Do mieszkania po drabinie. Kuriozum na Pomorzu
Pani Jadwiga z Damna koło Słupska dostaje się do mieszkania po drabinie, a jej mąż, ze względu na niepełnoprawność, w ogóle z niego nie wychodzi. Wejście do lokalu zablokowali sąsiedzi, do których należy klatka schodowa. Okazało się bowiem, że urzędnicy sprzedali małżeństwu mieszkanie bez wydzielenia części wspólnej mieszkania.
Pani Jadwiga i pan Andrzej od 15 lat znajdują się w sytuacji bez wyjścia. Jedyną osobą, która może wyjść z mieszkania na pierwszym piętrze, jest pani Jadwiga. Jej niepełnosprawny mąż jest uwięziony, ponieważ sąsiadka zabroniła im korzystania z klatki schodowej.
- Kupiłam mieszkanie z wejściem. Jakbym wiedziała, że to mieszkanie bez wejścia, tobym nie kupiła, bo po co mi takie mieszkanie – mówi Jadwiga Loewenau.
ZOBACZ: Krzysztof wymknął się w środku nocy. Szukają go od miesięcy
W latach dziewięćdziesiątych lokal należał do ówczesnej Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, która sprzedała mieszkanie bez wydzielenia części wspólnej domu. Klatka schodowa jest formalnie własnością sąsiadki. Dodatkowo sąd nakazał małżeństwu wydanie części mieszkania sąsiadce, chodzi o jeden z pokoi.
- Mąż jest niepełnosprawny, on w tym pokoju śpi. Byłam u lekarza, to mi lekarz wystawił takie zaświadczenie, że on musi mieć swój pokój, że on musi mieć spokój. On jest właśnie po udarze. Ja muszę go karmić, pampersy zmienić, wszystko muszę koło męża zrobić – podkreśla pani Jadwiga.
Podczas ostatniej wizyty komorniczki, towarzyszył jej biegły sądowy Jan Kurak.
- Jeżeli jest lokal mieszkalny, to zgodnie z przepisami prawa budowlanego, musi być do niego dojście. Pierwszy raz spotykam sią z takim przypadkiem, a jestem biegłym sądowym 30 lat. Zbadam wszystkie dokumenty, by ustalić, jak mogło dojść do tego i kto popełnił błąd – mówi Jan Kurak.
ZOBACZ: Polowania na mieszkanie. Wynajmujący urządzają castingi
Komorniczka odstąpiła od czynności do czasu wydania opinii przez biegłego. Sąsiedzi ponownie zablokowali wyjście na klatkę schodową.
- Ta pani powinna nie do mnie rościć jakieś swoje prawa, tylko powinna skierować się do agencji skarbu państwa, bo od nich została zakupiona nieruchomość – słyszymy od sąsiadki.
- My się nie odżegnujemy od tego błędu, nikt nie mówi, że wszystko było dobrze. Mówię cały czas, że błąd zaistniał, staramy się go naprawić, tutaj jest pełna zgoda w tym, że błąd był popełniony – zaznaczył Adam Kleina, administrator Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa w Słupsku, gdy 12 lat temu pierwszy raz opowiadaliśmy o problemie.
Ta instytucja latami wspierała panią Jadwigę w procesach sądowych. Jednak nieprawidłowości do dziś nie udało naprawić. Dziś w jej miejscu funkcjonuje Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa.
- Nie wiem, czy ktoś popełnił błąd. Ta sprawa jest od lat wałkowana przez prawników, sąd i tak dalej… Informacje pani Loewenau otrzymała od nas pisemnie już wielokrotnie, więc ja już nie mam nic do dodania – mówi pracownica KOWR-u.
ZOBACZ: Wydali 250 tys. zł na remont domu. Wszystko przejmie były mąż
Z tego pisma dowiadujemy się, że pani Jadwiga o wadzie lokalu, który zakupiła, dowiedziała się w 2008 roku w trakcie postępowań sądowych i administracyjnych. W związku z tym uprawnienia wynikające z tytułu rękojmi wygasły. Pani Jadwiga i jej mąż zostali sami z problem.
- Mamy gorzej jak w więzieniu, bo w więzieniu poszłabym schodami, a tutaj muszę się męczyć po drabinie. Czy opał czy zakupy, wszystko po prostu muszę tędy ciągnąć. Szukamy wszędzie pomocy, żeby ktoś nam pomógł, bo my sami sobie nie damy rady – apeluje Jadwiga Loewenau.