Protest kupców z Marywilskiej. Są na skraju bankructwa

Warszawscy kupcy są na skraju wytrzymałości. Grupa przedsiębiorców z centrum handlowego Marywilska od wielu tygodni walczy o obniżkę czynszów. Za wynajem 30-metrowych boksów płacą od 5 do nawet 10 tys. zł. Do tego dochodzą dodatkowe opłaty i coraz mniejsza liczba klientów.

- Jak nie, to wrócimy pod Pałac Kultury. W „szczękach” będziemy stali albo na łózkach polowych, tak jak zaczynaliśmy – wykrzykiwali kupcy podczas niedawnego protestu.

To już drugi raz, kiedy najemcy z centrum handlowego Marywilska na warszawskiej Białołęce protestowali pod ratuszem. Liczą na wsparcie urzędników, ponieważ to miasto jest właścicielem gruntu pod halami. Kupcy walczą o obniżenie czynszów za wynajem.

- Płacę 8700 zł za boks, który ma 30 m. To jest niecałe 300 zł za metr – opowiada jeden z najemców.

- Płacę 8700 zł czynszu, plus 150 zł za prąd. My przyszliśmy ze stadionu z kupcem warszawskim. Tutaj pojawił się jakiś dziwny manewr: zostaliśmy sprzedani prywatnej spółce, która robi z nami to, co widać – dodaje najemczyni.

Marywilska. Protest kupców. Ich biznes stanął nad przepaścią

Oprócz polskich kupców najemcami są także  Wietnamczycy i Ukraińcy. Jednak problemy mają wspólne. Według najemców to: wysokie czynsze, coraz mniejsze zainteresowanie klientów oraz niezrozumiałe dla nich zapisy w umowach i dodatkowe opłaty.

- Umowa w 2010 r. z kupcem warszawskim. Zostało wpłacone 30 tys. 500 zł i po 10 latach pani prezes zachciało się następnej wpłaty. Następna kwota 30 tys. 500 zł – pokazuje dokumenty jeden z najemców.

- Kiosk ma 60 metrów. Płacimy 12 tys. Zł, a klientów nie ma. Już zbliżamy się do bankructwa, już nie możemy handlować, ale też nie możemy oddać kiosku. Wszystkie warunki w umowie po prostu pokazują, że nie możemy oddać – tłumaczy jedna z najemczyń z centrum handlowego Marywilska.

- Jeśli chodzi o wypowiedzenie umów ze strony centrum, to mogą to oni zrobić w wielu różnych sytuacjach i na dosyć korzystnych dla nich warunkach. Natomiast jeśli chodzi o najemców, czasami ten okres wypowiedzenia może wynosić nawet dwa lata. Centrum argumentuje, że były to umowy zawarte między przedsiębiorcami. Większość tych najemców to są małe podmioty, część to cudzoziemcy – informuje adw. Paulina Phan, pełnomocnik części najemców.

ZOBACZ: Interwencja policji oburza. 18-latek wrócił ze wstrząsem mózgu

Pani Mirka wynajmuje 25-metrowy boks handlowy w hali na Marywilskiej od początku jej istnienia, czyli od 2010 r. Wcześniej handlowała na Stadionie Dziesięciolecia. Choć jest już na emeryturze musi pracować. W podobnej sytuacji jest pan Jan.

- Moja opłacalność jest żadna. Ja mam umowę jeszcze na trzy lata i czekam tylko, żeby to się skończyło i będę musiała zlikwidować. Jak ja mam płacić 5 tys. zł czynszu i obciążać te rzeczy, którymi tu handluję i handlować dalej? To jest bardzo tragiczna sytuacja. Mamy się przenieść, znowu na ulicę, żeby było taniej? Jest bardzo źle. Bardzo. My mamy na utrzymaniu rodziny - opowiada pani Mirka.

- Gdybym miał możliwość opuszczenia, to od jutra mogę się zamknąć, wyprowadzić i nie dokładać do tego interesu. Ja na przykład za styczeń, to wyszedłem około 5 tys. na minusie – przyznaje pan Jan.

- To nie jest podniesienie czynszu. Tylko zastosowanie waloryzacji, która jest standardowa w wieloletnich umowach najmu. Ja wiem, że w obecnej sytuacji gospodarczej wszyscy borykamy się z olbrzymim wzrostem kosztów  - w naszym przypadku na wzrost wszystkich kontraktów z podwykonawcami, czyli mam tu na myśli ochronę, sprzątanie, obsługę techniczną obiektu. Spółka jest za zawarciem jakieś ugody w tym temacie. Natomiast do zawarcia tej ugody potrzeba kompromisu z dwóch stron  – tłumaczy Małgorzata Konarska, prezes zarządu Marywilska 44 sp. z o.o.

- Waloryzacja- zgoda, bo wiadomo wszystko drożej. Natomiast u nas stawka podstawowa, z której wychodzimy, jest stanowczo za wysoka, bo to jest jedna z wyższych w Warszawie – odpowiada kupie, pan Jan.

ZOBACZ: Zaginęła po kłótni z partnerem. Archiwum X mówi o przełomie

A zawarciu kompromisu ma pomóc warszawski ratusz. Spotkanie mediacyjne zostało zaplanowane na 1 marca. Protestujący skierowali też wniosek o sprawdzenie zapisów w ich umowach do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Obawiają się, że jeżeli nic się nie zmieni, grozi im bankructwo.    

- Prosimy o „wyjście do nas”, nie tylko oskarżenia w naszą stronę. Bo my już pękliśmy. 13 lat pracy poszło na marne. Ktoś nas cały czas doi – mówi jedna z najemczyń.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX