Pobliski rów wylewa. Na podwórku woda i ścieki!
Przy większych deszczach podwórko państwa Gawronów ze wsi Rudniki pod Częstochową jest zalewane wodą z pobliskiego rowu. Wraz z nią płyną ścieki z gminnej oczyszczalni, co oznacza nieprzyjemny zapach i zanieczyszczenia. - Woda bywa po kolana. Jak przyjechali strażacy, to nie chcieli wejść na plac, bo takie odchody pływały – opowiada Jolanta Gawron.
Rodzina mieszka w domu jednorodzinnym we wsi Rudniki. Chociaż to spokojna okolica, to życie tam dalekie jest od sielanki. Wszystko za sprawą wody, która regularnie wylewa z pobliskiego rowu i zalewa posesję pana Dominika.
- Ogólnie jak się wylewa, to się najpierw wylewa tu do sąsiada i całość przepycha się do mnie. Cała ta fala wtedy płynie na mnie. To płynie z oczyszczalni ścieków, tu może być wszystko – opowiada Dominik Gawron.
- Nie wiadomo, co tam jest i co w tym płynie. Czy to jest czyste? Brudne? Bo jak kiedyś pies w to wpadł, to sierść stracił – mówi Adam Gawron.
- Na terenie tej posesji jednostki ochrony przeciwpożarowej interweniowały trzykrotnie. Pierwsza była w sierpniu 2021 roku, kolejne to czerwiec i sierpień 2022 roku. Każda z tych interwencji dotyczyła wypompowania wody z zalewanej posesji – informuje Paweł Liszaj, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie.
- Znamy źródło problemu. Woda sobie po prostu nie radzi, żeby wbić się w małe dryny i się robi jedno wielkie rozlewisko – zaznacza Dominik Gawron.
ZOBACZ: Matka porzuciła go, gdy miał 12 lat. Teraz pogrążyła w sądzie
Problem zna wójt. Wie nawet, jak można go rozwiązać.
- Zakrycie tego fragmentu jak najbardziej rozwiązałoby problem, że w tym miejscu nie byłoby tej wody. Tylko cały czas jest pytanie, na jakich zasadach, jak to jest z tym rowem. Prowadzimy korespondencję cały czas z instytucjami, prosząc o informację, co to jest. Dla gminy jest to bardzo ważny element, bo jeżeli to będzie zakwalifikowane jako ciek, rzeka itd., to schodzi z barków gminy utrzymywanie tego w czystości, tylko będą się tym zajmowały Wody Polskie – tłumaczy Paweł Militowski, wójt gminy Rędziny.
Z informacji Ministerstwa Infrastruktury wynika, że dokumentacja w tej sprawie liczy już ponad sto stron. Po zmianie przepisów cały proces ustalania, co płynie w rowie, powinno się zacząć… od nowa. Tymczasem ryzyko podtopienia wciąż istnieje.
- Do kanału jest podłączonych wiele różnych instytucji, które zrzucają wody opadowe. Zlewnia jest ogromna, a na to nie mamy wpływu, jakie będą opady. Żeby zagwarantować, że ta woda nie wystąpi ze swoich brzegów, to myślę, że żaden włodarz nie jest w stanie powiedzieć, że tak będzie – stwierdza Paweł Militowski, wójt gminy Rędziny.
Mieszkańcy dwóch posesji, którzy zgłosili się do naszego programu, uważają, że sprawa ma drugie dno, ze względu na to, że wójt prywatnie jest ich sąsiadem. Według nich włodarz gminy działa opieszale ze względu na ich wzajemne, dość napięte relacje.
- Dzisiaj jak się pójdzie do gminy i taki wójt szyderczym uśmiechem powie, że czegoś mi nie zrobi, bo jest na mnie zły, to człowieka aż przeszywa – mówi Jerzy Kaczorowski, mieszkaniec wsi Rudniki.
- To jest czysta złośliwość. Konflikty sąsiedzkie przenosi na gminę. Jestem sąsiadką, podatki płacę, a robi ze mnie głupią – uważa Jolanta Gawron.
ZOBACZ: Ogromna hałda groźnych odpadów w Tuplicach. Tuż obok domów
Wójt potwierdza, że konflikt istnieje, ale odpiera zarzuty sąsiadów.
- Może nawet nie tyle ja, co moja mama odbiera to jako konflikt sąsiedzki i ocenia to słowem „zazdrość”. Bo podejście pewnych osób do całej naszej rodziny, nawet nie personalnie do mnie, z automatu zmieniło się po wyborach. Próba szkalowania na różnych portalach społecznościowych, wysyłanie niezbyt miłych informacji nie jest zbyt miłe. Ale jak to mówią, kto się pisał na takie stanowisko, musi się z tym liczyć – tłumaczy Paweł Militowski.
To Fragment Oświadczenia Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach.
„Wyniki badań (…) wykazały przekroczenia wskaźników zanieczyszczeń w odniesieniu do dopuszczalnych wartości określonych w pozwoleniu wodnoprawnym. Ustalono, że nie wszystkie osady ściekowe zostały usunięte z rowu i brzegów cieku Pijawka. Za stwierdzone naruszenia wymagań ochrony środowiska inspektorzy WIOŚ wymierzyli eksploatatorowi oczyszczalni 3 grzywny w postaci mandatów karnych.”
- Jest rów wykaszany, jest czyszczony, dbamy o przepływy – tłumaczy wójt. Gdy pytamy, skąd wzięły się zatem kary nałożone przez WIOŚ, odpowiada: - Nie ma produktu, który pracuje cały czas właściwie. Dobrze, że takie kontrole są. Cieszę się. One wskazały, co trzeba wykonać, wskazały problem, ten problem został rozwiązany.
ZOBACZ: „Mała elektrownia”. Pole rolnika usłane słupami energetycznymi
Mieszkańcy mają pomysły na pozbycie się kłopotów z rowem. A wójt przed naszą kamerą zadeklarował, że nie będzie czekał z założonymi rękami na rozstrzygnięcia ministerialnych urzędników.
- Przystąpiliśmy do tzw. Lokalnego Partnerstwa ds. Wody i jako gmina, w ramach partnerstwa, chcemy pozyskać środki zewnętrzne, żeby nie dochodziło do tak zwanej cofki i chciałbym, żeby tutaj powstał zbiornik, żeby woda z tego rowu miała po prostu gdzie się rozlać – wyjaśnia.
- Są dwie opcje, które by nas zadowalały: Jedna opcja to jest wydrenowanie tego rowu ceówkami, są takie ceówki, przy których nie obsypują się brzegi albo po prostu zakrycie go całkowite – mówi Jerzy Kaczorowski.