Zlikwidowali dojazd do firmy. Bankrutuje
Jeszcze kilka lat temu do punktu skupu surowców wtórnych w Ełku był swobodny dojazd. Teraz do firmy Cezarego Dracewicza dojechać samochodem nie można, bo miasto urządziło tam ścieżkę rowerową. Mężczyzna stracił źródło utrzymania.
- Żona pracuje, a ja wegetuję. Mieliśmy oszczędności, ale wszystko poszło w sądy, adwokatów, opłaty. Nawet do opieki społecznej nie mogę iść, bo przecież prowadzę firmę – opowiada Cezary Dracewicz.
- Mamy dwoje dzieci, jedno studiuje, drugie w szkole średniej i mamy problem z podstawowymi opłatami. Postawa mojego męża jest niesamowita, mąż jest człowiekiem bardzo odważnym, dla mnie bohaterskim. Nie wiem, skąd bierze tyle sił, żeby wytrwać – dodaje Monika Dracewicz.
ZOBACZ: Z dziecięcymi wózkami do autobusu. Kierowcy nie chcą ich zabierać
Urzędnicy upierają się, że drogi w tym miejscu oficjalnie nie było, mimo że jeździły tamtędy także służby mundurowe i urzędnicy. A na prowadzenie działalności pan Cezary miał pozwolenia. Klienci nadal do niego przyjeżdżają sądząc, że firma prosperuje.
- Droga była, odkąd budynek powstał, od stu lat. Dojeżdżałem ja i moi poprzednicy. Miasto nią dojeżdżało na wszelkie kontrole, audyty. Służby mundurowe dojeżdżały tą drogą. W takim razie służby mundurowe, miasto, wszyscy łamali prawo. A miasto przymykało na to oko przez 40 lat. No tego nie rozumiem – zaznacza Cezary Dracewicz.
- Nie ma szans, żeby się zmieniło podejście miasta, to jest teren zielony i rekreacyjny, a pan brnie dalej – ucina Artur Urbański, zastępca prezydenta Ełku w rozmowie z panem Cezarym. Gdy przedsiębiorca podkreśla, że to jego urzędnicy pozytywnie zaopiniowali decyzję starostwa w sprawie zezwolenia na prowadzenie skupu, ten odpowiada: Idąc panu na rękę.
Urzędnicy proponują, żeby pan Cezary dojeżdzał do swojego skupu od innej ulicy. Ale tam na przeszkodzie stoi ogromna skarpa. Na nią też lokalni włodarze mają pomysły.
- Skarpa ma 5,5 m wysokości. To niemożliwe, by po niej wywozić moje surowce – uważa pan Cezary.
- Ja się zgadzam, że tam są problemy, jeśli chodzi o tę skarpę, ale nie uważam, że to jest problem nie do rozwiązania – odpowiada Artur Urbański, zastępca prezydenta Ełku.
ZOBACZ: Skandaliczne warunki. Za małe mieszkanie tragedią rodziny
Gdy ruszała budowa ścieżki rowerowej, pan Cezary i jego rodzina próbowali powstrzymać inwestycję. Te działania skończyły się wezwaniem do kuratora sądowego. Państwo Dracewiczowie mieli rzekomo narazić córkę na niebezpieczeństwo.
- Wyszliśmy wszyscy bronić swego. Próbowaliśmy rozmawiać, próbowaliśmy tłumaczyć. Syn był pełnoletni, córka nie – relacjonuje Monika Dracewicz.
- Mi na tym zależało, żeby tam być. Chciałam bronić taty i swojego terytorium – mówi córka Julia, a syn Artur dodaje: Siłą próbowali nas wygnać, stawiane były maszyny, samochody i ogólnie była agresja z ich strony.
- Pani kurator stwierdziła, że to jest jakiś absurd, że urząd miasta, że zgłosił ktoś tak absurdalną rzecz. Chciano nam dzieci odebrać? – zastanawia sią pan Cezary.
ZOBACZ: Sąd przyznał, że należy im się lokal socjalny. Czekają 14 lat!
O ścieżkę rowerową toczyło się już kilka procesów. Ostatni pan Cezary wygrał, ale sąd nakazał tylko usunięcie słupków. Jeździć nią nadal nie wolno.
Pan Cezary i jego pełnomocnik planują złożyć skargę nadzwyczajną do Sądu Najwyższego. To ostatnia deska ratunku dla upadającego rodzinnego biznesu.
- Nie wierzę ani w organy, ani w to państwo. Zwyczajnie się boję – podsumowuje pan Cezary.