Wjechał w nich pijany kierowca. Rodzice zginęli, córka walczy o zdrowie i odszkodowanie
26-letnia Magdalena Kowalczyk z Bukowca na Podkarpaciu w grudniu 2020 roku brała udział w koszmarnym wypadku. Jej rodzice po świętach Bożego Narodzenia odwozili ją do Rzeszowa na pociąg. Czołowo zderzył się z nimi pijany kierowca. Rodzice pani Magdaleny zginęli w wypadku, a ona dwa tygodnie spędziła w śpiączce. Dziś jest osobą z niepełnosprawnościami, która walczy o powrót do zdrowia. To utrudnia brak środków i walka z ubezpieczycielem o ich wypłatę.
Magdalena Kowalczyk ma 26 lat, mieszka w Bukowcu na Podkarpaciu. Zawsze była osobą aktywną. Studiowała we Wrocławiu, w pandemii angażowała się w pomoc sąsiedzką dla osób starszych. Wszystko przerwał koszmarny wypadek, do którego doszło w grudniu 2020 roku.
- W lutym miałam rozpocząć studia magisterskie i chciałam otworzyć w Bieszczadach beach bar i domki. Założyłam firmę i od stycznia miałam się starać o koncesję i wszystkie pozwolenia. Ale nie doczekałam - mówi.
- To było dokładnie 27 grudnia, a że w nocy rodzice odwozili mnie do Rzeszowa na pociąg, to pamiętam tylko jak wsiadałam do auta i tyle. Potem już zapewne zasnęłam - dodaje.
Około godziny 4 rano rodzice odwozili panią Magdalenę na pociąg do Rzeszowa. Miała wrócić do Wrocławia na studia. Jadący z naprzeciwka 22-letni wówczas Adrian C. stracił panowanie nad kierownicą i zjechał na przeciwległy pas. Był pod wpływem alkoholu. Później za spowodowanie wypadku sąd skazał go na 9,5 roku pozbawienia wolności.
Reporter: Jak długo była pani w śpiączce?
Pani Magdalena: Około dwóch tygodni.
Reporter: A pani rodzice?
Pani Magdalena: Tato zginął na miejscu, a mama w szpitalu po paru godzinach.
Reporter: Kiedy pani się o tym dowiedziała?
Pani Magdalena: To było tak, że byłam w Budziku i zaczęłam mniej więcej kontaktować, to już się z czasem domyśliłam, co się wydarzyło. Bo rodzice byli tacy, że w każdej sytuacji przyjeżdżali, odwiedzali, a tu ich nie było.
ZOBACZ: Auto przepadło w komisie. Musi opłacać OC i mandaty!
- Mnie nie dawali szans na przeżycie parę godzin po wypadku. A jak się już obudziłam i byłam przytomna w stu procentach, to było w Budziku. Miałam bardzo intensywną opiekę, bo nie byłam w stanie zrobić najprostszych rzeczy, np. trzymać głowy. Byłam taką osobą leżącą, nie mogącą wykonywać żadnych czynności - opowiada.
Od dnia wypadku 26-latka przechodzi intensywną rehabilitację, a swoje postępy dokumentuje na zdjęciach i nagraniach wideo. Powrót do zdrowia okazuje się jednak bardzo kosztowny, a problemy pojawiły się w momencie wypłaty środków z ubezpieczenia. Towarzystwo rozliczyło jedynie tzw. kwoty bezsporne, które opiewały na kilkadziesiąt tysięcy złotych.
- Miałam też złożone dwukrotnie wnioski o przyznanie renty z tytułu niezdolności do pracy. I podwójnie ten wniosek został odrzucony, więc teraz pójdzie to drogą sądową - mówi pani Magdalena.
Reporter: O jakich kwotach mówimy?
Pani Magdalena: Ja się starałam po rodzicach o ponad 300 tysięcy zł.
- Kwoty, które zostały zaproponowane przez ubezpieczyciela, całkowicie nie odpowiadają sytuacji rynkowej. Powinny być one znacznie, znacznie wyższe, już jako kwoty bezsporne - twierdzi mec. Bartosz Graś.
Zapytaliśmy ubezpieczyciela o rozbieżności między oczekiwanymi a wypłaconymi pieniędzmi. Nikt nie zdecydował się na rozmowę przed kamerą, a biuro prasowe zasłoniło się tajemnicą ubezpieczeniową. W piśmie przesłanym do pani Magdaleny brak renty towarzystwo tłumaczyło przyznaniem świadczenia rehabilitacyjnego przez ZUS.
- Ubezpieczyciel nie może zasłaniać się tym, że poszkodowany otrzymuje świadczenie z ZUS-u. Te świadczenia są rozdzielne. Oczywiście jedno i drugie ma wpływ, ale nie wykluczają się. Nie może ubezpieczyciel mówić, że jeżeli otrzymujemy jakiekolwiek świadczenie, to on jest zwolniony z wypłaty renty - twierdzi mec. Graś.
ZOBACZ: Zamiast zarobić, zadłużali się. Współpracowali z tą samą rozlewnią gazu
Reporter: Teraz jest pani uzależniona od innych?
Pani Magdalena: Tak, muszę cały czas ubiegać się o pomoc od kogoś, nie jestem na tyle samodzielna.
Reporter: Rozpoczęła pani w internecie zbiórkę…
Pani Magdalena: Złożyłam dokumenty o zbiórkę odnośnie zakupu mieszkania w Rzeszowie, bo będąc tutaj w Bieszczadach ciężko mi. To jest w ogóle nieosiągalne, żeby rehabilitować się i dostawać do ośrodków.
Reporter: A jakie są szanse na powrót do pełnej sprawności?
Pani Magdalena: W sumie to stuprocentowe. Ale to wymaga czasu i poświęcenia dużo. Plany są nadal. Tylko czas realizacji się wydłużył.