Oddał klacz do krycia. Skończyło się dramatycznie

Rolnik spod Lwówka Śląskiego walczy o odszkodowanie za klacz, którą oddał do punktu krycia. Do zapłodnienia miało dojść naturalnie, ale sprawy przybrały dramatyczny przebieg i zwierzę już do mężczyzny nie wróciło. Pan Ireneusz straty wycenia na około 40 tys. zł. Twierdzi, że winny jest właściciel punktu krycia.

Pan Ireneusz Markowski prowadzi gospodarstwo niedaleko Lwówka Śląskiego na Dolnym Śląsku. Kilka lat temu stwierdził, że przestanie zajmować się nimi tylko hobbystycznie i otworzy niewielką hodowlę.

- Jeździliśmy na różne spotkania, wystawy prowadzone przez Polski Związek Hodowców Koni. No i pojeździliśmy, pojeździliśmy i kupiliśmy tę klacz, dwuletnią, wyhodowaliśmy ją i chcieliśmy ją mieć, jak to się mówi: do końca – wspomina Ireneusz Markowski.

ZOBACZ: Wielki sprzeciw koło Bochni. „Zakład będzie nas truł”

Prima była ulubionym koniem syna pana Ireneusza. Markowscy postanowili powiększyć hodowlę i w tym celu w lipcu tego roku oddali klacz do znanego w okolicy punktu krycia. Do zapłodnienia miało dojść naturalnie.

- Źrebaczka chcieliśmy mieć. Doktor Łukasz zbadał i powiedział, że klacz się nadaje na „stanówkę”. W sobotę rano, o siódmej, pan Andrzej zadzwonił, że pierwszy skok się odbył i wszystko w porządku. Czekaliśmy dalej. Telefon zadzwonił, ale z wiadomością przykrą: nie że się odbył drugi skok, tylko że klacz umiera – opowiada pan Ireneusz.

Mężczyzna pojechał na miejsce.

- Ja mówię do niego, że to objawy pokolkowe i wtedy Andrzej tam zaczął, że „nie, kolka nie, kolka nie”. No ale doktor przyjechał, podał lek, kroplówka leciała i kazali mi pilnować. Oni poszli na debatę tak zwaną, co ustalić. Ja wyciągnąłem telefon i nagrałem krótkie filmiki. W końcu zapadła ta decyzja najgorsza, czyli klacz uśpić. Nie myślałem w ogóle, że tak mnie Andrzej potraktuje. Bo on powiedział, że jemu jest przykro, ale on nic mi nie może zaoferować – mówi Ireneusz Markowski.

ZOBACZ: Dzika lokatorka zajęła mieszkanie. Jest winna 75 tys. zł

Pan Ireneusz wycenił klacz na około 40 tysięcy złotych. Jego zdaniem hodowca prowadzący punkt krycia sprawował złą opiekę nad zwierzęciem. A skoro zwierzę zmarło, to powinien wypłacić odszkodowanie lub udostępnić numer ubezpieczenia, z którego można odzyskać pieniądze.

- Dopóki zakład utylizacyjny zwłok tych nie zabrał, Andrzej jakoś tam rozmawiał ze mną. Klacz odjechała z Popielówka i telefony się urwały – twierdzi pan Ireneusz.

- Klacz była oddawana w stanie zdrowym, na to jest stosowna dokumentacja weterynaryjna. W trakcie tego zabiegu nie było właściwego najprawdopodobniej nadzoru lekarza weterynarii… Klacz, można powiedzieć, że została w pewien sposób zamęczona. Jest takie prawdopodobieństwo – mówi Ernest Ziemianowicz, prawnik pana Ireneusza.

Pan Ireneusz skierował sprawę do sądu. My z kolei skontaktowaliśmy się z hodowcą, prowadzącym punk krycia. Zgodził się z nami porozmawiać.

- Mogła być to kolka, mógł być zawał, wiele spraw. Teraz tego nie ustalimy. Natomiast było tu dwadzieścia innych koni w gospodarstwie i gdyby z mojej strony było jakieś zaniedbanie, np. niedobra pasza, no to myślę, że jeszcze jakiś koń by zachorował – mówi hodowca Andrzej Pasternak.

Reporter: Być może sąd nie był potrzebny w tej sprawie, można załatwić to polubownie, bo jednak stało się to tutaj, pod pana opieką…

Hodowca: Słusznie, z tym że ubezpieczenie OC, które mam na gospodarstwo, nie obejmuje takich przypadków.

ZOBACZ: Pluskwy w szkole z internatem? Młodzież rzuca oskarżenia

- Oczywiście, że mogłoby to rozwiązać całkowicie sytuacje, trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z polisą OC rolnika. Jeżeli hodowca czy posiadacz tej polisy oświadczyłby, że faktycznie nie dopatrzono tu pewnych procedur, to ubezpieczyciel z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąłby odpowiedzialność za zdarzenie i wypłacił panu Irkowi odszkodowanie za konia – przekonuje Ernest Ziemianowicz, prawnik pana Ireneusza.

Próbowaliśmy skontaktować się z weterynarzem, który feralnego dnia był na miejscu zdarzenia, ale okazało się, że zmienił miejsce pracy. Jego przełożeni nie są w stanie jednoznacznie stwierdzić, co było przyczyną śmierci konia: - Jedna sfera to jest krycie, a druga sfera to są problemy z układem pokarmowym. Bo wszystko to, co boli w obrębie jamy brzusznej, nazywamy kolką. Przyczyn kolek jest od groma.

- Ja Andrzejowi powiedziałem, że ukochanej klaczy nie odpuszczę. Trudno… Nie dostanę, to nie dostanę, ale będę walczył do końca – zapowiada pan Ireneusz.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX