Bez dachu nad głową. Mogą stracić dzieci
Wzięli 85 tys. zł kredytu - zostali bez pieniędzy i dachu nad głową. Państwo Mielcarkowie boją się, że z powodu takich warunków urzędnicy odbiorą im dzieci, dla których stworzyli rodzinę zastępczą. Za problemy winią nierzetelnego fachowca, który zszedł z budowy inkasując pokaźną kwotę.
Państwo Mielcarkowie dziesięć lat temu kupili ze swoimi synami kamienicę w Tarnowie Podgórnym. Od ośmiu lat ich dom stał się także domem dla czworga dzieci z pieczy zastępczej.
- Skończyliśmy kurs jeden, drugi. Bardzo szybko dostaliśmy dzieci. Najpierw jedne w październiku, potem bardzo szybko, teoretycznie na chwilę, drugą parę. No i tak sobie u nas zostali. Tak sobie u nas mieszkają. Dom kupiliśmy oczywiście na raty. Jak się wprowadzaliśmy, trzeba było coś tam porobić. Przynajmniej takie najbardziej potrzebne remonty – opowiada Małgorzata Mielcarek.
- Pasją mojej mamy zawsze było wychowywanie dzieci. To jest jej wykształcenie. I zawsze marzyła o tym, żeby zająć się rodziną zastępczą. To jej się udało po wprowadzeniu tutaj, bo metraż na to pozwalał, warunki na to pozwalały – tłumaczy Jacek Mielcarek, syn państwa Mielcarków.
- Wiedzieliśmy o tym, że dach jest z eternitu i trzeba go zmienić. I w marcu tego roku podpisaliśmy umowę z tą firmą – opowiada Przemysław Mielcarek.
ZOBACZ: Pieniądze na dach przepadły w hurtowni. Odkładali wiele lat
Do remontu dachu przymierzali się od miesięcy. W końcu synom pana Przemysława udało się otrzymać kredyt. Podpisali umowę z firmą budowlaną.
- Od samego początku nie wyglądało to dobrze, bo po zakończonej pracy nie zabezpieczali dachu. Oni stwierdzili, że zabezpieczenie jest po naszej stronie – mówi Przemysław Mielcarek.
- Ulewa zniszczyła wszystko. Pospadały sufity. Ściany pękły. Podłogi nadają się do wymiany, panele również. Same szkody już zostały wyliczone przez firmę na 76 tys. zł, a nie mówimy o osuszaniu ścian. To są gigantyczne koszty – zaznacza Jacek Mielcarek, syn państwa Mielcarków.
- W momencie, kiedy lało, to oni tutaj byli. Mój mąż krzyczy: „przecież wszystko mi się leje”. Nam już zaczęło po sufitach lecieć, w lampach mieliśmy wodę, wszędzie, wszędzie, po schodach,… A pan Maciej B. powiedział, że oni tak zabezpieczają – wspomina Monika Mielcarek, synowa państwa Mielcarków.
ZOBACZ: Bój o odprawy. Firma nie odpowiada na wezwania do zapłaty
Właściciel firmy Maciej B. wypowiedział umowę i zostawił rodzinę z nieukończonym dachem. Niestety jego firma nie funkcjonuje już pod adresami, które widniały na pieczątkach.
- Chodziło dokładnie o jego prace związane z bocznymi murkami. Chciał pieniądze za tą wykonaną pracę. Umówiliśmy się na 5 tysięcy zł, gdzie nie skończył jej jeszcze i syn mu przekazał, że jak skończy, to mu zapłaci. Po tygodniu dostaliśmy maila, że ona nas dwukrotnie wzywał do zapłaty i dlatego zrywa umowę – tłumaczy Przemysław Mielcarek.
Maciej B. nie zgodził się na oficjalną rozmowę przed kamerą. W krótkiej rozmowie zapewnił: - Nie jest do końca prawdą, że my zabraliśmy jakiekolwiek pieniądze i żeśmy uciekli z tej budowy. Ja jeszcze wyślę dokumenty, przedstawię umowę i elementy, które zostały tutaj zrobione.
Do tej pory jednak nie przesłał nam oświadczenia. Tymczasem państwo Mielcarkowie mają problem ze znalezieniem ekipy dekarskiej, która ukończyłaby inwestycję. Pieniądze z kredytu już się skończyły.
- Najlepiej rozebrać wszystko to dziadostwo i zrobić na nowo. Dwie śrubeczki małe, przyjdzie wiatr i wyłamie. Na tym nie podjąłbym się prac. Ja nie chcę iść do kryminału. Ja osobiście do tego bym ręki nie przyłożył – komentuje stan dachu dekarz Stanisław Steike.
- 40 tys. zł robocizny i na materiały, wydaliśmy ponad 20 tys. zł – opowiada Przemysław Mielcarek.
ZOBACZ: Pieniądze na dach przepadły w hurtowni. Odkładali wiele lat
Państwo Mielcarkowie są zawodową rodziną zastępczą. Pani Małgorzata wcześniej pracowała w domu dziecka, a pan Przemysław był trenerem piłki nożnej. Obawiają się, że jeżeli nie ukończą dachu przed zimą, dzieci trafią do innych domów. Dlatego proszą o wsparcie.
- Dzieci zaczęły mieć obawy, że jak nie będzie odpowiednich warunków, to może ich ktoś zabrać stąd. My oczywiście zapewniamy je cały czas, że zrobimy wszystko, żeby ich nie wzięli stąd – mówi łamiącym się głosem Przemysław Mielcarek.
- Wujek i ciocia się dużo stresowali z tego powodu. Naprawdę nie chcę opuszczać tego miejsca – podkreśla dziewczynka, która od 8 lat jest w rodzinie zastępczej państwa Mielcarków.
- Wzięliśmy blisko sto tysięcy kredytu, to jest rata 1300 zł miesięcznie. Oprócz tego płacimy hipotekę za ten dom. Dla normalnych ludzi na etacie jest to nieosiągalna rzecz. Jeśli nie znajdą się darczyńcy, którzy nam pomogą, zostaniemy z takim dachem na całą zimę – dodaje Przemysław Mielcarek.
* Jeżeli chcą Państwo pomóc, prosimy o kontakt z redakcją 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl