowani - ich starszy syn również został pobity w tym ośrodku. Trafił wówczas do szpitala.
- Syn przebywał w ośrodku wychowawczym dlatego, że w domu był agresywny. Też miał swoje przejścia. W stosunku do mnie był agresywny, w stosunku do siostry był agresywny. No i dużo było kradzieży w domu – przyznaje Małgorzata Jóskowska.
- Na początku miałem takie podejście, że się boję, bo nie wiem, co mnie może tam spotkać. Potem zaaklimatyzowałem się w tym towarzystwie, ale gdzieś tam zaczęły się przewijać inne osoby i zaczęły się kradzieże moich ubrań, rzeczy osobistych – wspomina 17-latek.
- Ponieważ zabrali mu ubrania, poprosiłam pedagog, żeby mu je zwrócili. Byłam pewna, że zabierze je i odda mu z powrotem, że nie rozdmucha takiej sprawy – dodaje pani Małgorzata.
ZOBACZ: Niepewna przyszłość ojca trójki dzieci. Ich dom zostanie zburzony
Jej syn twierdzi, że pedagog powiadomiła innych wychowanków o problemie, a ci uznali, że 17-latek na nich doniósł. Jak mówi, od tego zaczął się jego koszmar.
- Weszli do mnie do pokoju, to całkiem niedawno było, w maju. Zaczęli mnie kopać w siedmiu, skakali mi po głowie – wspomina.
- Moim zdaniem po to jest pedagog w szkole, że jak mu się zgłasza takie coś, to on rozwiązuje problem w inny sposób. Bo później jest zemsta. No to normalne – komentuje pan Roman, ojciec 17-latka.
Dopiero kiedy chłopak przyjechał do domu, pokazał nagrania, na których dokładnie widać brutalne pobicia. Siedem lat wcześniej starszy brat również był w tym samym ośrodku i również został pobity do tego stopnia, że wylądował w szpitalu.
– Został tak strasznie pobity, zmaltretowany, że trafił do szpitala. Prawie na OIOM-ie wylądował. Został skopany. Wtedy pan dyrektor zamiótł całą sprawę pod dywan. Wiemy dzięki uprzejmości prowadzącego go wtedy nauczyciela, bo nas powiadomił, że jest w szpitalu. Inaczej nie wiem, czy byśmy się o tym dowiedzieli – mówi Małgorzata Jóskowska.
ZOBACZ: Awantura o proboszcza. Spór podzielił parafian
Zajmująca się sprawami obu pobić Komenda Policji w Białogardzie nie odpowiedziała na nasze pytania. Dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Podborsku próbował załagodzić całą sytuację.
- Przyjechał, przywiózł trzech chłopaków. Spotkaliśmy się tutaj na dole na parkingu. Przepraszali, bardzo przepraszali. Ale jeszcze mieli czelność do mnie powiedzieć, że mam się zastanowić, odpuścić i zostawić to wszystko. Żebym to jakoś inaczej załatwiła. Żeby oni nie ponieśli kary. Ja mówię: panowie, to jest pobicie, to jest zmasakrowanie drugiego człowieka. Tak nie może być. To tak jakbyście podeptali jego godność. Ja mówię – fajnie by ci było, jakby tak ktoś ciebie podeptał? Pobił i zostawił na pastwę losu, żebyś musiał przyjechać do domu i bać się wyjść na ulicę? – opowiada Małgorzata Jóskowska.
- Teraz znowu jakiś „kolega” z Koszalina, który tutaj mieszka, wysłał mu jakąś głosówkę, że go dojedzie tutaj, że mu łeb rozwalą. Że tu w Koszalinie jak go dopadną, to łeb mu roztrzaskają za to, że doniósł – dodaje Roman Jóskowski
ZOBACZ: Dramat matki z czworgiem dzieci. Stracili wszystko i nie mają gdzie mieszkać
Dyrekcja placówki nieco inaczej opisuje całą sprawę.
- Chłopcy, ci wychowankowie, mówili jednoznacznie, że postąpili totalnie źle, ale byli pod presją. Nikogo tu nie bronię. Sytuacja jest ewidentnie zła, jeżeli chodzi o tych wychowanków, którzy dokonali tego. Ja potępiam to w stu procentach. Ale powiem panu szczerze, pytałem – dlaczego to zrobiliście? Bo oprócz tych ciuchów, chodziło też jeszcze o jakieś pieniądze. On pożyczał, nie oddawał. Od wychowanków pożyczał, nie oddał. Matka oddawała, on je niby gubił, a tak naprawdę nie chciał oddać. Tak że to nie jest tak, że tu jest sprawa jednoznaczna. Sprowokować - sprowokował, na pewno. Oni poniosą tego konsekwencje – słyszymy w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Podborsku.
Wyjaśnieniem okoliczności ma zająć się policja i prokuratura. A tymczasem rodzice chłopaka chcą zrobić wszystko, żeby ich syn nie musiał już wracać do tego ośrodka.
- Na razie jest cichy i spokojny. Nie ma żadnych agresji z jego strony ani nic. Myślę, że chyba zrozumie też troszkę, że w domu jest trochę lepiej – podsumowuje Roman Jóskowski.