Skandaliczne warunki. Za małe mieszkanie tragedią rodziny
Państwo Pawlaczykowie z Turku mieszkają w tak małym mieszkaniu, że ich niepełnosprawny syn śpi na nierozkładanej wersalce, na której nie mieszczą mu się nogi. To lokal tymczasowy, który powinien zostać zamieniony na większy, ale od 7 lat urzędnicy takiego nie znaleźli. W efekcie 33-latek żyje niemal jak w klatce.
63-letnia pani Zofia i 72-letni pan Edward mieszkają w miejscowości Turek w województwie wielkopolskim. W jednym pokoju z niepełnosprawnym 33-letnim synem Dariuszem walczą o przetrwanie.
- Z nim trzeba być 24 godziny na dobę, bo sam sobie rady nie da w życiu. Syn śpi na wersalce, a nogi ma ułożone pod stołem, bo wersalka się nie rozkłada. Jak ją rozłożę, to mąż będzie po nim chodził – mówi Zofia Pawlaczyk, mama pana Dariusza.
ZOBACZ: Sąd przyznał, że należy im się lokal socjalny. Czekają 14 lat!
Rodzina trafiła do lokalu, bo budynek, w którym poprzednio mieszkała, został wyłączony z użytku. To miało być mieszkanie tymczasowe i tak jest już od siedmiu lat.
- Darek jest bardzo nerwowy, on nie może się tu wyciszyć: auta, pukanie w okno, to jest przy chodniku… To nie jest dla dziecka - ocenia sąsiadka pani Alicja.
- Jak tu otworzyć okno? Tu jest tragedia, chodzą chuligani, ludzie uzależnieni od alkoholu, pukają, zaczepiają. Strach po nocy iść – dodaje sąsiad pan Piotr.
Rodzina mieszka w kamienicy, w której chory pan Dariusz przeżywa trudne chwile odrzucenia.
- Denerwuję się, jak pokazują na mnie, przeklinają, mówią, że głupi jestem i kaleka – przyznaje niepełnosprawny Dariusz Pawlaczyk.
ZOBACZ: Szukali przyczep, straty szacują na 120 tys. zł
Wytchnieniem okazują się zajęcia terapeutyczne. Pan Dariusz spędza na nich kilka godzin dziennie.
Pan Dariusz marzy o swoim pokoju. Marzy także o spotkaniu ze swoim starszym bratem - 37-letnim niepełnosprawnym panem Grzegorzem. Niestety mężczyzna przebywa w ośrodku oddalonym o ponad 300 kilometrów od domu. Tam ma pełną opiekę i rehabilitację. Bracia chcieliby spędzić razem wakacje, jednak w tak tragicznych warunkach jest to niemożliwe.
- Raźniej by im było, brat z bratem, a tak sam jest, siedzi, telewizor i nic więcej – komentuje pan Piotr, sąsiad rodziny.
- Nie pojadę do niego, bo to tyle kilometrów… Moja renta to jest mało, by tam jechać po niego, mam 1250 zł – zaznacza Edward Pawlaczyk.
ZOBACZ: Chce wybudować osiedle na działce rolnej. Sąsiedzi protestują
Urząd miasta obiecał wsparcie. Jednak na inny lokal trzeba będzie jeszcze poczekać.
- Mówione było, że jest to mieszkanie tymczasowe, natomiast to nie jest tak, że w pięć minut znajdziemy mieszkanie, bo stoją puste i dysponujemy kluczami. Może minąć jeszcze tydzień, może miesiąc. Ważne jest, w jakim stanie jest mieszkanie, które ktoś opuszcza. Bardzo często odzyskujemy lokale do kapitalnego remontu – tłumaczy Joanna Misiak-Kędzior, zastępca burmistrza Turku.