Ogromny pożar składowiska odpadów. Alarmowaliśmy o problemie
Przez kilka godzin ponad stu strażaków gasiło pożar na terenie sortowni odpadów we wsi Nowe Miszewo niedaleko Płocka na Mazowszu. Ogień przeraził mieszkańców, którzy od lat alarmowali o zagrożeniu. Uskarżali się na fetor, insekty, a nawet biegające po okolicy szczury. Na firmę założono już kary w wysokości kilkuset tysięcy złotych.
Nagromadzone przez lata śmieci zaczęły płonąć w czwartek około godziny 10, wzbudzając strach wśród mieszkańców.
- Okropnie było, pozamykałem wszystkie okna i w domu siedziałem, bo naprawdę smród tego plastiku palonego… Akurat wiatr wiał w moją stronę, tu nawet nie było widać niczego przez ten dym – wspomina Tadeusz Dybiec, mieszkaniec Nowego Miszewa.
- Z rana poczuliśmy zapach spalenizny, plastiku, detergentów. Zobaczyliśmy z perspektywy prawie kilometra łunę czarną, wydobywał się dym olbrzymich rozmiarów, na wysokość kilkunastu metrów. Ten pożar zaczął się bardzo szybko rozprzestrzeniać, pomimo tego, że przyjeżdżały kolejne jednostki straży pożarnej. Naliczyliśmy około dwudziestu jednostek. Długo musieli się z tym mierzyć, pożar miał rozległy charakter – opowiada Michał Kochański z Nowego Miszewa.
ZOBACZ: Dramat niepełnosprawnego. Remont odciął go od świata
Pożar, którego zdaniem lokalnej społeczności można było uniknąć. Kilka dni przed zdarzeniem jeden z mieszkańców otrzymał z anonimowego konta internetowego taką wiadomość:
Proszę by państwo zachowali szczególną ostrożność, gdyż kilkukrotnie słyszałam (...), że jak na Miszewie zrobi się za dużo śmieci, to się PRZYPADKIEM Miszewo spali. (...) Proszę niech państwo uważają.
To ostrzeżenie zaniepokojeni mieszkańcy przekazali policji i prokuraturze. Czy anonimowa wiadomość ma jakiś związek z zaprószeniem ognia? To próbują ustalić śledczy.
ZOBACZ: Dramat niepełnosprawnego. Remont odciął go od świata
Dzięki ciężkiej pracy strażaków niebezpieczeństwo udało się zażegnać, ale to nie uspokoiło lokalnej społeczności, która od dawna alarmowała władze o problemach, jakie stwarza hałda odpadów. Ekipa Interwencji była w Nowym Miszewie zaledwie dwa tygodnie przed pożarem, by wysłuchać obaw mieszkańców.
- Nie wiem, jak to jest możliwe, że w centrum nadwiślańskiego obszaru chronionego krajobrazu rośnie góra śmieci. Alarmujemy od trzech lat praktycznie wszystkie możliwe urzędy, sprawa jest przesuwana od Sasa do Lasa i nic z tego dla nas nie wynika – mówił nam wówczas Bartosz Sufranek z Nowego Miszewa.
- Ta działalność jest po prostu bezkarna. Dowożone są śmieci zmieszane, gdzie firma nie ma na to pozwolenia. Masa tirów, które tutaj przyjeżdżają. Oceniamy, że około 30 tysięcy ton śmieci niesegregowanych jest zgromadzonych w tym miejscu – podkreślał Jerzy Staniszewski, wójt gminy Bodzanów.
ZOBACZ: Szokujące zachowanie konduktora. Obrażał i szarpał dziecko
Podczas realizacji poprzedniego materiału okazało się, że na firmę prowadzącą sortownię wielokrotnie nakładano grzywny w łącznej wysokości kilkuset tysięcy złotych. Mimo to przedsiębiorstwo nadal funkcjonowało.
- Ten pożar to jest tylko mały czubeczek, wierzchołek góry lodowej, która piętrzyła się tutaj niczym Mount Everest, zwłaszcza od kilku miesięcy, kiedy ta ilość śmieci przyrastała w tempie geometrycznym – zaznacza Michał Kochański z Nowego Miszewa.
- Niestety, potwierdził się czarny scenariusz… Prosiliśmy, uderzyliśmy do wszystkich możliwych instytucji z prośbą o pomoc, o interwencję, żeby nie dopuścić do tego, co dzisiaj ma miejsce. Mam nadzieję, że teraz, po tym incydencie, który się przytrafił, któraś z instytucji, która ma takie możliwości, wyda zakaz prowadzenia działalności i to się wreszcie skończy – mówi Anna Jakubowska z Referatu Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Gminy Bodzanów.
- Tym panom, którzy reprezentują tę firmę chyba nie zależy, bo z tego co słyszałem, pochodzą z całkiem innych rejonów Polski. Praktycznie ich to nie zraża, że my tu cierpimy. Myślę o tym, żeby po prostu stąd odejść, sprzedać. Ale kto kupi taką nieruchomość, skoro są takie przeciwności? Nie sądziłem, że z tego będziemy znani w Polsce… A skąd te śmieci są ściągane, to nie wiem – dodaje mieszkaniec Nowego Miszewa Jarosław Ścięgorz.
ZOBACZ: Ordynator SOR wyszedł z aresztu i wrócił do pracy. Ma zarzut pobicia pacjenta
Od kolejnego z mieszkańców słyszymy, że podczas akcji gaśniczej strażacy zauważyli oznaczenia świadczące o tym, że odpady sprowadzano nie tylko z Polski, ale np. z Anglii.
Próbowaliśmy porozmawiać z właścicielami sortowni, ale bezskutecznie. Na terenie zakładu zastaliśmy jedynie pracowniczkę firmy, która… zamknęła się w biurze i przekazała, że nie udziela żadnych informacji. Bezsilni mieszkańcy Nowego Miszewa zastanawiają się, co jeszcze musi się wydarzyć, żeby urzędnicy pomogli w rozwiązaniu problemu, który spędza im sen z powiek od lat. Ich zdaniem w każdej chwili na terenie przetwórni może dojść do kolejnego pożaru.
- Boję się, że będziemy musieli czuwać nad tym. Nie będziemy w nocy spać, tylko pilnować – mówi Helena Wawrzyńczak z Nowego Miszewa.
- Bardzo się obawiam i teraz to ja nie wiem… W nocy będę musiał chyba w półśnie spać, żeby po prostu czuwać. Jakby to wszystko po kolei się zapaliło, to naprawdę trzeba byłoby uciekać i nie oglądać się na nic – dodaje kolejny mieszkaniec Tadeusz Dybiec.