Księgowa działała z rozmachem. Wielu poszkodowanych, ogromne straty
W Gorzowie Wielkopolskim od lat działa znane biuro rachunkowe prowadzone przez Annę P. Byli klienci przerwali milczenie, by ostrzec przed jej działalnością. Dla nich jest już za późno. Stracili oszczędności życia, a wyroki na niewiele się zdadzą. Kobieta ma już powiem półtora miliona zł zobowiązań i znacznie mniejszy majątek.
- Słyszałam o przypadkach, gdzie ona od swoich klientów wyciągała pieniądze wymyślając różne historie, na co to ona nie potrzebuje. A to na choroby, a to na wypadek – mówi Beata Dowhan-Ostrowska, poszkodowana przez Annę P.
- Dała mi się poznać jako wyrafinowany, perfidny manipulant pokroju filmowego – ocenia Jakub Pakuła – syn poszkodowanej.
Krystyna Turtoń jest emerytką. Z Anną P. znała się z czasów, gdy prowadziła firmę sprzątającą. W tym czasie pani Krystyna zaufała i pożyczyła księgowej 50 tysięcy złotych. Kobiety podpisały umowę pożyczki. Nic to nie dało. Mimo sądowego nakazu zapłaty, pani Krystyna oszczędności życia do dziś nie odzyskała.
- 50 tysięcy jej pożyczyłam w grudniu 2018 roku. Powiedziała, że potrzebuje do skarbówki. Do tej pory nie otrzymałam ani grosza, chociaż sąd uznał, że ma zapłacić z odsetkami. Żyję z dnia na dzień, nie mam oszczędności. Nie mogę sobie pozwolić na lekarza, by prywatnie iść. Choruję na cukrzycę, mam nadciśnienie – opowiada Krystyna Turtoń.
ZOBACZ: Nie chcą lotniczego radaru za oknem. Mówią o promieniowaniu
Beata Dowhan-Ostrowska prowadzi w Gorzowie biuro rachunkowe. Kilka lat temu współpracowała z Anną P. Do dziś żałuje tej decyzji. Kobieta twierdzi, że przez swoją łatwowierność straciła 150 tysięcy złotych.
- Około trzech lat trwała współpraca. Na początku wydawało się, że wszystko jest dobrze. Po jakimś czasie zaczęły wychodzić niezgodności, krętactwa pani Ani. Zaczęła nie wywiązywać się ze zleconej pracy. Potem okazało się, że tej pracy w ogóle nie wykonuje. Zakłamuje księgi rachunkowe. Nie wprowadza żadnych danych – twierdzi Beata Dowhan-Ostrowska.
Anna P. pożyczała pieniądze na różne cele. Od matki pana Jakuba dostała ponad 300 tysięcy złotych. Miała to być inwestycja w powstający dom opieki. Zyskami kobiety miały się podzielić. Pieniądze przepadły.
- Pieniądze były pożyczane stopniowo. Były to coraz większe kwoty. Wynikało to między innymi z tego, że moja mama z czasem sprzedała mieszkanie. I wszystkie pieniądze z mieszkania zostały pożyczone Annie P. Jak się później okazało, żadna inwestycja, czyli ten dom opieki, nie miała miejsca. Cywilnie został wydany wyrok zaoczny, uwzględniający powództwo. Przez półtora roku Anna P. spłaciła około 43 tysięcy zł z 320 tys. – podkreśla Jakub Pakuła.
ZOBACZ: Ogromne dopłaty za ogrzewanie. Bunt na osiedlu
Mężczyzna udostępnił nam nagranie, w którym Anna P. wprost przyznała mu, na co przeznaczyła pieniądze jego matki:
„Co się stało z tym pieniędzmi? No ja już tłumaczyłam mamie, co się stało. Ja po prostu te pieniądze wykorzystałam na swoje potrzeby.”
- Ona nadal prowadzi działalność gospodarczą, nadal ma klientów, nadal prowadzi im księgi rachunkowe. Poszkodowanych mogą być dziesiątki, być może nawet więcej niż dziesiątki – ocenia Beata Schwierzy, pełnomocnik poszkodowanych przez Annę P.
- Obecnie jestem na etapie uzyskania nakazu sądowego na kwotę 400 tysięcy zł. Zmieniłam też biuro księgowe. Okazało się, że są liczne błędy w prowadzeniu ksiąg. Moja firma obecnie zapłaciła w granicach 200 tysięcy złotych z odsetkami karnymi za błędy księgowej – mówi pani Marta, kolejna poszkodowana.
Księgowa nadal prowadzi swoje biuro w centrum Gorzowa. Unika kontaktu z dawnymi klientami. Próbowaliśmy się z nią spotkać w jej biurze oraz domu. Ostatecznie udało się porozmawiać przez telefon. Kobieta nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Kiedy pani odda tym ludziom pieniądze?
- Wie pan co, mnie nie ma w ogóle na miejscu, więc nie wiem, gdzie pan dzwoni. Nie będę na pewno udzielać żadnych wywiadów.
- Gdzie pani jest, ja chętnie podjadę w dowolne miejsce…
- Ale ja nie muszę panu mówić, gdzie ja jestem. Te sprawy są cały czas w sądzie.
- Nie, proszę pani. Są nakazy zapłaty, te sprawy były w sądzie. Teraz pieniądze powinny znaleźć się na koncie tych ludzi.
- Naprawdę nie będę dyskutować na ten temat.
ZOBACZ: Wyrok w sprawie śmierci Bohdana Gadomskiego. Przyjaciele nie składają broni
Większość wierzycieli Anny P. uzyskała w sądzie nakaz zapłaty. Dług księgowej może sięgać nawet półtora miliona złotych. Niebawem jej dom zostanie zlicytowany. Ale nawet to nie zaspokoi wierzycieli. Nasi bohaterowie są załamani.
- Jest około półtora miliona roszczeń zabezpieczonych hipotekami. Wartość nieruchomości została oszacowana na 581 200 złotych. Majątek nie będzie więc w stanie zaspokoić tych roszczeń – przyznaje Piotr Lebioda, rzecznik Izby Komorniczej w Szczecinie.