Zamiast zarobić, zadłużali się. Współpracowali z tą samą rozlewnią gazu

41-letni Piotr Dudka mieszka w Zwierzynku w województwie zachodniopomorskim. Mężczyzna w 2005 roku założył firmę transportową. Dwa lata później rozpoczął współpracę z rozlewnią gazu. Twierdzi, że został oszukany przez pracowników rozlewni, a wygenerowane przez nich długi doprowadziły go do próby samobójczej. 

- Zadłużenie rosło bardzo szybko. Co spłaciłem zadłużenie, moje saldo zaraz wskakiwało na koniec miesiąca nowe. Ja już nie wiedziałem, jak sobie z tym radzić. Łapałem się, czego mogę. Brałem kredyty, by to spłacać, a to cały czas narastało i narastało. Borykałem się cały czas z zadłużeniem między tymi 10-20 tysiącami złotych – opowiada Piotr Dudka.

- I nie mógł z tego odejść. Bo mówi: „spłacę i odejdę”, ale nie dało rady – podkreśla Teresa Dudka, matka pana Piotra.

ZOBACZ: Mieszkańcy kontra deweloper. Nie tak miało wyglądać nowe osiedle

Początek współpracy z rozlewnią pan Piotr wspomina bardzo dobrze. Dopiero po kilku miesiącach okazało się, że zamiast zarabiać, wpędza się w ogromne długi. Władze rozlewni twierdziły, że kierowca sprzedał więcej butli z gazem, niż było w rzeczywistości. Zaczęto obciążać pana Piotra fakturami o tzw. butle widmo. Wraz z upływem czasu 41-latek nie był w stanie spłacać swojego pracodawcy. Dług rósł. 

- Dokumenty firmy różniły się z moimi dokumentami ilością butli, które były sprzedawane. Sprzedałem powiedzmy 100 butli, a oni twierdzili, że 80. Przedstawiciel brał kartkę i mówił, że system się nie myli. Nie ma się do czego czepić, sugerowano, że to ja się gdzieś pomyliłem w liczeniu – opowiada Piotr Dudka.

  - Na przykład wywiózł 30 ton gazu przez pół miesiąca, a to tylko 27 ton jest na spisie, 3 tony znikło. I przedstawiciele handlowi sobie sprzedawali ten gaz na lewo, a kwotą był obarczony syn. W 2013 roku w ciągu styczeń luty, marzec oni zrobili 79 tysięcy lewego utargu. Jest to zgłoszone na policji i do prokuratury. Przeszło dwa miliony złotych. Tyle mu nie wypłacili faktur. Płacił podatki, ZUS-y, a oni go dalej „ciągnęli” – mówi Stanisław Dudka, ojciec pana Piotra.

- Dostał mąż wydruk, gdzie 1 listopada nikt nie pracuje, jesteśmy na cmentarzu, a oni synowi zrobili prawie 37 tysięcy zł utargu – dodaje Teresa Dudka, matka pana Piotra.

Sławomir Michorzewski współpracował z tą samą rozlewnią. Podobnie jak pan Piotr skrupulatnie prowadził dokumentację przewozową i sprzedażową. Mimo to pracownicy rozlewni stale udowadniali mu, że oszukuje. Po pięciu latach współpracy mężczyzna się zwolnił. Wtedy okazało się, że dług pana Sławomira wynosi kilkanaście tysięcy złotych. 

- Problemy zaczęły wychodzić po około 24 miesiącach, jak już byliśmy w pełni zaangażowani w wywózkę tych butli gazowych do klientów. Okazało się, że ciągle nam tych butli na magazynie brakuje. Zawsze była jakaś rozbieżność. I to się nawarstwiało. Brakowało zawsze od 10-20 tysięcy zł – opowiada Sławomir Michorzewski.

ZOBACZ: Awantura o proboszcza. Spór podzielił parafian

Anna Ulan twierdzi, że pracownicy rozlewni zmienili jej życie w koszmar, wpędzając ją w długi. Straciła cały majątek. Bo im więcej pracowała, tym jej dług wobec pracodawcy rósł. Pani Anna do dziś leczy się psychiatrycznie. 

- Rozmnożył się w dokumentach towar, którego ja nawet nie posiadałam na stanie. Ciągle było tego więcej i więcej. Jak ja zamawiałam dostawy, to pan Roman P., dziwił się, że jak ja mogę zamawiać dostawy, jak ja mam 700 albo nawet 900 butli na magazynie. Mój dług urósł do około 700 tysięcy. To jest tragedia dla mnie. Jak mi zabrali majątek, sprzedali majątek, po prostu podjęłam próbę samobójczą – przyznaje Anna Ulan.

Udaliśmy się do siedziby rozlewni. Okazało się, że jej przedstawiciele, których nasi rozmówcy winią za swoje długi, już w niej nie pracują. Firma wie o problemie, ale nie ma sobie nic do zarzucenia. Nie wyjaśniono nam również, skąd wzięły się kolosalne zadłużenia właścicieli firm transportowych. 

ZOBACZ: Dramat matki z czworgiem dzieci. Stracili wszystko i nie mają gdzie mieszkać

Po tygodniu mailowo otrzymaliśmy stanowisko rozlewni. 

„W naszej ocenie zarzuty kierowane przeciwko spółce są oparte albo na niezrozumieniu dokumentów, które były podpisywane przez Piotra Dudkę (oraz osoby działające w podobny jako on sposób), albo też wynikają ze złej woli, nastawionej na zaszkodzenie Spółce. Podkreślamy, że zarzuty te nie mają natomiast nic wspólnego z rzeczywistością” – przekazał Maciej Chyż, rzecznik prasowy spółki.

Pan Sławomir próbuje stanąć na nogi po nieudanej współpracy z rozlewnią. Panią Annę czeka licytacja domu odziedziczonego po rodzicach. A sprawę pana Piotra bada prokuratura. Wszyscy liczą, że sprawa zakończy się dla nich pomyślnie i nie będą musieli spłacać ogromnych długów. 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX