W Szczecinie zawrzało. Pracownicy nie mają za co żyć
Blisko 40 robotników jednego z podwykonawców Stoczni Wulkan w Szczecinie od dwóch miesięcy nie otrzymuje pensji. Stocznia nie płaci firmie, w której są zatrudnieni, a ich bezpośredni pracodawca nie ma już własnych środków na pokrycie zobowiązań. Ludzie nie mają za co żyć, przeżywają rodzinne dramaty.
W trudnej sytuacji finansowej jest kilkaset osób, bo jest więcej poszkodowanych podwykonawców pracujących na zlecenie stoczni. Już od początku roku nie otrzymują oni należności.
- Mój pracodawca wisi mi 12 tys. zł, ale ze względu na to, że Stocznia nie wypłaca pieniędzy tak jest, jak jest – opowiada jeden z pracowników stoczni. Podobne kwoty wymieniają inni, którzy zdecydowali się z nami spotkać.
- Jestem zapożyczony u rodziny, u znajomych, u przyjaciół, żeby popłacić rachunki, kredyty, to jest chore. Jestem na skraju wytrzymałości. To nie chodzi o mnie, chodzi o dzieci, bo ja dzieciom nie powiem, że nie mam co im dać jeść, bo to jest mój obowiązek – mówi kolejny pracownik.
- Nie zapłacili mi pieniędzy i wyrzucono mnie z mieszkania za brak opłaty. Zmuszony byłem spać w samochodzie – dodaje kolejny.
ZOBACZ: Mały domek zalewany fekaliami z bloku. Właściciele w rozpaczy
Firma Konrada Bartosiaka wykonuje prace piaskarsko-malarskie. Pracownicy otrzymali wypłatę za styczeń, bo prezes zapłacił im z własnej kieszeni. Na kolejne pensje już nie miał. Jeśli nie otrzyma przelewów, grożą mu długi i upadłość.
- Oni mówią, że zapłacą, tylko ciągle ten termin jest odwlekany. Kiedy rozmawiałem z panem prezesem, powiedział mi, że nawet się nie spodziewał, w jak złej kondycji zostali tę spółkę po przejęciu – relacjonuje Konrad Bartosiak, prezes firmy pracującej na zlecenie Stoczni Wulkan.
- Nikt nie robi teraz tej pracy, bo nie ma piaskarzy, malarzy, jest tylko czterech ludzi zatrudnionych, którzy zajmują się piaskowaniem, malowaniem, a dok jest do dokończenia. Na dziś powinien być robiony dok dla Stoczni Gryfia, który jest zakontraktowany między Stocznią Wulkan a Stocznią Gryfia. Budowa tego doku stanęła, bo nie ma kto tego robić. Stocznia ma terminy, są ponaglenia, my jesteśmy gotowi do pracy, możemy nawet jutro wrócić, ale żeby zostały nam pieniądze wszystkie wypłacone, to prace będą dalej szły naprzód – przekonuje pracownik stoczni.
- To jest czysta arogancja, kiedy ja słyszę od szefa działu finansowego, że ja i moi ludzie powinniśmy zrozumieć sytuację. On pensję dostaje łącznie z trzynastką, my nie dostaliśmy za ten rok jeszcze nic. Byliśmy zapewniani, że dostanę transzę pieniędzy przed weekendem świątecznym w wysokości takiej, żebym mógłbym każdemu z pracowników wypłacić po tysiąc zaliczki. Do dziś żadna złotówka na konto spółki nie wpłynęła – tłumaczy Konrad Bartosiak.
ZOBACZ: Podpisała testament i trafiła do domu seniora. Przyjaciółki ruszyły z odsieczą
Pracownicy zewnętrzni, którzy nie wyjechali jeszcze na zagraniczne kontrakty, poszli z nami zapytać nowy zarząd Stoczni Wulkan, kiedy będą wypłaty. Nikt nie zszedł do pracowników, przekazano nam, że następnego dnia rano pełniący obowiązki prezesa Stoczni Wulkan zaprasza na rozmowę.
Do spotkania jednak nie doszło. W zamian redakcja Interwencji miała otrzymać pisemne stanowisko, ale skończyło się na zapowiedziach. Prezes wyjaśnił też, dlaczego nie chciał spotkać się.
- Chciała się pani spotkać ze mną na niezaplanowanym spotkaniu w towarzystwie kilku mężczyzn, pracowników pana Bartosiaka?
Reporterka: Chciałam, żeby ktoś ze stoczni z szefostwa wyszedł do tych ludzi i powiedział, dlaczego od dwóch miesięcy nie mają pieniędzy.
- Pani redaktor, za długo pani robi w tym biznesie, mówię to z totalną życzliwością, żeby pani nie wiedziała, jak taka rozmowa by wyglądała. Byłbym zakrzyczany przez panów, którzy oczekują na swoje pieniądze.
- Szanowny panie prezesie, pan miał pieniądze na święta?
- Zaczynają się pytania, które by dzisiaj padły.
- Pytanie proste.
- Miałem pieniądze na święta, mieli je również ludzie bezpośrednio zatrudnieni w Stoczni Szczecińskiej. Pracownicy pana Bartosiaka, jak również inni wszyscy wierzyciele, którym zalegamy pieniądze z powodu braku płynności, otrzymają swoje pieniądze w połowie kwietnia najpóźniej.
ZOBACZ: Po reportażu ruszyła fala pomocy. Mieszkanie jak nowe
- Ze względu na specyfikę zawodu malarza-piaskarza mało kto chce w tym zawodzie pracować. Trzeba w 40 stopniach zakładać nieoddychający kombinezon, dosłownie hełm do piaskowania, który wygląda jak garnek i w tym stroju wchodzić do nagrzanej konstrukcji stalowej, gdzie dmucha się piaskiem pod ciśnieniem kilku atmosfer – mówi Konrad Bartosiak.
- Dziś potrzebują piaskarzy w Niemczech, Danii, Norwegii. Stawki są lepsze i nie trzeba się prosić o swoje zarobione pieniądze – podsumowują pracownicy stoczni.
* Stanowisko Ministerstwa Infrastruktury
"Ministerstwo Infrastruktury nie wykonuje praw z akcji Stoczni Szczecińskiej „Wulkan”. Prawa te wykonuje Fundusz Rozwoju Spółek SA, jako jej jedyny właściciel. Zgodnie z informacjami uzyskanymi od Funduszu Rozwoju Spółek oraz Stoczni Szczecińskiej „Wulkan”, zarząd stoczni posiada pełną wiedzę o sytuacji zakładu i statusie realizowanych projektów oraz nie podważa zasadności powstałych zobowiązań z tytułu realizowanych kontraktów. Nowy zarząd niezwłocznie podjął działania naprawcze zmierzające do uregulowania wszystkich zobowiązań wobec zleceniobiorców, o czym zostali oni poinformowani 3 kwietnia 2024 r."