Przez siedem lat żył ze szczątkami żony. Zabójca skazany

Przed niemieckim sądem zapadł wyrok w głośnej sprawie zabójstwa Doroty Gałuszki. Jej mąż latami ukrywał prawdę o zbrodni. Szczątki jej ciała - jak się okazało - najpierw gdzieś ukrył, a później przeniósł do domu. By dotrzeć do prawdy, policja zaangażowała trzech śledczych działających „pod przykrywką”. Miesiącami zdobywali jego zaufanie.

Historię 29-letniej Doroty Gałuszki pokazywaliśmy siedem lat temu. Kobieta pochodziła z Radlina na Śląsku, ale od dawna mieszkała w Niemczech, w Selfkant – małym miasteczku przy granicy z Holandią. Miała męża - Manfreda, również Polaka. Razem wychowywali ośmioletniego wówczas syna.

- To małżeństwo nie było udane. Było bardzo wiele nieporozumień na różnym tle. Wkładał jej GPS do torebki. Podglądał ją. Przeszukiwał jej telefon, chodził za nią. Osobiście zrobił na mnie wrażenie bardzo nieufnego, czujnego. Niezwykle podejrzliwy, panicznie obawiający się zatrzymania przez policję – opowiadał nam wówczas Arkadiusz Andała, prywatny detektyw.

Niemcy. Przez siedem lat żył ze szczątkami żony. Zabójca Polki skazany

Jak przyznała rodzina pani Doroty, miała ona dawnego znajomego ze szkoły, z którym zintensyfikowała kontakty.

- Kochankowi mówiła, że ze mną nic już nie ma, natomiast mnie mówiła, że jest sama, że on jest tylko zakochany, okłamywała nas obu, igrała z nami obydwoma – mówił Manfred G. w rozmowie nagranej przez firmę detektywistyczną Andała Patrol siedem lat temu.

- Jej decyzja była taka i ona głośno mu powiedziała, że odejdzie od niego – stwierdził Andrzej Gałuszka, ojciec pani Doroty.

Jest 18 października 2016 roku. Pani Dorota i jej mąż są sami w domu. Ich syn spędza ferie u dziadków. Około godziny 23 między małżonkami po raz kolejny dochodzi do kłótni. Potem, pani Dorota po prostu znika.

- Nagle, przechodząc z kuchni do salonu, zobaczyłem, jak wysyła mu zdjęcia w bieliźnie. Powiedziałem, że ma wyp*** tam, gdzie była cały weekend. I tak dalej… Wyszła z domu, trzasnęła drzwiami. I poszła. Wiem, że na pewno miała 90 euro ode mnie. Karty bankomatowej nie użyła do dzisiejszego dnia - mówił Manfred G. prywatnemu detektywowi.

- Jedna z sąsiadek powiedziała, że słyszała krzyki, ale nie potrafiła powiedzieć dokładnie, skąd dochodziły, ani o której godzinie to było – powiedziała Katja Schlenkermann-Pitts z Prokuratury w Akwizgranie.

ZOBACZ: 85-letnia lekarka przepisywała darmowe leki dla seniorów. NFZ ją ukarał

O zaginięciu pani Doroty Manfred G. poinformował policję po dwóch dniach. Rozpoczęły się poszukiwania. Nie udało się jednak natrafić na żaden ślad kobiety. Pod koniec października 2016 roku w śledztwo zaangażowała się Komisja Morderstw – niemiecki odpowiednik policyjnego wydziału zabójstw. Jako jedyni rozmawialiśmy wtedy z Manfredem G. twarzą w twarz. 

Reporter: Chciałbym porozmawiać z panem chwilę…

Manfred G.: Media i tak dwa słowa prawdy, a pięć słów przekręcą. Żeby była lepsza sprzedajność. To jest tylko po to, żeby mnie oczernić, żeby mnie jak najszybciej zamknęli, żeby oni mogli mojego syna drapnąć.

Reporter: Ale kto, żeby mógł drapnąć?

Manfred G.: Rodzina. Moja żona się tylko pojawi, gdy syn tam będzie.

Reporter: Myśli pan, że ona jest w Polsce?

Manfred G.: Ja już nic nie myślę. Nie wiem. Mam nadzieję tylko, że to się szybko rozwiąże. Ja bym sam szukał, tylko gdzie?

ZOBACZ: Sam z ojcem z niepełnosprawnością. Fala pomocy dla 8-letniego Tycjana

- Przeszukaliśmy dom, nie było tam żadnych śladów przestępstwa… Żadnej krwi, nic. Do domu wprowadziliśmy także psy, one też niczego nie znalazły, nie doprowadziły nas do żadnego tropu, który wskazywałby na jakiekolwiek przestępstwo – przekazała Katja Schlenkermann-Pitts z Prokuratury w Akwizgranie.

- Do ostatnich dni będę ją szukał, moje dziecko. To jest moje dziecko – mówił nam Andrzej Gałuszka, ojciec pani Doroty.

Pan Andrzej nigdy nie poznał prawdy o zaginięciu swojej córki. Kilka miesięcy po tej rozmowie zmarł na atak serca. W 2021 roku Manfred razem z synem wyprowadził się do innej miejscowości. Cały czas był jednak pod obserwacją policji.

- Policja po prostu zastosowała działanie operacyjne… Wzięła trzech tajnych śledczych i podsunęła mu ich, by się zaprzyjaźnili. Półtora roku z nim pracowali – opowiada nam Johanna Balla, która pomagała w poszukiwaniach pani Doroty.

- Rozmawiali ze sobą, że jeden z kolegów też ma problemy z dziewczyną, to Manfred się zgodził, że on załatwi to dla niego – mówi Agnieszka Gerloff, która również brała udział w poszukiwaniach.

- W końcu on przyznał się. Powiedział, że ją poszatkował. Tylko nie powiedział, gdzie jest ciało – dodaje Johanna Balla.

Tajna operacja policji. Kulisy zdemaskowania zabójcy Polki 

Śledczy nagrali dziesiątki godzin rozmów z podejrzanym.

- Ja słuchałem powyżej 98 godzin. To, co słuchaliśmy na rozprawie, to mniej więcej 5, 6 godzin – mówi nam Mikołaj Doszna, adwokat Manfreda G.

Reporter: Wspomniał pan, że on najpierw pozbył się tego ciała. Zakopał je gdzieś w lesie, w Belgii, na kempingu. Po co w takim razie on to ciało znowu wykopał i przywiózł je do swojego domu?

Adwokat: Na to pytanie nikt nie mógł odpowiedzieć, tego też nie mógł stwierdzić sąd, nie mogę panu tego wytłumaczyć.

ZOBACZ: SOR odesłał nie badając pacjenta. Mężczyzna zmarł

- Wciągnął ją na strych, tam była jakaś plastikowa wanna. Najprawdopodobniej w tej wannie kroił ją, tak przynajmniej mówią śledczy, prokuratura. Tam było mnóstwo zapachowych dozowników. W każdym pomieszczeniu. Mnóstwo tego było – mówi Johanna Balla.

- Głowa i chyba nogi były w walizce, a ta była owinięta w workach plastikowych, tak samo było z innymi częściami ciała. Trzymał to na strychu – dodaje adwokat Mikołaj Doszna i potwierdza, że wraz z mężczyzną mieszkał syn jego i pani Doroty.

Pod koniec sierpnia zeszłego roku Manfred G. został zatrzymany. Śledczy postanowili przeszukać wtedy jego nowy dom. Szczątki pani Doroty leżały zapakowane w szczelnych workach w jednym z pomieszczeń gospodarczych. Mężczyznę aresztowano. Natychmiast przedstawiono mu zarzut zabójstwa.

ZOBACZ: Ma wrócić do traumy z młodości. Urzędnicy chcą, by płaciła za ojca

Sprawa Manfreda G. wstrząsnęła Niemcami. Przez kilka ostatnich miesięcy media z całego kraju relacjonowały jego proces. Kilka dni temu zapadł długo wyczekiwany wyrok. Zgodnie z niemieckim prawem nie mogliśmy sfilmować tego momentu. Byliśmy jednak na miejscu. Manfred G. został uznany za winnego zabójstwa pani Doroty i skazany na dożywocie.

- Żaden wyrok mnie nie satysfakcjonuje. Bo i tak Dorotki nie ma. Choćby 1000 lat tam był. Mnie to już Dorotki nie wróci – mówi matka Barbara Gałuszka.

- Myślę że nie jest tym wyrokiem przerażony, a przygotowany na to. Wie pan, u nas to nie będzie siedział resztę życia. Po 15 latach mogą go wypuścić, jak będzie się dobrze zachowywał – zaznacza Mikołaj Doszna, adwokat Manfreda G.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX