Poszkodowani kierowcy ciężarówek. Bez pensji i opłaconych składek

Poszkodowani kierowcy ciężarówek. Bez pensji i opłaconych składek

Grupa kierowców ciężarówek walczy o pieniądze za pracę. Choć mają wyroki, pozostają bezradni. - Człowiek zmienia firmę za firmą, nie płaci składek zusowskich, nie płaci pensji i nie ma na niego siły. Policja, prokuratura tylko umarzają sprawy. Taki człowiek funkcjonuje i się śmieje wszystkim w twarz – mówi jeden z poszkodowanych.

Pan Marek Jaworowski jest kierowcą ciężarówki, ma duże doświadczenie. W 2018 roku zaczął pracę w firmie ze Szczytna na Mazurach.

- Problemy zaczęły się w lipcu, sierpniu. Raz lepiej, raz gorzej, jeżeli chodzi o pieniądze, o wypłaty. No bo jeździć się jeździło. Zawsze coś się znalazło. A to opona strzeliła, to tam poczekaj. Tu przelewy jeszcze nie przyszły, nie zapłacili. I tak się przeciągało, przeciągało. Tym bardziej, że jeśli chodzi  „gadanę”, to on jest niezrównany – opowiada Marek Jaworowski.

Przez kolejne miesiące mnożyły się problemy z wypłatami, dług pracodawcy rósł, ale pan Marek wierzył, że ostatecznie zostanie spłacony. Gdy kwota z odsetkami urosła do prawie 50 tysięcy złotych, zwolnił się i sprawę skierował do sądu.

- Wygrałem sprawę sądową, ale nie ma pieniędzy, gdyż ten człowiek po prostu zmienia firmy, żeby ludziom nie płacić i tak przeciąga, przeciąga. Na końcu się okazuje, że on nie ma nic na siebie, nawet samochody wynajmuje od żony – tłumaczy pan Marek.

- Dniówka oraz podstawa, to jest 7204 złote według moich wyliczeń. I raz wymieniłem koło, bo pan D. powiedział, żebym wymienił za swoje. I to było 2068 euro dokładnie – mówi Hubert Kolczyński, kierowca ciężarówki.

ZOBACZ: Długi przerastają 19-latkę. „Babcia grała na maszynach”

W sieci kierowcy piszą o problemach z wypłatami, kiepskim stanie technicznym ciężarówek i nieopłaconych składkach w ZUS-ie. Jedną z osób, do których docieramy, jest pan Hubert. Stracił ponad 15 tysięcy złotych.

- Wiele razy się upominałem o pieniądze. Mówił, że wyśle, że sam czeka na pieniądze. W końcu wysłałem to wezwanie do zapłaty i od tamtej chwili się nam kontakt urwał. Jest taka grupa na Facebooku: „Dziad-trans” się nazywa. I znalazłem tam tę firmę – opowiada Hubert Kolczyński.

- Przed świętami w 2022 roku się zwolniłem. Oddałem papiery, na drugi dzień miał być przelew całej kwoty dłużnej i do dzisiaj tego nie ma. Pan Tomasz nie odbiera telefonów, ale czasami do siebie piszemy, tak na „hardcorze” – mówi Marek Jarema.

ZOBACZ: Długi przerastają 19-latkę. „Babcia grała na maszynach”

Pan Marek Jarema też wygrał z byłym pracodawcą w sądzie. W związku z tym powinien otrzymać prawie 10 tysięcy złotych. Mimo że sprawa trafiła do komornika, ten jest bezradny. Jakiś czas wcześniej firma zmieniła właściciela. Dziś jest nim obywatel Białorusi, który nie przebywa w Polsce.

- Pan Tomasz ma słupa z Białorusi podstawionego. I na słupa to jest. Ale firma jest pana Tomasza. Kiedyś były takie „parabanki”, a teraz zakłada się takie „paraspółki”. To nie jest jego pierwsza, on już miał kilkanaście takich spółek komandytowych, spółek z o.o. Zadłuży ludzi, pracowników pozadłuża, zamyka, upadłość ogłasza, otwiera kolejną i tak w kółko. To jest jego sposób na życie – uważa Marek Jarema.

Udało nam się porozmawiać z Tomaszem D.

Tomasz D.: Ale ja nie jestem już właścicielem tej spółki i pan Jarema nie pracował u mnie. Prezesem jest pan Edward z Białorusi.

Reporter: Jak to jest, że firma nie jest zarejestrowana na pana, a ci pracownicy mówią, że wszystkie szczegóły dotyczące ich zatrudnienia, wypłaty ustalali z panem?

Tomasz D.: Ja jestem pana pracownikiem tej firmy, zajmuję się biurem i transportem. I jak się sytuacja w firmie trochę poprawi, to zostaną spłaceni.

ZOBACZ: List do Interwencji, a później eksplozja na plebani. Edward D. przed sądem

- Realnie tę spółkę prowadzi pan Tomasz D. On był tą osobą, która ustalała z kierowcami warunki, rozmawiała na temat wynagrodzeń, zlecała im pracę. Pan Marek Jarema złożył też zawiadomienie, że pan Tomasz D. nie zgłosił go do ZUS-u, po czym pan Tomasz to uczynił, ale nie zapłacił żadnej składki. Podobna sytuacja była w przypadku pana Marka Jaworowskiego. On był zgłoszony do ZUS-u, ale żadna składka nie została opłacona – informuje Alicja Raczkowska, prawnik reprezentująca kierowców.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX