Frankowicze wygrali z bankiem. Pieniądze zaginęły

Pan Jacek i pani Joanna wygrali z bankiem proces o unieważnienie umowy frankowej. Bank wypłacił 143 tys. zł, lecz na ich konto wpłynęło jedynie 43 tys. zł. Reszta pieniędzy, jak twierdzi małżeństwo, zaginęła w kancelarii radcy prawnego z Grudziądza, który ich reprezentował. Mężczyzna miesiącami odwleka ich przekazanie i nie chce powiedzieć, co się z nimi stało.

Historię pana Jacka i jego żony pokazywaliśmy pod koniec października. Małżeństwo opowiadało, jak wyglądała ich współpraca radcą prawnym z Grudziądza w województwie kujawsko-pomorskim.

- W pierwszej instancji sąd zasądził nam 143 tysiące złotych, tytułem odsetek i zwrotu kapitału. Bank odwołał się do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku i po kilku miesiącach, sąd apelacyjny podtrzymał wyrok – opowiadał wówczas pan Jacek.

ZOBACZ: Wielki konflikt z Romami. Napięcie rośnie

Bank wypłacił jedynie 43 tysiące złotych, więc zaczęła się batalia o pozostałe 100 tysięcy złotych. Z pomocą tego samego radcy prawnego i komornika.

- Zadawałem mu ciągle pytania, kiedy będą te pieniądze, kiedy bank wypłaci, a pan mecenas odpowiadał, że walczy z bankiem, że się opiera, że ma chore dziecko i muszę się uzbroić w cierpliwość. W 2023 roku byłem u pana mecenasa, rozmawiałem z nim i otrzymałem od niego prośbę, o numer konta do przesłania tych pieniędzy. Ponieważ bank wypłacił już te pieniądze. To był maj 2023 roku – mówił pan Jacek.

- Na ten moment nie wiemy, kiedy bank przelał pieniądze, ale wystosowaliśmy pismo i czekamy na odpowiedź – dodała pani Joanna.

Odpowiedź przyszła niedawno. Bank wpłacił pieniądze w sierpniu ubiegłego roku! Potem pieniądze zaginęły.

- Pan mecenas powiedział, że pieniądze bank wypłacił, ale nie trafiły na nasze konto, bo jego pracownik pomylił konta i pieniądze trafiły na inne konto. Ale obiecał, to było maj, że w przeciągu dwóch, trzech miesięcy pieniądze na pewno zajadą się na naszym koncie. Pierwsza wersja była do końca czerwca, mówię damy mu szanse, ale nie ma. Mąż pisze, słyszymy, że do końca sierpnia. Koniec sierpnia, słyszymy, że do 4 września, a teraz, że do końca roku – opowiada pani Joanna.

ZOBACZ: Przez pięć lat nie wszedł do swojego domu. Dzika lokatorka wreszcie ustąpiła

Pan Jacek i pani Joanna sprawę zgłosili prokuraturze i Okręgowej Izbie Radców Prawnych w Toruniu. Radca prawny nie chciał się z nami spotkać przed kamerą. W ostatniej chwili odwołał spotkanie.  W mailu do naszej redakcji zobowiązał się, że pieniądze trafią do pana Jacka i pani Joanny do 27 października br. Tak się jednak nie stało. Dlatego postanowiliśmy go odwiedzić.

Prawnik: Państwo nie dostrzegacie drugiego dna.

Reporterka: Jakiego drugiego dna?

Prawnik: Państwo nie możecie nawet wiedzieć.

Pan Jacek: Pan mi ukradł pieniądze.

Reporterka: Gdzie są pieniądze, kiedy będą pieniądze?

Prawnik: Ja nie będę rozmawiał w taki sposób.

Pan Jacek: Ja tylko chcę te pieniądze.

Prawnik: Ja też chcę panu je oddać.

Reporterka: Albo są pieniądze na koncie pana Jacka albo ich nie ma, pytanie krótkie: gdzie one są.

Prawnik: W poniedziałek, będziecie mieli państwo odpowiedź.

Reporterka: Nie wiem, bierze się pożyczkę, sprzedaje się auto, oddaje się klientowi pieniądze.

Prawnik: Życie nie jest takie proste, jak pani je przedstawia.

Reporterka: No dla mnie jest: albo się komuś oddaje pieniądze albo nie.

Reporterka: Pan w maili do naszej redakcji napisał, że 27 będą pieniądze.

Prawnik: No napisałem, ale potem wydarzyło się jeszcze klika inny rzeczy. To też nie jest taka prosta i klarowana sprawa.

Pan Jacek: Pan jest oszustem i złodziejem, tyle mogę pan powiedzieć.

Prawnik: Dobrze, że pan to mówi.

Reporterka: Panie mecenasie pan ze spokojem podchodzi do sprawy, gdzieś zniknęło 100 tysięcy złotych.

Prawnik: A dlaczego mam podchodzić z niepokojem. Pani nie rozmawia ze mną w sposób medialny?

Reporterka: A w jaki mam rozmawiać? Bronimy ludzi, którzy czują się oszukani.

Prawnik: W ludzki sposób, w ludzki.

Reporterka: Kiedy odda pan pieniądze?

Prawnik: Ja odpiszę.

Reporterka:  Niech pan nie odpisuje, proszę powiedzieć, kiedy pieniądze.

Pan Jacek: Ja się zlitowałem, mówił pan, że pan ma chore dziecko. A pan mnie oszukał.

Prawnik: Ma pan prawo tak uważać.

Reporterka: Czy my możemy usłyszeć deklaracje, kiedy pieniądze będą?

Prawnik: Ja nie będę z panią rozmawiał. Pani to na pewno nagrywa.

Reporterka: Jest tutaj kamera, czy mogę zaprosić kolegów, żebyśmy nagrali oficjalną wypowiedź.

Prawnik: Nie.

ZOBACZ: Nagranie z wizyty u lekarza szokuje. Mocne oskarżenia

Wychodzimy z kancelarii radcy prawnego. Pan Jacek i radca prawny zostali sami. Niestety na spotkaniu nadal nie padła żadna konkretna deklaracja, kiedy pieniądze trafią na konto pana Jacka.

- Zachowywał się jak desperat. Mówił, że nie zależy mu już na życiu i niczego się nie boi, tak wychodziło z rozmowy. Powiedział, że do końca roku zapłaci, weźmie kredyt pod swój dom.

Pan mecenas nie udziela informacji, co się stało z pieniędzmi. Jakoby został okradziony przez bliżej nieokreślonego swojego pracownika. Pozostaje już tylko prokuratura, bo ja już nie wiem, co z nim zrobić. Polubownie nie można już rozmawiać – podsumowuje pan Jacek.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX