Auto z komisu przestało jeździć po… miesiącu
Agnieszka Popadeńczuk kupiła za 8 tys. zł w komisie w Zabrzu dwudziestoletniego opla. Miesiąc później auto… przestało jeździć. Do wymiany jest rozrząd i układ wydechowy. Kobieta twierdzi, że w komisie zapewniano ją, że auto jest w pełni sprawne. Za to protokole sprzedaży zapisano coś innego.
W lutym kupiła auto w komisie – samochód od czterech miesięcy stoi pod blokiem. Pani Agnieszka ze Świętochłowic jest samotną matką niepełnosprawnego 12-letniego Filipa. Potrzebuje samochodu, by odwozić go do szkoły specjalnej dla autystyków, jeździć do lekarzy i na rehabilitację.
- Syn urodził się z napięciem mięśniowym, szpotawymi stopami, chorobą Hirschprunga. Cały czas jest pod stałą kontrolą nie tylko psychiatry, psychologa, ale też neurologa i ortopedy. Do szkoły mam 20 kilometrów. Syn nie nadaje się na transport pociągiem lub autokarem. Kiedy przychodzi u niego stres, automatycznie mi się blokuje – wyjaśnia Agnieszka Popadeńczuk.
ZOBACZ: „Biznes” na certyfikatach jakości. Przybywa poszkodowanych
Kobieta dokładnie opisywała swoją sytuację sprzedawcy w komisie w Zabrzu. Prosiła o sprawny samochód. Jednak rozrząd i układ wydechowy w dwudziestoletnim oplu przestały działać po miesiącu.
- Samochód był przedstawiany jako super, bez wad. Bez wstępnych opłat, czyli nie musiałam biegać po mechanikach - rejestruję samochód i jeżdżę. Nawet pytałyśmy, czy potrzebne będą jakieś naprawy: Nie. Wsiadać i jechać – relacjonuje pani Agnieszka.
Tymczasem w protokole sprzedaży znalazła się informacja, że „stan techniczny (auta) nie jest dobry, jest wręcz - zły”. Pani Agnieszka w komisie zapłaciła 8 tys. złotych. Czuje się oszukana.
- Okazało się, że ten protokół podpisałam, ale nawet nie jestem pewna, w którym to było momencie. Bo podpisując wszystkie dokumenty pani agent, która nam ten samochód niby wydawała, powiedziała, że to są takie ich dokumenty wewnętrzne, ich dokumenty obiegowe – mówi Agnieszka Popadeńczuk.
- Niejeden klient tej sieci komisów relacjonował nam, że dopiero po sprzedaży zorientował się, że podpisał protokół, w którym były niezakomunikowane mu wcześniej informacje o stanie pojazdu – przyznaje Oskar Możdzyń, prawnik Autoprawo.pl.
ZOBACZ: Przez błędy w dokumentach nie może sprzedać domu
Podobna sytuacja w tym samym komisie w Zabrzu spotkała pana Kamila z Rudy Śląskiej. Za siedmioletni samochód zapłacił 50 tys. złotych - jeździł tydzień. Okazało się, że auto ma zatarty silnik. Naprawa to koszt ponad 40 tys. złotych. Auto od prawie roku stoi więc pod blokiem.
- Kupiłem auto rok temu, w czerwcu. Pojeździłem nim tydzień. Po tygodniu dałem auto do mechanika na wymianę oleju i okazało się, że w oleju są opiłki metalu, dlatego musieliśmy auto dać do serwisu. W komisie bardzo polecali to auto, mówili, że było w ASO, że było z floty, że to i tamto. Nie było mowy o żadnym problemie z silnikiem. A okazało się, że jak jechaliśmy do rodziców, jak olej w silniku się zagrzał i wyskoczył błąd silnika – opowiada Kamil Kała.
- Jeżeli silnik pojazdu okazuje się być wadliwym już w ciągu pierwszych tygodni użytkowania, no to ewidentnie coś było nie tak już wcześniej. Mamy nadzieję, że potwierdzi to biegły w toku sprawy sądowej – dodaje Oskar Możdzyń, prawnik Autoprawo.pl.
Pani Agnieszce w ramach reklamacji zaproponowano 1000 zł. Jednak same części to koszt ponad 3 tys. złotych. Matka pani Agnieszki próbowała wyjaśnić sprawę z menadżerem komisu w Zabrzu.
Jadwiga Popadeńczuk: To jest czyste oszustwo. Chcieliście sprzedać samochód, a pracownica, która pisała umowę, nie mówiła o samochodzie, o stanie technicznym samochodu, ale mówiła, żeby napisać pozytywną opinię.
Menadżer: My tutaj na oddziale nie możemy nic. Jeżeli jest już zgłoszona reklamacja, to ja mogę tylko zgłosić, że państwo byli w takiej obsadzie. Ja nie mogę decyzyjności już żadnej podjąć. Na tym poziomie to powinien prawnik z państwem porozmawiać.
ZOBACZ: Mąż bił i poniżał, teraz chce połowę majątku
Z Zabrza odesłano nas do działu reklamacji w Katowicach. Przedstawiciel firmy nie zgodził się na wypowiedź dla Interwencji. Przekazał jedynie, że firma ponownie odpowie na złożoną przez panią Agnieszkę reklamację.
- Jest to duża, ogólnopolska sieć komisów, więc zwraca się do nas dużo klientów, którzy nabyli tam samochody. To, na co trzeba uważać, to na pewno na protokoły sprzedaży, które nie zawsze są jasno komunikowane klientom odnośnie ich treści, co tam tak dokładnie wpisano – zaznacza Oskar Możdzyń, prawnik Autoprawo.pl.
- Powiedziałam, że ja zrzekam się tego samochodu całkowicie i proszę o zwrot poniesionych kosztów. I w tym piśmie jest to zaznaczone i czekam na decyzję. Po tych uszkodzeniach, które wypisała firma i po tym, że samochód stoi już pół roku, to uważam, że to nie jest już samochód bezpieczny dla mojego dziecka. Gdybym nie miała syna, to mogłabym zaryzykować. Jednak ja jeżdżę z dzieckiem: turnusy rehabilitacyjne, lekarze, i to dla dziecka potrzebuję bezpieczeństwa, nie dla siebie – podsumowuje pani Agnieszka.
*Nasza Interwencja znowu okazała się skuteczna: komis odkupił od pani Agnieszki niesprawny samochód za kwotę zakupu – samotna matka odzyskała spokój i… 8 tys. zł.