Ciężarówki rozjeżdżają wieś. Wjeżdżają mimo zakazu

Sznury tirów ciągną przez niewielką wieś Dobryń Duży, położoną niedaleko granicy z Białorusią. Lokalną drogą kierowcy skracają sobie wielokilometrową kolejkę. Potężne pojazdy powodują hałas, kurz i drgania, przez które pękają okoliczne domy. Spokojne życie mieszkańców zamieniło się w koszmar.

Dobryń Duży to wieś położona kilka kilometrów od przejścia granicznego z Białorusią. Po zamknięciu innych przejść to w Koroszczynie jest jedynym dla tirów. A setki ciężarówek spędzają sen z powiek mieszkańcom okolicy.

- Samochody ciężarowe ustawiają się w kilkudziesięciokilometrowych kolejkach, kierowcy czekają na odprawę od kilku do kilkunastu dni. To powoduje, że przewoźnicy próbują różnych metod, żeby te kolejkę ominąć. Jeżdżąc koło nas powodują nie tylko hałas, ale też wibracje, bo przejeżdżają bardzo blisko domu, powodują pęknięcia ścian, sufitów – opowiada Katarzyna Harasimiuk, okoliczna mieszkanka. 

- Kolejka na drodze krajowej nr 2 jest od miejscowości Biała do Koroszczyna, a żeby ją skrócić wjeżdżają na drogi powiatowe przez Dobryń i tutaj wciskają się w kolejkę – tłumaczy Dariusz Teleszko ze Starostwa Powiatowego w Białej Podlaskiej. 

- W jednym z miejsc położyliśmy drewno, bo tiry zawracały tu dniami i nocami. Wszystko jest zryte, niektóre się zakopały. Czasami za nami jeżdżą po wsi samochody z firm, które prowadzą tiry Jeżdżą dzień i noc, pilnują policji. Chcą wyczuć moment, jak policja odjedzie, to wtedy telefon i normalnie jak na wyścigach samochodowych. Ludzie codziennie szyby myją – opowiadają nam mieszkańcy.

ZOBACZ: Pracownicy piekarni walczą o swoje. Nagle przestano płacić

Uszkodzone przez drgania budynki są w całej wsi. Lokalne władze postawiły na drogach zakaz wjazdu dla samochodów ciężarowych. Niestety firmy transportowe i z tym zakazem sobie poradziły. We wsi pojawiły się bazy dla tirów Obok pani Katarzyny są takie trzy.

- Kiedy właściciele firm transportowych mają podpisane umowy z właścicielami tych parkingów, są oni w ruchu lokalnym, nie są w ruchu tranzytowym, mogą wjechać - wyjaśnia Barbara Salczyńska-Pyrchla z policji w Białej Podlaskiej.

- Kilka osób zwietrzyło świetny interes. Wynajmują takie place na parkingi dla tirów z tego mają pieniądz. Ciężarówki stoją na placu, często przez wiele godzin, mają włączone silniki, wjeżdżają auta typu chłodnia, agregaty są włączone parz wiele godzin. Hałas smród, spaliny  powodują, że nie mogę wyjść na własne podwórko, nie mogą się tu bawić dzieci, moje wnuki, nie mogę pracować w ogrodzie. Nawet nie możemy otworzyć okien we własnym domu – alarmuje Katarzyna Harasimiuk.

- Niektórzy mieszkańcy wsi podpisują umowy z firmami transportowymi, podpisują praktycznie na kolanie, umowy walają się po podwórku, (…) na każdej z tych umów może wjechać do wsi kilkanaście, kilkadziesiąt samochodów ciężarowych - dodaje Łukasz Harasimiuk.

ZOBACZ: Formalnie nie istnieje. 34-latek „zniknął” w Polsce

Pani Emilia prowadziła gospodarstwo edukacyjne. Przyjeżdżali do niej uczniowie z całej Polski. To się skończyło, gdy za płotem pojawiły się tiry.

- Do mnie dzieci przyjeżdżały ze szkół, uczyły się o ziołach, o pszczołach, Byłam z tego zadowolona, dumna, dzieci były szczęśliwe, A teraz co ja dzieciom pokaże? – pyta Emilia Karmasz.

Mieszkańcy, którzy tworzą parkingi, bagatelizują problem. Twierdzą, że ich działalność nie jest bardziej uciążliwa niż gospodarstwa rolne.

Państwo udostępniacie dla obcych tirów.

Rzadko, bardziej po znajomości, męża tam po rodzinie, takie o.

Mało to ile? 10? 20 dziennie?

W życiu. Jeden może przyjedzie. Jak trzy, cztery stały to jest góra.  Każdy zarabia jak może, Ludziom mogą świnie też przeszkadzać na wsi, taki przykład.

ZOBACZ: Tajemnicza śmierć 19-latki w Londynie. Polska prokuratura reaguje

- Od początku roku ujawniliśmy 1500 kierowców, którzy nie stosowali się do ograniczeń, zostały nałożone na nich mandaty karne – informuje Barbara Salczyńska-Pyrchla z policji w Białej Podlaskiej.

- Doszło już do tego, że na 112 odmawiali przyjmowania zgłoszeń. Sam tego doświadczyłem. Myślę, że problem jest w tym, że nie chcą tematem zająć się lokalne władze – słyszymy od okolicznych mieszkańców.

Przez wieś biegną dwie drogi: gminna i powiatowa. Wójt gminy problem widzi i szuka rozwiązania. Natomiast starostwo bezradnie rozkłada ręce.

- Powinny zostać wydane warunki na przekształcenie tego gruntu rolnego na parking. To też wymaga uzgodnień z sąsiadami chociażby. Żeby otrzymać takie warunki, trzeba wystąpić z wnioskiem do gminy. Akceptacji dla tych wniosków na tworzenie parkingów z naszej stroni nie było – zaznacza Tomasz Szewczyk, wójt gminy Zalesie.

- Drogi są publiczne, każdy może jechać tam gdzie chce i ile razy chce. Jedyną pomocą dla mieszkańców będzie zlikwidowanie kolejek. Gdyby nie było tych kolejek, to te samochody by nie wjeżdżały na te mniejsze drogi i nie korzystały z tych parkingów. To jest jedyne rozwiązanie – uważa Dariusz Teleszko ze Starostwa Powiatowego w Białej Podlaskiej.

- My wołamy, krzyczymy, niech władze coś z tym zrobią - apeluje Emilia Karmasz.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX