25 lat więzienia za niewinność? Wojciecha Pyłkę obciążyły wątpliwe zeznania
Wojciech Pyłka od 16 lat odsiaduje wyrok za zabójstwo znajomego z Wałbrzycha. Wciąż konsekwentnie utrzymuje, że jest niewinny, a sąd pomylił się w jego sprawie. Pana Wojciecha skazano opierając się przede wszystkim na zeznaniach świadka, które są mocno kontrowersyjne. - Według mnie na 99,9 procent Wojciech Pyłka jest osobą niewinną – mówi prywatny detektyw Marek Rosiak.
- Jedna wielka parodia wymiaru sprawiedliwości, jedna wielka farsa, że tak potraktowali moją osobę – komentuje Wojciech Pyłka.
Wałbrzych, styczeń 2008 roku. W jednym z mieszkań dochodzi do tajemniczej śmierci. Odnalezione zostają zwłoki znanego w okolicy drobnego handlarza - 45-letniego pan Janusza.
- Miał jeden problem: alkoholowy. Jak wszedł w ciąg, to pił dwa tygodnie. Później przerwa i to się nawracało – opowiada były policjant Janusz Bartkiewicz.
- To był mój najlepszy przyjaciel. Wstyd się przyznać, ale traktowałem go i szanowałem bardziej jak własnego rodzonego ojca – opowiada Wojciech Pyłka. Gdy pytamy, czy podczas spotkań dochodziło do libacji, odpowiada: Ja bym nigdy w życiu tego nie nazwał libacją, bo podczas spożywania alkoholu żadnych tam ekscesów nie było.
Wojciech Pyłka skazany na 25 lat więzienia. Obciążyły wątpliwe zeznania
Na miejsce przyjeżdża patrol policji. Funkcjonariusze siłowo wchodzą do mieszkania pana Janusza. W salonie odnajdują jego zwłoki. Mężczyzna jest powieszony na nylonowej lince. Widać, że nie żyje już od kilku dni.
- Ręce były założone właśnie wokół tej pętli, jakby chciał się bronić przed uduszeniem – mówi Magdalena Mroczkowska z Sądu Okręgowego w Świdnicy.
- Miał skulone nogi, zgięte w kolanach, było to dość niezwykłe, jeżeli chodzi o sam sposób powieszenia. Nie miał żadnych śladów, np. uderzeń, powiem więcej: pierwotnie śledztwo było prowadzone w kierunku samobójstwa – opowiada Piotr Wojtaszak, pełnomocnik Wojciecha Pyłki.
- Po ujawnieniu zwłok nie została sporządzona na miejscu dokumentacja fotograficzna przez funkcjonariuszy policji. Żadnego treściwego protokołu z ujawnienia zwłok – zaznacza Wojciech Pyłka.
- Brak dokumentacji fotograficznej, czyli nieprzeprowadzenie oględzin na miejscu zdarzenia, spowodowało, że całe to postępowanie przypomina wróżenie z fusów – ocenia Marek Rosiak, były policjant, prywatny detektyw.
Sprawa śledczym wydaje się oczywista. Kwalifikują ją jako samobójstwo. Kilka miesięcy później wszystko jednak gwałtownie się zmienia. Na policję zgłasza się bowiem świadek, który twierdzi, że pan Janusz w chwili śmierci mógł zostać obrabowany. Z jego mieszkania zginąć miała wieża stereo. Dalsze śledztwo wykazuje, że ukraść miał ją znajomy nieżyjącego – 40-letni Bogumił K.
- Cygan, ten Boguś, to już wyjątkowo podejrzany typ był… Można się wszystkiego było spodziewać – uważa znajomy nieżyjącego pan Janusza.
- Bogumiła K. znam osobiście z wcześniejszej mojej pracy w policji. Nie zakładam, żeby mógł kogoś zamordować, zabić – ocenia Marek Rosiak, były policjant, prywatny detektyw.
- W rozpytaniu Bogumiła K. przez policję – proszę posłuchać uważnie – bierze udział około 6-7 funkcjonariuszy jednocześnie. Wchodzą, wołają: nie kłam, Boguś, pójdziesz siedzieć, Boguś, mów prawdę – opowiada kolejny były policjant Janusz Bartkiewicz.
- Zaczął rzucać nazwiskami. Okazywało się, że osoby, na które wskazywał, że miały być z nim, to one albo nie żyły, albo w ogóle nie istniały, albo były pozbawione wolności, albo przebywały z różnych przyczyn w różnych szpitalach. Na samym końcu padło na mnie. Bingo! Jest realnym człowiekiem, przebywam na wolności, miałem kontakt z Januszem… I wszystko później się potoczyło tak, jak się potoczyło – mówi Wojciech Pyłka.
Wojciech Pyłka: Jak można się przyznać do czegoś, czego się nie zrobiło
W trakcie śledztwa Bogumił K. przyznaje się do zabójstwa pana Janusza. Zeznaje jednak, że razem z nim zbrodni dokonał 32-letni wówczas Wojciech Pyłka. Oprócz nich w mieszkaniu miał być jeszcze jeden mężczyzna i dwie kobiety. Prokurator postanowił przedstawić im zarzut zabójstwa.
- Według śledczych miałem Janusza brutalnie pobić, później okraść i w celu upozorowania samobójstwa powiesić go – mówi Wojciech Pyłka.
- Oni go bili, on tracił przytomność, wlewali w niego alkohol – twierdzi krewna nieżyjącego pan Janusza.
Reporter: No, ale to jeżeli go bili, kopali, no to czemu nie miał obrażeń?
Krewna: On nie miał obrażeń? A skąd pan wie? Ma pan wyniki sekcji zwłok?
ZOBACZ: Zapłaciła 28,5 tys. zł za auto. Nie może go zarejestrować
- Stwierdzono otarcia naskórka w okolicy czołowej lewej i na prawym kolanie, stwierdzone obrażenia mogły powstać jako przypadkowe w okresie agonalnym. Tak wynika z tego protokołu – tłumaczy Magdalena Mroczkowska z Sądu Okręgowego w Świdnicy.
W czerwcu 2008 roku w sprawie zapadł pierwszy wyrok. Wojciech Pyłka został uznany za winnego zabójstwa pana Janusza. Sąd skazał go na 25 lat więzienia. Bogumił K. dostał 15 lat. Pozostałych oskarżonych uniewinniono. Wyrok podtrzymały kolejne instancje.
ZOBACZ: Zażądała odszkodowania od miasta. W odpowiedzi dostała 3 mln zł kary
Jak to możliwe, że sąd uznaje, że w przypadku pana Pyłki zeznania Bogumiła K. są wiarygodne, a w przypadku tego trzeciego mężczyzny już wiarygodne nie są?
- Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć – przyznaje Piotr Wojtaszak, pełnomocnik pana Wojciecha.
- Biegli analizowali osobowość każdego ze sprawców tego zajścia i wskazywali na cechy, które wskazują na to, że te osoby mogły się tego dopuścić – informuje Magdalena Mroczkowska z Sądu Okręgowego w Świdnicy.
- Parsknąłem śmiechem. Ja nawet nie umiem określić tego, co poczułem, gdy usłyszałem wyrok – komentuje Wojciech Pyłka.
Reporter: Gdyby przyznał się pan do winy, okazał skruchę, mógłby pan już teraz ubiegać się o przedterminowe zwolnienie…
Wojciech Pyłka: Nie mam zamiaru się przyznać, nigdy się nie przyznam do czegoś, czego nie zrobiłem, nawet jeżeli miałoby mi to pomóc. Nie ma takiej opcji.
Reporter: Ale to mogłoby sprawić, że wyjdzie pan na wolność…
Wojciech Pyłka: Teoretycznie tak, ale nigdy bym sobie tego nie darował. Jak można się przyznać do czegoś, czego się nie zrobiło?