Szokujące zachowanie konduktora. Obrażał i szarpał dziecko
Bulwersujące zachowanie konduktora Szybkiej Kolei Miejskiej w Warszawie. Mężczyzna szarpnął, obraził i groził wysadzeniem z pociągu 11-letniego Mateusza. Chłopiec przemieszczał się po składzie, co wzbudziło podejrzenia kontrolera. Konduktor przekonywał, że to dziecko zachowywało się niestosownie. Siostra Mateusza nagrała jednak zdarzenie.
Państwo Godlewscy mieszkają w warszawskiej dzielnicy Rembertów. Pani Krystyna wraz z panem Leszkiem wspólnie wychowują jedenastoletniego Mateusza i czternastoletnią Olę. Spokój rodziny zakłóciło zdarzenie z 12 czerwca tego roku.
- Jechaliśmy na wizytę do ortodonty. Dzieci chciały, żeby było szybciej, bo to akurat czas korków, więc jechaliśmy pociągiem Szybkiej Kolei Miejskiej (SKM). Wsiedliśmy na stacji Warszawa Rembertów. - Dzieci siedziały ze mną. No i jak to dzieci, w pewnej chwili poszły sobie na koniec pociągu i tam usiadły – opowiada Katarzyna Godlewska, mama Aleksandry i Mateusza.
- Przesiedliśmy się i później podszedł do nas kierownik pociągu, sprawdził bilety, my je okazaliśmy, mieliśmy je ważne – opowiada Mateusz Godlewski.
- Powiedział, że uciekaliśmy przed nim i że może zadzwonić na policję. Wszedł do swojego pomieszczenia służbowego i po chwili z niego wyszedł, więc pomyślałam, że coś może być nie tak, że coś może nam zrobić i włączyłam nagrywanie – dodaje Aleksandra Godlewska.
To zapis fragmentu tego nagrania.
Konduktor: Powinniście być w miejscu, w którym byliście.
Dziecko: Dlaczego?
Konduktor: Bo tak jest w przepisach.
Dziecko: Ja może chciałem zmienić miejsce?
Konduktor: Nie możesz zmienić miejsca. (…) Co robiłeś wcześniej?
Dziecko: Chodziłem po pociągu. Pan też chodził.
Konduktor: Ale ja w jakim celu chodziłem?
Dziecko: Ja tego nie wiem. Nie zostałem poinformowany.
Konduktor: Widziałeś co robiłem, uciekaliście.
Dziecko: Nie uciekałem.
ZOBACZ: Mieszkańcy biją na alarm. Setki ton odpadów, również chemicznych
- Nasz kierownik pomyślał, że jeśli ktoś odbiega od niego, kiedy on prowadzi kontrolę biletów, to ma jeden cel: po prostu chce uniknąć kontroli. To wynika z jego doświadczenia życiowego i doświadczenia w pracy – tłumaczy Karol Adamaszek, rzecznik prasowy spółki Szybka Kolej Miejska w Warszawie.
- Zauważyłam, po kilku minutach, że pan kontrolujący szarpie syna za rękę. Syn zaczął krzyczeć, żeby go puścił, on natomiast chciał go chyba wyrzucić z pociągu, nie wiedział chyba, że ja jestem z nimi. Dzieci przybiegły do mnie z płaczem, no i pan kierownik wrócił, bo to akurat była stacja Warszawa Wschodnia Myślałam, że dzieci nie pokazały biletów, pan kierownik pociągu powiedział, że syn obraził go, więc przeprosiłam pana kierownika. Dzieci stwierdziły jednak, że tak nie było – relacjonuje pani Katarzyna.
- On to mówił całkiem wiarygodnie, też bym mu uwierzyła, gdybym była na miejscu mojej mamy. Ale później pokazałam jej nagranie, już w domu i okazało się, że prawda była zupełnie inna - dodaje Aleksandra Godlewska.
Konduktor: To co, wzywamy policję?
Dziecko: Proszę bardzo. Ja mam bilet.
Konduktor: No to masz bilet. Ale za twoje zachowanie.
Dziecko: Moje zachowanie nie ma z tym nic wspólnego...
Konduktor: Ma z tym właśnie wspólnego. Chcesz mieć problemy? Chcesz, żeby cię mama z komendy odbierała?
ZOBACZ: Auto z komisu przestało jeździć po… miesiącu
- Córka się bała… Pytałem, czemu nagranie jest bez obrazu, to wyjaśniła, że się bała, że ten pan wyrwie jej telefon, zniszczy i wyrzuci. Co te dzieci mu zawiniły? Że przeszły się po pociągu? Nie tylko one pierwsze chyba przechodziły? Większość ludzi widzę, w komunikacji, przemieszcza się. Do tej pory jak sobie przypomnę, to mi się łzy cisną, bo jeszcze tak roztrzęsionych dzieci i żony nie widziałem – zaznacza Leszek Godlewski, ojciec Oli i Mateusza.
Jak przekazał nam rzecznik SKM, kierownik pociągu nie zgodził się na rozmowę z nami przed kamerą. Nie uzyskaliśmy też dostępu do nagrań z monitoringu. Opieramy się na tym, co mężczyzna zeznał w wewnętrznym postępowaniu przeprowadzonym przez spółkę.
- Według jego relacji zostały te osoby przez niego poproszone o bilety, nie chciały tych biletów początkowo okazać, weszły z nim w dyskusję, stwierdził, że był przez nie obrażany i nazywany m in. „kanarem dziadem”. Generalnie w jego ocenie dochodziło do zachowań prowokacyjnych – informuje Karol Adamaszek, rzecznik prasowy spółki Szybka Kolej Miejska w Warszawie.
- Próbował nam wmawiać, że uciekaliśmy. Ja mu odpowiadałem, że nie uciekaliśmy. Później, jak zatrzymaliśmy się na stacji Warszawa Wschodnia, próbował mnie z tego pociągu wyrzucić. Agresywny był. Tłumaczył się, że go obrażałem, a nic takiego mu nie mówiłem – twierdzi Mateusz Godlewski.
Dziecko: Ja bilet mam!
Konduktor: Ale co mnie interesuje, że masz bilet? Jak chcesz, możesz zaraz wysiąść z tego pociągu.
Dziecko: Na jakiej podstawie?
Konduktor: Na takiej podstawie, że mi się nie podoba, że tu jesteś. Rozumiesz? Dobra, wysiadaj z pociągu.
Dziecko: Zostaw mnie!
Konduktor: Gówniarzu! Chcesz z pociągu wysiąść?
Dziecko: Jak mnie pan nazywa? Skargę na pana napiszę!
Konduktor: To wysiadaj. Pisz skargę!
ZOBACZ: Auto z komisu przestało jeździć po… miesiącu
- Została napisana skarga do SKM, to odpisali, że męża, który napisał pismo, przepraszają. Natomiast odnośnie dzieci… Dzieci zostały jakby pominięte. Nikt ich nie uwzględnił w tym piśmie, żadnego słowa „przepraszam” w kierunku dzieci – zauważa Katarzyna Godlewska.
- Jeśli te przeprosiny należy rozszerzyć, że nie przepraszamy tylko rodziców, którzy wnieśli skargę, to tak, przepraszamy wszystkich, zarówno rodziców, jak i te dzieci, które uczestniczyły w tej sytuacji. Do tego absolutnie nie powinno dojść. W naszej ocenie takie zachowanie kierownika jest całkowicie nieprofesjonalne. Należało zastosować wobec niego pewne konsekwencje służbowe, które już wyciągnęliśmy. Po pierwsze finansowe, jego pasek z wypłatą nie był taki, jakby on tego chciał. Została też z nim przeprowadzona rozmowa dyscyplinująca przez przełożoną – zapewnia Karol Adamaszek, rzecznik prasowy spółki Szybka Kolej Miejska w Warszawie.
ZOBACZ: „Biznes” na certyfikatach jakości. Przybywa poszkodowanych
Po naszej interwencji sprawą zainteresowało się Biuro Rzecznika Praw Dziecka, które obiecało zbadać okoliczności zajścia. Otrzymaliśmy też oświadczenie tej instytucji:
„Każdy pasażer, także dziecko, powinien przestrzegać przepisów obowiązujących u danego przewoźnika (…), lecz w żadnym wypadku, (…) nie może być wobec niego stosowana przemoc, groźby czy używanie określeń obelżywych lub naruszających godność osobistą”
- Dzieci bardzo to przeżyły, ja zresztą też. Po prostu mają teraz uraz. Tym razem mój syn, a następnym razem ktoś inny. A to bardzo się odbija na psychice dzieci – podsumowuje pani Katarzyna.