Fatalna opieka w ośrodku rehabilitacji. Śledczy badają zaniedbania
Po reportażu Interwencji prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieprawidłowości w Ośrodku Rehabilitacji w Szymanowie pod Warszawą. Jego pacjenci, a także personel opowiadali nam o braku rehabilitacji, lekarzy czy opiekunów, a czasem nawet jedzenia. Gdy pojawiliśmy się tam z kamerą, opiekunowie w trybie pilnym odbierali chorych.
59-letni Tomasz Żyła z Wrześni w 2021 zachorował na covid, był dwa miesiące w śpiączce, przeszedł zawał, zapalenie mózgu, doznał paraliżu. Na kosztowne leczenie zrzucili się najbliżsi przyjaciele. W Ośrodku Rehabilitacji w Szymanowie pod Konstancinem spędził w ubiegłym roku cztery miesiące.
- W tym pokoju gdzie mnie przenieśli, to trzy dni nie było światła w łazience, opiekun mył mnie w ciemnościach. To zgłaszane było pani dyrektor. Trzy dni nie wymienili żarówki - wspomina.
ZOBACZ: Ich biznes upadł, gdy zabrano część działki. Winią urzędników
Miesiąc temu Interwencja ujawniła, jak fatalnie według pacjentów, traktowano ich w ośrodku w Szymanowie. Teraz na jaw wychodzą nowe okoliczności – źle się tam działo od dawna. Według Tomasza Żyły placówka nie była przystosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnościami.
- Prysznice, to dla mnie szukali specjalnie pokoju, żeby nie było brodzika. Ciągle suszyłem głowę pani dyrektor o to, zawsze mnie zbywała; „dobrze, dobrze”, „wiem, wiem”. Była bardzo buńczuczna. Tylko ja na wózku ręcznym, nie byłem w stanie jej dogonić, żeby z nią w ogóle rozmawiać. Tam nie było organizacji żadnej! To wszystko hulało tylko dzięki dobrej woli opiekunów, rehabilitantów – przekonuje.
Gdy nagłaśnialiśmy problem, Magdalena Ślizanowska, fizjoterapeutka ośrodka, przyznała nam, że nie było wystarczającej ilości pielęgniarek czy opiekunów.
- My sami, jako fizjoterapeuci czy masażyści, prowadziliśmy akcję ratunkową, czyli masowaliśmy pacjenta do momentu przyjazdu karetki – wspominała.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie jeszcze nikomu nie postawiła zarzutów. Według klientów kierownictwo placówki wprowadzało ich w błąd. Zawierano umowy bez szans na realizację. Pani Monika Kolonko z Łomży wpłaciła pieniądze za pobyt syna pod koniec czerwca. Już wtedy ośrodek ledwo funkcjonował, personel strajkował, bo nie otrzymywał pensji. Czasami obiady gotowali pracownicy rehabilitacji.
- Jestem samotną mamą, więc mnie nie stać na jakiekolwiek, dodatkowe rehabilitacje. Założyliśmy więc zbiórkę i zebraliśmy trochę tych pieniążków. To było 27 tys. zł. W ośrodku była 20 czerwca, jeszcze byli tam rehabilitanci. Jak weszliśmy, to jeszcze się śmiałam, że na obiad zostaniemy, bo zapach po całym ośrodku obiadu – wspomina Monika Kolonko.
ZOBACZ: Nielegalne taksówki w Warszawie. Kierowcy nie mają skrupułów
Kobieta ponownie pojawiła się przed ośrodkiem 7 września, by zawieść tam syna.
- Zajeżdżając pod ośrodek to już dla mnie było szokiem, że jest zamknięta brama, że jest tylko kartka: proszę dzwonić. I pani zażądała ode mnie potwierdzeń wpłat. Ja nie byłam na to przygotowana, choć pieniądze były przelany. W sumie 19 tys. zł. Pojechaliśmy z tymi walizkami do tego pokoju, tam właśnie nas pani tak przywitała, że nie mamy przelewów, że ona nie ma podstawy nas przyjąć – opowiada pani Monika.
- Na chwilę obecną postępowanie toczy się w sprawie, to oznacza, że nikt nie ma postawionych zarzutów. Musimy zidentyfikować osoby, które bezpośrednio być może, wprowadzały w błąd tych pensjonariuszy. Wchodzi w grę konieczność zbadania ewentualnych wielu zaniedbań, które są nam zgłaszane cały czas i podejrzewam, że będą jeszcze zgłaszane przez osoby potencjalnie pokrzywdzone w tej sprawie – informuje Szymon Banna z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Wielu pokrzywdzonych w tej sprawie napisało do redakcji Interwencji listy pełne koszmarnych przeżyć. Swoje postępowanie prowadzi także Biuro Rzecznika Praw Pacjenta. Dyrektor Katarzyna Kozioł z Departamentu Postępowań Wyjaśniających zapewnia, że nikt z pokrzywdzonych nie zostanie bez pomocy.
- Jeżeli ktokolwiek z członków rodziny ma takie poczucie krzywdy, czy niewłaściwego potraktowania pacjenta, można się zgłosić do Rzecznika Praw Pacjenta. Udzielimy nie tylko wsparcia czy porady, ale także wyjaśnimy całą sytuację, jaka miała miejsce z pacjentem. Nie zostawimy nikogo samego – deklaruje Katarzyna Kozioł z Biura Rzecznika Praw Pacjenta.
ZOBACZ: Uderzył w niego kierowca bmw. Mimo nagrania, policja bezradna
W jednym z listów do naszej redakcji Agnieszka M. opisuje:
„Szóstego dnia pobytu taty dowiedzieliśmy się, że pielęgniarka nie radzi sobie z opieką i ośrodek odesłał tatę z silną biegunką do pobliskiego szpitala. Tata zmarł nagle, następnego dnia, jeszcze w szpitalu. Ośrodek odmówił zwrotu ponad 10 tysięcy złotych, za które nie wykonał absolutnie żadnej usługi na rzecz taty.”
- Wobec tego ośrodka jest bardzo dużo zarzutów i jeżeli uzyskamy informacje, że nawet w innym szpitalu pacjent zmarł, niezwłocznie podejmiemy wyjaśnienia tej sytuacji – zapewnia Katarzyna Kozioł z Biura Rzecznika Praw Pacjenta.