Nagrywała tiry z wiaduktu. Trafiła na półtora miesiąca do aresztu

23-letnia Magdalena Starowicz spędziła półtora miesiąca w areszcie po tym, jak zatrzymała się na wiadukcie, by nagrywać jadące tiry. To jej pasja. W pewnym momencie zatrzymał się nieoznakowany radiowóz i wyszło z niego dwóch mężczyzn. Pani Magdalena nie rozpoznała, że to policjanci i przestraszona odjechała. Kilka minut później została zatrzymana za czynną napaść na policjantów.

- Jeden z tych panów oskarża mnie, że niby przejechałam mu po nodze, jak ruszałam. A wiem dobrze, że tak nie było, że nie przejechałam po żadnej nodze – opowiada Magdalena Starowicz.

Pasją 23-letniej pani Magdaleny z Oświęcimia jest nagrywanie jadących tirów. W mediach społecznościowych zyskiwała coraz więcej osób podzielających jej zainteresowanie.

- Zobaczyłam kobietę w internecie, która kierowała ciężarówką. No i powiedziałam, że też tak chcę. Tak to się właśnie zaczęło – opowiada Magdalena Starowicz.

ZOBACZ: Wrak samolotu atrakcją dla ciekawskich. To dowód w śledztwie

Był 4 lutego tego roku. Pani Magdalena jechała do pracy na popołudniową zmianę. Pracowała w ochronie. W drodze zatrzymała się na wiadukcie, żeby nagrać przejeżdżające ciężarówki.

- To było około 16:00, luty, więc była już szarówka. Godzinę tutaj byłam. W pewnej chwili podjechał ciemny samochód, bez oznaczeń i wyskoczyło z niego dwóch panów. Strasznie się tego przestraszyłam. Mój samochód stał obrócony w stronę wyjazdu. Z obawy o własne życie chciałam się oddalić - wspomina Magdalena Starowicz

- Ta kobieta filigranowej postawy o zmierzchu spotyka w takim miejscu dwóch nieumundurowanych, rosłych mężczyzn. Ma prawo się wystraszyć i ma prawo zakładać, że to niekoniecznie musi być policja – podkreśla Szymon Janiga, adwokat pani Magdaleny.

ZOBACZ: Są w dramatycznej sytuacji. Bez pomocy innych nie przetrwają

Pani Magdalena odjechała leśną drogą. Zatrzymała się przy pierwszym napotkanym domu. Do miejsca, gdzie się zatrzymała, podjechali policjanci, których - jak się okazało - spotkała na wiadukcie. Siłą została wsadzona do nieoznakowanego samochodu.

- Ja tylko widziałem, że panią wpychali do samochodu, stawiała opór, nie chciała się dać wepchnąć i tyle. Nie wiedziałem z początku, że to są policjanci – mówi nam świadek zdarzenia.

Reporter: Nie było żadnych sygnałów, oznakowania?

Świadek: Dopiero za jakąś chwilę, jak znowu wyjrzałem za jakiś czas, to koguta sobie dali na dach.

Reporter: Czy można było się zorientować, że są to policjanci? Czy był jakikolwiek znak na samochodzie, na nich, odznaki?

Świadek: W pierwszej chwili nie.

ZOBACZ: 25 lat więzienia za niewinność? Wojciecha Pyłkę obciążyły wątpliwe zeznania

Pani Magdalena została przewieziona do komisariatu policji w Jaworznie.

- Siedziałam w takiej klatce na komendzie. Cały czas były takie prześmiewcze komentarze w moim kierunku, że tirówką jestem. Co ja tam robię na takim moście? Badali mnie alkomatem, wyszło zero. Miałam próbki śliny pobierane na komendzie na narkotyki, też nic nie miałam. W samochodzie też nic nie było. A oni dalej i dalej – relacjonuje Magdalena Starowicz.

Przerażoną, młodą kobietę przewieziono do Katowic i zatrzymano na 48 godzin. To był dopiero początek jej dramatu. Policja stwierdziła, że pani Magdalena dokonała czynnej napaści na policjantów przy użyciu samochodu. Prokuratura w Jaworznie zdecydowała o umieszczeniu kobiety na trzy miesiące w areszcie. Sąd zaakceptował decyzję.

- To jest śledztwo. Gospodarzem tego postępowania jest prokuratura. Wszelkie informacje w tej sprawie udziela tylko i wyłącznie prokuratura – mówi nam Justyna Wiszowaty, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Jaworznie.

- Zobaczyłam córkę skutą z tyłu, nachyloną, ledwo żywą. Mnie to przeorało, wtedy zrozumiałam, że to jest coś nieprawdopodobnego, żeby tak kogoś prowadzić jak najgorszego przestępcę – wspomina Barbara Starowicz.

- Rodziców zobaczyłam po dwóch tygodniach. Tata do mnie przyszedł na widzenie. Zobaczył jakie miałam siniaki na rękach. Dopiero wtedy miałam pierwszy, jakikolwiek kontakt z rodziną - opowiada Magdalena Starowicz.

ZOBACZ: Dojazd do domów zamknięty na kłódkę. Siostry nie przejadą

Prokuratura w Jaworznie 28 marca tego roku uchyliła decyzję o tymczasowym aresztowaniu pani Magdaleny. Postępowanie cały czas jest w toku.

- Jest pewna niekonsekwencja w tym, co organy ścigania robią. Tymczasowe aresztowanie miało zabezpieczyć prawidłowy tok postępowania i tylko ono mogło, a teraz, choć to postępowanie dalej się toczy, nie są stosowane żadne środki zapobiegawcze. To może wskazywać, że właśnie to tymczasowe aresztowanie było czymś na wyrost – ocenia Szymon Janiga, adwokat pani Magdaleny.

- Chcę, żeby się ludzie dowiedzieli, jak to teraz funkcjonuje, że stojąc na moście można trafić do aresztu śledczego. Strach wychodzić z domu – podsumowuje Magdalena Starowicz.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX