Wyrok w sprawie śmierci Bohdana Gadomskiego. Przyjaciele nie składają broni
Zapadł wyrok w sprawie śmierci dziennikarza muzycznego Bohdana Gadomskiego. 70-latek zmarł po otrzymaniu kilkukrotnie zawyżonej dawki insuliny. Przed sądem stanął śpiewak operowy Borys Ł. Mężczyzna otrzymał cały spadek po dziennikarzu, który tuż przed śmiercią całkowicie zmienił treść testamentu.
Bohdan Gadomski miał 70 lat. Mieszkał w Łodzi. Był znanym dziennikarzem show-biznesowym. Pracował dla wielu ogólnopolskich pism. Specjalizował się w wywiadach z czołowymi postaciami ze świata muzyki, kina oraz teatru.
- Posiadał dwupokojowe mieszkanie w Łodzi, tam były wielkie zbiory płyt, nagrań, białych kruków, Violetty Villas, wielu artystów polskich i zagranicznych - mówi Artur Gotz, aktor i przyjaciel Bohdana Gadomskiego.
Według bliskich dziennikarza, jego kolekcja mogła być warta co najmniej milion złotych.
Bohdan Gadomski nie miał bliskiej rodziny. Nigdy się nie ożenił, nie miał dzieci. Żył samotnie. Opiekowała się nim pani Maria - wieloletnia znajoma. W zamian za pomoc, Gadomski zapisał jej w testamencie swój cały majątek.
- To były dokładnie jego słowa, że „jej wszystko przepisuje, łącznie z pieskiem”. Chcecie zapytać, czy mówił wtedy o Borysie? Nie mówił – twierdzi przyjaciółka pana Bohdana.
ZOBACZ: Tragiczna śmierć po porodzie. Mąż wini szpital
Borys Ł. to ukraińskiego pochodzenia śpiewak operowy, wieloletni znajomy Bohdana Gadomskiego.
- Ta jego kariera w pewnym momencie przygasła i zaczął występować w podrzędnych salach, w domach kultury, remizach strażackich, w kościołach. Bohdan mówił o nim bardzo niedobrze, że jest hieną cmentarną i poluje na jego majątek – twierdzi Artur Gotz, aktor, przyjaciel Bohdana Gadomskiego.
- Namawiał go do tego, żeby on przepisał mu mieszkanie, a po jego śmierci on z tego mieszkania zrobi muzeum Bohdana Gadomskiego. Muzeum w bloku. No, bez sensu – ocenia Andrzej Rodan, pisarz, przyjaciel Bohdana Gadomskiego.
Pod koniec 2019 roku pan Bohdan zaczął podupadać na zdrowiu. Przeszedł zawał serca. Pojawiły się też problemy z cukrzycą. Mężczyzna trafił do szpitala. Z krótkimi przerwami spędził tam dwa miesiące. W lutym 2020 roku przy jego łóżku pojawił się Borys Ł.
- To już był okres, kiedy zaczęły się obostrzenia związane z koronawirusem. Wizyty trwały 10 minut. Natomiast tego dnia o dziwo pan spędził z nim około godziny. Sam na sam – mówi Marcin Białecki, prawnik.
- To był człowiek leżący, który ledwo chodził. Absolutnie nie był w stanie podejmować racjonalnych decyzji w sprawie majątku – uważa Oktawia Dubert, przyjaciółka dziennikarza.
ZOBACZ: Sprzedali działkę z domem. Mają zwrócić nabywcy 200 tys. zł
Szóstego marca 2020 roku Bohdan Gadomski wypisał się ze szpitala. Od tej pory opiekę nad nim miał sprawować Borys Ł. Już dwa dni później, stan dziennikarza gwałtownie się jednak pogorszył. Trafił na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Tam 24 marca zmarł.
- Ta śmierć była ukrywana przed nami prawie dwa tygodnie. Widocznie mieli jakiś ku temu powód – ocenia aktor i piosenkarz Artur Gotz.
Sprawą śmierci Bohdana Gadomskiego po raz pierwszy zajęliśmy się ponad trzy lata temu. Wówczas również próbowaliśmy poznać opinię Borysa Ł. i jego żony. Niestety, nie udało nam się namówić ich na rozmowę przed kamerą. Interweniować musiała nawet policja.
Żona Borysa Ł.: Kasuje pan mój wygląd, rozumie pan?
Reporter: Proszę zostawić kamerę.
- Pan kasuje nagranie!
- Proszę zostawić kamerę…
- Proszę skasować to nagranie. Skasuje pan natychmiast! Pan skasuje to nagranie, powiedziałam.
- Proszę przestać bić kolegę. Proszę przestać, proszę przestać!
- Dzwonię po policję.
ZOBACZ: Twierdzi, że nieuczciwy przedsiębiorca pogrążył jego firmę
Nagła śmierć Gadomskiego wzbudziła podejrzenia lekarzy. O swoich wątpliwościach powiadomili oni prokuraturę. W styczniu zeszłego roku śledczy skierowali przeciwko Borysowi Ł. i jego żonie akt oskarżenia. Ich zdaniem podali oni Gadomskiemu zbyt dużą dawkę leków, co doprowadziło do jego śmierci. Obserwowaliśmy toczący się proces.
- Oskarżeni początkowo forsowali linię obrony, że Bohdan Gadomski popełnił samobójstwo. Nie znajduje to potwierdzenia w zgromadzonych dowodach. Dodajmy, że oskarżony jest wykształconym śpiewakiem operowym z opanowaną grą aktorską. Wyjaśnił, że podał „kropelkę”. Czy naprawdę Borys Ł. nie widział, że brakuje 2/3 ampułki? To dużo więcej niż kropelka – mówiła Joanna Sikora z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
- Tu jest z jednej strony i z drugiej strony igła. Nie wiedziałem, w jaki sposób jedną kropelkę podać. Wsadziłem coś takiego, podniosłem do góry. I tu jak były podziałki, to była - można powiedzieć - ta pierwsza z góry, jedynka. Kreska, przepraszam. Nie jedynka, tylko kreseczka – tłumaczył Borys Ł.
- Po podaniu insuliny pozostawił Bohdana Gadomskiego bez żadnej pomocy. Pogotowie wezwał dopiero następnego dnia rano, jak się zorientował, że jeszcze Bohdan Gadomski żyje. Wysoki sądzie, dla mnie to świadczy o działaniu umyślnym – argumentowała prokurator Sikora.
- Pani prokurator, powinna się pani wstydzić. Pani nos długością przypomina nos Pinokio, który sięga od ścian do drzwi. Pani prokurator do tej sprawy i do nas podchodzi z indywidualną nienawiścią. I to jest widoczne w jej zachowaniu, postanowieniach i indywidualnej wypowiedzi – stwierdziła żona Borysa Ł.
- Insulina została podana celowo. W zbyt dużej dawce. Bez odpowiedniego pena, czyli tego urządzenia, którym podaje się insulinę – uważa Oktawia Dubert, przyjaciółka Bohdana Gadomskiego.
ZOBACZ: Sprzedali działkę z domem. Mają zwrócić nabywcy 200 tys. zł
Kilka dni temu w sprawie zapadł długo wyczekiwany wyrok. Sąd uznał Borysa Ł. za winnego nieumyślnego spowodowania śmierci. Skazał go na niecałe półtora roku więzienia. Jego żonę – na 3 miesiące oraz 9 miesięcy prac społecznych.
- Tam, gdzie mamy dwie wersje wydarzenia, których nie da się wykluczyć, nawet jeśli prawdopodobieństwo jednej wydaje się być wyższe niż drugiej, sąd ma obowiązek rozstrzygnąć tę wątpliwość na korzyść oskarżonego. W ocenie sądu zostawiony sam sobie oskarżony mógł się pomylić. I podać za dużo insuliny – tłumaczy Tomasz Krawczyk z Sądu Okręgowego w Łodzi.
- Nie mieści mi się to w głowie. Najpierw człowieka wykończyć do ostateczności, a później podwinąć uszy i powiedzieć: jedną kropelkę dałem, przepraszam... Sprawiedliwości stanie się zadość, jeśli będzie to solidne rozpatrzenie sprawy. Wyższy wyrok – komentuje Katarzyna Śmiechowicz, przyjaciółka Gadomskiego.
- Ci przyjaciele Bohdana nie popuszczą. Oni są jak bulterierzy. Dorwali się do gardła i nie popuszczą. I jestem razem z nimi – dodaje pisarz Andrzej Rodan.