Policjanci przypisywali niewykryte przestępstwa choremu bezdomnemu?

Policjanci z komendy Wrocław-Krzyki mieli wykorzystać chorego psychicznie bezdomnego 35-latka i przypisali mu przestępstwa, których nie popełnił. Dzięki temu polepszali swoje statystyki. Zmowę milczenia przerwał jeden z oficerów. Jak twierdzi, w jednym przypadku bezdomny miał przyznać się „za hot-doga ze stacji”.

Chory psychicznie bezdomny przyznał się do popełnienia 26 przestępstw. Policjanci z Wrocławia sporządzili akt oskarżenia, który podpisał 35-latek, jednocześnie godząc się na karę trzech lat pozbawienia wolności. I może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że mężczyzna jest chory psychicznie. Nasz informator twierdzi, że policjanci doskonale o tym wiedzieli.

O godzinie 6:49, w środę, 31 stycznia pojawiliśmy się z kamerą przed Komisariatem Policji Wrocław-Krzyki. Zależało nam na spotkaniu policjanta, który odpowie wreszcie na nasze pytania, które wysłaliśmy do wrocławskiej policji dwa tygodnie temu.

Gdy usłyszeliśmy, że kierownictwo jednostki nie spotka się z nami, nasz reporter Leszek Dawidowicz stanął przed budynkiem komendy i zaczął mówić przez megafon:

„Tu Telewizja Polsat. Chcielibyśmy prosić o możliwość rozmowy z kierownictwem państwa jednostki. Od dwóch tygodni unikacie państwo odpowiedzi na nasze pytania. Panie komendancie, czy to prawda, że kierownictwo tego komisariatu wykorzystało osobę chorą psychicznie, żeby podbić sobie statystyki? Czy to prawda, że zamiast pomóc z choremu człowiekowi, wymazywaliście z dokumentów to, że choruje?

ZOBACZ: Dwie zbrodnie w Lubuskiem. Ofiarami starsze, samotne kobiety

Jeden z czynnych oficerów wrocławskiej policji zdecydował się nie być obojętny na to, co zobaczył. Nie mógł pogodzić się z łamaniem prawa przez jego kolegów w mundurach. Teraz sam stał się celem.

- Postanowiłem opowiedzieć o tym publicznie, bo my już nie balansujemy na linii prawa, tylko już zaczynamy wchodzić poza tę linię prawa. My tak naprawdę zaczynamy się stawać sami w jakiś sposób przestępcami, a tylko wszystko w imię dobrej statystyki, aby się wykazać – powiedział oficer wrocławskiej policji.

Reporter: Policja aktualnie szuka ciebie, czyli szuka człowieka, który opowiedział o sprawie chorego psychicznie Ukraińca?

Oficer policji: Wydaje mi się, że tak.

ZOBACZ: Myjnia 10 metrów od okien domu. Mieszkańcy bezsilni

Patent na robienie wyników w służbie narodził się na dworcu głównym we Wrocławiu, to właśnie tam pomieszkiwał bezdomny, chory psychicznie obywatel Ukrainy, który przyznawał się do wszystkiego, do czego tylko chcieli wrocławscy policjanci.

- Dopadliśmy gościa na włamaniu do samochodów. Widzimy, że jest nienormalny. „Dobra, okej. Wygrzebcie mi włamania do samochodów w ostatnim czasie”. I w ten sposób się dokooptowuje zarzuty. Idealnymi sprawami są te, gdzie nie ma monitoringu, gdzie nie ma śladów. Takie sprawy przy zarzutach do Serhieja się pojawiły. Przyznał się za hot-doga ze stacji – stwierdził nam oficer wrocławskiej policji.

Inaczej widzi to wrocławska policja.

- Ten człowiek został zatrzymany. Przyszedł akurat policjant, który zapytał, czy komuś coś kupić na stacji Orlen, bo akurat tam idzie. Któryś z policjantów powiedział, że potrzebuje hot-doga. Ten pan, który był właśnie przesłuchiwany, powiedział: ja jestem głodny i chciałbym hot-doga. I ten policjant tak popatrzył na niego i mówił: wiesz co, skoro ty tutaj tak grzecznie siedzisz, to ja pójdę i ci kupię, skoro jesteś głodny. Więc czysto ludzki odruch – poinformował Wojciech Jabłoński z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.

- Obywatel ten był trzykrotnie bądź czterokrotnie łapany tylko po to, żeby każdego kolejnego dnia dopisywać mu następne czyny. Jednego dnia był zatrzymany, postawiono zarzuty, puszczony. Następnego dnia czy tam dwa, czy trzy dni później, znowu był zatrzymany. Kolejne rzeczy były wygrzebywane. Później się okazało, że są kolejne jakieś rzeczy, więc znowu można było pana zatrzymać po to, żeby całą resztę rzeczy mu dokooptować – opowiadał nasz informator.

ZOBACZ: Kto otruł Paulinę Antczak? Przebieg procesu wywołał protest

Jego zdaniem od początku chodziło o to, żeby Serhieja S. nie zobaczył żaden sędzia, bo wtedy sprawa jego choroby szybko by się wydała. Dlatego Małgorzata B., wicekomendant tego komisariatu osobiście stawiała zarzuty i pisała akt oskarżenia. Z materiałów wynika, że obywatel Ukrainy dobrowolnie zgodził się na wyrok 3 lat więzienia. Dokumenty najpierw zatwierdziła prokuratura, a później sąd.

- Sąd nie miał żadnej informacji, aby zachodziła jakakolwiek wątpliwość co do poczytalności sprawcy, bowiem w protokołach jego przesłuchania są informacje, że nie leczył się psychiatrycznie, neurologicznie, nie miał urazu w głowie, nie jest uzależniony – poinformował Marek Poteralski z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

- Wiadomo było już wtedy, że on jest leczony psychiatrycznie, bo sam o tym mówił, więc pani komendant, która przedstawiała mu te zarzuty, bardzo dobrze wiedziała. Natomiast tego nie umieściła na żadnym protokole – powiedział oficer wrocławskiej policji.

Dlatego na komisariacie Wrocław-Krzyki niewygodna stała się notatka, w której czytamy, że człowiek ten leczył się psychiatrycznie. Dwa dni później powstała kolejna notatka, w której tej informacji już nie ma i w której czytamy, że zatrzymany nie leczy się psychiatrycznie, a więc można stawiać mu zarzuty.

- Notatki sporządzało dwóch różnych policjantów, oni nie mogą pisać tego, co powinni, tylko piszą to, co im ten człowiek mówi, a on może mówić raz tak, a raz inaczej. Nie mnie to rozsądzać – powiedział Wojciech Jabłoński z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.

Policjanci dopisali Sierhiejowi bardzo wiele przestępstw, przede wszystkim niewyjaśnionych włamań do samochodów. Ale dokładnie w tym samym czasie człowiek ten popełniał realne i często absurdalne przestępstwa ze względu na swoją chorobę.

ZOBACZ: Dostała w spadku dom. Były mąż może zabrać wszystko

W kwietniu 2023 roku wbiegł do budynku biurowego PKP przy dworcu głównym. Miał w ręku ogromny kamień, przeskoczył bramki wejściowe i popełnił całkowicie irracjonalne przestępstwo: rozbił zabytkowe lustro warte dziesiątki tysięcy złotych. Policji nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to zrobił.

Sprawa rozbitego lustra nie trafiła jednak do aktu oskarżenia, pewnie ze względu na zeznania świadków. Rozmowy zarejestrowaliśmy ukrytą kamerą:

- A wy pytaliście, dlaczego to zrobił?

- Wie pan, z nim to ciężka była wtedy rozmowa rzeczywiście, ale on cały czas mówił: ja mam schizofrenię i nie chcę z nikim dyskutować. I raczej tak to wyglądało. On od początku, czy ochrona, czy ta policja, czy nasi jeździli tam, przecież trzeba było zawiadomienie złożyć, to też jest taki przymus, no to od początku wiedzieliśmy, że on oficjalnie mówił: ja mam schizofrenię.

ZOBACZ: „Zero skruchy”. Proces w sprawie brutalnego zabójstwa

Z choroby młodego, bezdomnego mężczyzny zdawali sobie również sprawę pracownicy noclegowni przy dworcu.

- On chyba jest zaburzony, że on nie chciał tu podpisywać, on rzeczywiście, pamiętam, była taka akcja z nim, że on, a dlaczego ma podpisywać, co on ma podpisywać i w ogóle. Mam wrażenie, że miał schizofrenię, ale oczywiście nie diagnozuję, bo nie jestem biegłym.

- To na pewno, że był zaburzony, to na pewno. No serio, on sam stał na przykład i gadał ze ścianą.

Jednak sprawę rozbitego lustra policjanci z Krzyków zawiesili z powodu ukrywania się sprawcy. Problem polega na tym, że Sierhiej S. wcale się nie ukrywał, tylko spał w noclegowni.

- Chodziło o to, żeby zbudować sobie wykrywalność na „zawodniku”, którego tak naprawdę powinno się zdiagnozować i chronić społeczeństwo przed nim. A tutaj ani nikt nie chronił społeczeństwa, a w zasadzie został wykorzystany i wypuszczony i rób sobie dalej, co chcesz – skomentował Marcin Taraszewski, były oficer policji.

ZOBACZ: Nowe mieszkania są mniejsze niż na umowie. Bój z deweloperem

Igranie z poważną chorobą młodego człowieka zakończyło się dramatycznie. Nieco ponad miesiąc od momentu przyznania się Ukraińca do 26 przestępstw, ten w końcu sięgnął po nóż.  

- Ponad miesiąc później dochodzi do zdarzenia, które miało miejsce we Wrocławiu na placu Nowy Targ. Tam wówczas podejrzany Serhiej S. dokonał napaści na przypadkowe osoby przy użyciu noża, usłyszał zarzut m.in. usiłowania zabójstwa. I wówczas ze względu na charakter tego czynu, jakiego się dopuścił, prokurator zdecydował o powołaniu biegłych lekarzy-psychiatrów w celu stwierdzenia, czy w czasie czynu był poczytalny. Biegli stwierdzili, że w chwili czynu pan nie był poczytany – poinformowała Anna Placzek-Grzelak z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

- Policjant jest to zawód niewdzięczny, u którego jest wiele takich decyzji bardzo istotnych, bardzo ważnych. Dzisiaj możemy skupić się na tym, że mamy zdarzenia, mamy sprawcę, go sobie rozliczymy do danego zdarzenia, nie patrząc szerzej, co może być jutro. Natomiast jutro może być to, że facet doprowadzi do tragedii, bo jest niepoczytany, bo jest nieświadomy tego, co tak naprawdę robi. I to my jesteśmy od tego, żeby nie tylko tę sytuację wyjaśnić, która ma dzisiaj miejsce, ale też zapobiec pewnym innym wydarzeniom, pewnym innym konsekwencjom, które mają miejsce. A tu ktoś się skupił tylko i wyłącznie na „zdarzeniówkach”. Wykrywamy, mamy sprawcę, mamy wykryte zdarzenia, statystycznie jesteśmy zadowoleni – podsumował Marcin Miksza, były oficer CBŚP.

- Rzeczywiście budzi to podejrzenia, że celowo zostały zaniechane czynności w postaci badań psychiatrycznych – przyznał Marek Poteralski z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

Reporter: Leszek Dawidowicz

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX