Bez pieniędzy i aut z zagranicy. Kilkudziesięciu poszkodowanych

„Czekamy na samochód lub zwrot pieniędzy” - to hasło grupy w mediach społecznościowych, która zrzesza klientów jednej z firm sprowadzających auta z zagranicy. Poszkodowanych może być kilkadziesiąt osób. Twierdzą, że zamówili samochody, wpłacili pieniądze, a ich zamówienia nie zostały zrealizowane. Choć grupa rośnie, prezes firmy zapewnia, że działa ona normalnie.

- Tylko tyle chcieliśmy, żeby znaleźć usługę na ściągnięcie samochodu z Niemiec, przygotowanie wszystkich dokumentów i dostarczenie nam pod dom. Skontaktowałem się z nimi, zapłaciłem chyba całość w ogóle, cenę samochodu. Od tamtej pory były takie sytuacje, że ja dzwoniłem, pytałem, kiedy będzie auto i słyszałem, że prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. Potem już było tak, że jak dzwoniłem, to nikt nie odbierał – mówi nam jeden z poszkodowanych. 

ZOBACZ: Stracił prawo jazdy, bo pijany kierowca podał jego dane!

Pan Szymon Wójtowicz w sierpniu nawiązał współpracę z tą samą firmą. W formularzu na stronie internetowej wpisał, jakiego samochodu szuka. Następnie poszukiwania w komisach w Niemczech i Szwecji zaczął polski pośrednik. Konkretny model został wybrany po kilku tygodniach. Pan Szymon wpłacił firmie ponad 100 tysięcy złotych, a ta miała sprowadzić auto do Polski.

- Ja po kilku dniach zapytałem mailowo Kajetana, handlowca, na co czekamy, kiedy auto będzie sprowadzone, na jakim jesteśmy etapie, jaki jest status zamówienia. On mi napisał, a był to przełom sierpnia i września, że w tym tygodniu kolega będzie w Szwecji i wymelduje auto. Nic się nie zmieniało, a ja im ciągle ufałem – opowiada.

Jednocześnie pan Szymon zauważył, że ogłoszenie sprzedaży samochodu na szwedzkiej stronie jest nadal aktualne. Skontaktował się więc ze sprzedawcą.

- Napisałem sam wiadomość mailową do komisu. No i uzyskałem informację, że tak naprawdę firma kontaktowała się z nim tylko w dniu mojej wpłaty. I od tamtej pory, czyli mówimy od 22 sierpnia do 5 listopada, firma już się z nim więcej nie kontaktowała – mówi pan Szymon. Zapewnia, że wcześniej firma z Polski informowała go, że auto zostało zerezerwowane, wpłacono zaliczkę oraz że samochód jedzie do Polski.

ZOBACZ: Bezduszne przepisy. Musi pracować, by przeżyć, ale traci szansę na zasiłek

Firma zarejestrowana jest w Warszawie i taki adres biura podaje na swojej stronie internetowej. Jednak od miesiąca biuro jest puste, a skrzynka pełna wezwań m.in. od kancelarii adwokackich.

- Kojarzymy tę firmę. Jak miałbym to ocenić, to tu ruchu jakiegoś strasznego nie było. Było dwóch takich chłopaków na początku, ale ten pierwszy bardzo szybko stąd zniknął. Dla mnie osobiście to był taki też sygnał, że to po prostu nie idzie – słyszymy od osób, które pracują obok miejsca, gdzie mieściło się biuro firmy.

Adam Michniewski również kilka miesięcy temu zamówił samochód. Pośrednikowi wpłacił 30 tysięcy złotych zaliczki i zaczął załatwiać w banku finansowanie reszty kwoty zakupu. Dziś liczy, że odzyska swoje pieniądze. Na auto już nie czeka.

- W tej chwili jestem w kontakcie mailowym i telefonicznym zarówno z prezesem spółki, jak i z kancelarią, która go reprezentuje i próbujemy ustalić jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Najprawdopodobniej będzie to ustalenie jakiegoś harmonogramu spłaty.
Mamy grupę na Facebooku i cały czas się ona powiększa. Tam jest już kilkadziesiąt osób - wyjaśnia.

ZOBACZ: Więzień wtargnął do internatu. „Mówił, że musi kogoś zabić”

Skontaktowaliśmy się z prezesem firmy. Problemy tłumaczył wycofaniem się inwestora. Twierdził, że firma przeniosła się do Świdnicy i działa normalnie, że jest w kontakcie ze wszystkimi osobami, które czują się poszkodowane. Ale tego nie potwierdza chociażby pan Szymon, który przez brak kontaktu wystąpił na drogę prawną.

- Są jakieś tam opóźnienia. Myśmy przyzwyczaili ludzi do tego, że dowozimy w ciągu dwóch, trzech tygodni czy maksimum miesiąca. A w tej chwili są to dwa miesiące, czy w jakichś dwóch, trzech przypadkach - trzy miesiące. Ja wiem, że pan poszukuje sensacji jako dziennikarz, taka pańska rola… Z ilomaś osobami się dogadujemy, mamy podpisane ugody. Można przyjść do biura zobaczyć i zobaczyć to na naszym Facebooku czy gdziekolwiek. I to wszystko sobie działa – zapewnia prezes firmy.

- Przestałem już wierzyć w słowa tych ludzi. Wydaje mi się, że oni wiedzą, co robią, są bezwzględni i wszelkie ich wyjaśnienia to są kłamstwa. Takie jest moje zdanie. Poza drogą prawną, wydaje mi się, że nie da się tej sprawy rozwiązać polubownie – uważa Szymon Wójtowicz.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX