Sprzedawał książki z dostawczaka. Auto ponownie spłonęło

Sprzedawane od niemal 20 lat książki z auta marki Żuk pana Władysława są już niemal symbolem Tczewa. Mężczyzna dorabiał w ten sposób handlując na lokalnym targowisku. Pięć lat temu usłyszała o nim niemal cała Polska, gdy Żuk spłonął. Działalność udało się wznowić dzięki pomocy ludzi dobrej woli. Niedawno auto mężczyzny spłonęło kolejny raz.

- Właściwie teraz, od Wszystkich Świętych, ciągle zastanawiam się, jak mam przeżyć najbliższy weekend. Co można zrobić, jak się nie ma za co żyć – mówi pan Włodek.

Mężczyzna handlował na targowisku Manhattan w Tczewie. Za stoisko służył mu od lat samochód marki Żuk. Tydzień temu jednak ktoś podpalił auto.

- Dowiedziałem się o całej sprawie o 9 rano. Kolega zadzwonił i myślałem, że sobie żarty robi, że żuczek spalony itd. Książki porozwalane i wszystko. Teraz cały mój przychód to 719 zł zasiłku z MOPS-u. Wydając pieniądze w aptece, długo się nie da za to pożyć  - przyznaje pan Włodzimierz.

ZOBACZ: Wykańczają ich dopłaty do ciepła. Winne podzielniki?

Pan Włodzimierz zanim 19 lat temu zaczął prowadzić mobilny antykwariat, miał firmę, która jednak upadła. Od tego czasu handlowanie książkami stało się jego sposobem na życie.

- Dziewiętnaście lat temu przyszło mi do głowy, że mam trochę książek w domu i można by próbować te książki tu – na Manhattanie  - sprzedawać. Ja całe życie, od siódmego roku czytam książki. Uznałem, że na początek parę złotych chociaż na święta mogę zarobić – przyznaje mężczyzna.

ZOBACZ: Budują metro. Podwórko emerytki zamienili w plac budowy

Żuk był darem od ludzi dobrej woli, gdyż 5 lat wcześniej przydarzyła się taka sama sytuacja. Wówczas również ktoś podpalił auto-antykwariat. Wtedy w wyniku zbiórek i darów od ludzi z całej Polski, pan Włodzimierz był w stanie ponownie stanąć na nogi. W tej chwili mężczyzna po raz kolejny został z niczym.

- Jakoś ten trudny okres wtedy przetrwałem. Zaczęła się cała akcja-zrzutka i książek zaczęła przychodzić masa. Jakoś się udało z całej sytuacji wybrnąć. Oczywiście, że to nie jest żadna zarobkowa działalność, ale powiedzmy sobie otwarcie: jak ludzie umieją oszczędnie żyć, to 10 czy 20 zł zarobione można sensownie wydać i zrobić zakupy. Teraz od Wszystkich Świętych ciągle zastanawiam się, jak mam przeżyć najbliższy weekend. Ludzie przychodzą, kilka groszy dają. To są pojedyncze osoby, które starają się pomóc, ale przecież ja nie mogę chodzić i każdego prosić o pieniądze. Wczoraj kierownik Manhattanu przyszedł, że wywiozą wszystko, ale ja będę musiał za to zapłacić. Nie stać mnie – opowiada.

- My oferowaliśmy dzień po pożarze pomoc w uprzątnięciu tego pogorzeliska, ale pan Włodek odmówił. Powiedział, że chciał czasu na przebranie tego – mówi Radosław Klimek, zarządca targowiska.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX