Wypadek na motorze, a później w karetce! Walczy w sądzie
Grzegorz Kołacki uległ dwóm wypadkom niemal jeden po drugim. Ten ostatni miał miejsce w karetce. Były to bardzo poważne zdarzenia, w efekcie których mężczyzna doznał m.in. otwartych złamań, uszkodził kręgosłup. Stracił dobrze płatną pracę i pełną sprawność. Ubezpieczyciele wypłacili mu jedynie 50 tys. zł.
40-letni pan Grzegorz razem ze swoją partnerką mieszka w Ustce na Pomorzu. Jeszcze ponad trzy lata temu miał dobrze płatną pracę. Dziś utrzymuje się ze skromnej renty w wysokości 1300 zł.
- Byłem brygadzistą na dużych budowach, pracowałem w branży energetycznej, to były prace na wysokości przy naprawdę dużych projektach energetycznych. Na powrót do tego zajęcia nie ma już najmniejszych szans – opowiada.
ZOBACZ: Sąsiedzi zwęzili im drogę. Karetka nie przejedzie
Wszystko przez wypadki komunikacyjne, w których ucierpiał. Wydarzyły się praktycznie jeden po drugim. Sprawcą pierwszego, 22 kwietnia 2020 roku, był kierowca samochodu, który uderzył na skrzyżowaniu w jadącego motocyklem pana Grzegorza.
- W tym wypadku straciłem palec, miałem połamany prawy bark, lewą nogę, powychodziły mi kości… To były skomplikowane złamania otwarte, pozrywane więzadła w kolanie, rozerwane mięśnie łydki – wspomina Grzegorz Kołacki.
7 maja, a więc dwa tygodnie po zdarzeniu, miał miejsce kolejny wypadek.
- Grzegorz jechał na kontrolną wizytę, ratownicy musieli go znieść na nosidełku do karetki i podczas tej drogi, na tę wizytę kontrolną, miał kolejny wypadek – mówi Aurelia Majchrzak, partnerka pana Grzegorza.
- Zawinił kierowca samochodu osobowego. Uderzył w koła cysterny przewożącej paliwo, wybiło go w powietrze i wpadł na przód karetki. Prędkość tego audi to było ponad 200 km/h. On nie żyje, jego pasażer też nie żyje, obaj zginęli na miejscu. Z tego wypadku pamiętam tylko tyle, że stała nade mną postać. Nie wiem, czy to był ratownik, czy strażak. Powiedział tylko: nie ruszaj się, masz połamany kręgosłup – opowiada Grzegorz Kołacki.
ZOBACZ: Wygrała w sądzie z urzędnikami. Pieniądze nadal nie płyną
Pan Grzegorz spędził prawie dwa miesiące w szpitalu. Po żmudnej rehabilitacji mężczyzna porusza się dziś samodzielnie. Rozpoczęła się walka o pieniądze od ubezpieczycieli, którzy wypłacili mężczyźnie do tej pory niespełna 50 tysięcy złotych za dwa wypadki.
- Na pewno się nie poddam, bo uważam, że kwota 15 tysięcy zł za pierwszy wypadek i kwota 30 tysięcy zł za połamany kręgosłup jest zupełnie nieadekwatna do tych obrażeń. Moje życie się bardzo zmieniło. Każdego dnia walczę z bólem, zwłaszcza z bólem kręgosłupa – podkreśla Grzegorz Kołacki.
Jego prawnik, Mieszko Przeworski dodaje, że otrzymane kwoty były tak niewielkie, że „od razu wydatkowane były na niezbędne pomoce dnia codziennego”. – Pan Grzegorz nie ma żadnych oszczędności. Z dnia na dzień został sam z problemem – podkreśla.
ZOBACZ: Bez dachu nad głową. Mogą stracić dzieci
Pan Grzegorz walczy w sądzie. - Chodzi o kwotę około 330 tysięcy zł. Ostatnia rozprawa była trzynaście czy czternaście miesięcy temu. Niedawno się dowiedziałem, że biegły sądowy dopiero dostał zlecenie odnośnie określenia moich obrażeń – opowiada poszkodowany.
Sprawy toczą się w dwóch sądach w Słupsku. W jednym z nich dowiadujemy się, że czas oczekiwania na opinię biegłych to minimum pięć miesięcy. W sytuacji, gdy konieczna jest opinia kilku biegłych, czas ten może się wydłużyć do kilkunastu miesięcy. Oznacza to, że pan Grzegorz będzie musiał uzbroić się w cierpliwość na zakończenie tych dwóch postępowań.
- Zdrowia już nie odzyskam, wszyscy o tym wiedzą. Jedyne, co mi może to wynagrodzić, to rekompensata finansowa – mówi.