Bój o spółdzielnię w Siemianowicach Śląskich. Lokatorzy wyszli na ulice
Remonty budynków czekają, a w spółdzielni kłócą się o władzę. Część lokatorów spółdzielni „Michał” z Siemianowic Śląskich chce odwołania zarządu. Walczą na zebraniach zarządu, w sądach, a także na ulicy, urządzając manifestację. Z powodu licznych procesów remonty i inwestycje wstrzymano. Są budynki, w których rozpadają się schody, a farba odpada ze ścian.
Budynkiem przy ulicy Składowej w Siemianowicach Śląskich zarządza Spółdzielnia Mieszkaniowa „Michał”.
- Od 30 lat nie było tu generalnego remontu, pokażę wam najgorszą klatkę w okolicy. Spółdzielnia właściwie pozostawia bez odpowiedzi nasze wszystkie pisma, telefony, monity. Jeżeli słyszymy odpowiedź, to najczęściej taką, że nie mają pieniędzy - mówi Sabina Sieradzy, lokatorka.
ZOBACZ: Z zewnątrz wygląda ładnie. W środku wychodzi grzyb i pleśń
W sumie spółdzielnia administruje prawie trzystoma nieruchomościami w Siemianowicach Śląskich, w których mieszka kilkanaście tysięcy osób.
- Jestem mieszkańcem tej spółdzielni od 10 lat. Budynek jak slams, znajomi jak mnie odwiedzają, mówią: Janusz, gdzie ty się przeprowadziłeś, gdzie ty mieszkasz? Zgłosiliśmy pod koniec zeszłego roku, żeby naprawiono schody, które się sypią, to kilka miesięcy trwa. Postawili tylko takie drewniane słupki i ogrodzono to czerwoną taśmą - opowiada Janusz Bogacki.
- Z tymi budynkami nic nie robią. Składamy pisma, żeby nam zrobili termoizolację, na którą wzięli trzy lata temu kredyt, my to spłacamy, a teraz nam mówią, że nie ma już pieniędzy – podkreśla Wojciech Kurczab.
- Wygraliśmy wybory do rady nadzorczej, natomiast zostaliśmy skutecznie zablokowani przez pozew. Od tego czasu minęły już dwa lata, spółdzielnia jest dalej zablokowana, nie ma rady nadzorczej, nie ma żadnego organu nadzorującego, kontrolującego prezesów, rządzą sami sobie – ocenia kolejny członek spółdzielni Grzegorz Kaszubowski.
- Ja przede wszystkim bym chciała komunikacji z mieszkańcami, przejrzystości i transparentności działania zarządu, rozliczania się przez zarząd z wydawanych tak naprawdę naszych wspólnych pieniędzy – dodaje Edyta Bartoszuk.
ZOBACZ: Polskie małżeństwo walczy o dzieci. Wkroczył Jugendamt
Mieszkańcy mówią, że czarę goryczy przelała informacja o zakupie przez spółdzielnię jednego z budynków.
- Zabytkowy budynek po byłej łaźni kopalnianej nasza spółdzielnia kupiła za kwotę 1,6 mln zł. Budynek niestety jest w fatalnym stanie, generuje dodatkowe koszty w wysokości ponad 40 tys. zł rocznie. Tymczasem remonty czekają – mówi Dorota Połedniok. Jak wskazuje,„na zarząd w ciągu roku spółdzielcy wydadzą 912 tysięcy zł, czyli prawie milion. To jest czysta pensja bez premii”.
W siedzibie zarządu spółdzielni urzęduje obecnie dwóch wiceprezesów. W odpowiedzi na protest lokatorów wywiesili z okien budynku bilboardy.
- W tym momencie spółdzielnia może wykonywać tylko te niezbędne prace, które mają na celu zachowanie stanu technicznego budynków. Natomiast wszystkie dalej idące remonty są wstrzymane ze względu na brak rady nadzorczej – zaznacza Paweł Łatanik, pełnomocnik Spółdzielni Mieszkaniowej „Michał” w Siemianowicach Śląskich.
ZOBACZ: Nałogowy zbieracz. Zamienił posesję w wysypisko
Udajemy się do spółdzielni po wyjaśniania. Rozmawiamy z Krzysztofem Schmidtem - jednym z wiceprezesów Spółdzielni Mieszkaniowej „Michał” w Siemianowicach Śląskich.
- Czy pani prezes jest dostępna, można z nią porozmawiać?
- Weszła w wiek emerytalny, złożyła oświadczenie o rezygnacji ze stanowiska.
- O ulicę Składową pytam na przykład.
- W chwili obecnej nie będziemy remontowali pod żadnym naciskiem klatek przy ulicy Składowej. Prowadzimy rozmowy z ciepłownią Siemianowicką, będą doprowadzali ciepło sieciowe i to jest jak gdyby priorytet. Tylko rada nadzorcza może przyjąć plan remontowy, tylko rada nadzorcza może przyjąć plan gospodarczy.
- Czyli jesteście zablokowani?
- Tak, oni nas zablokowali.
- Kto to są oni, co to za grupa, jaki oni mają cel?
- A to proszę ich spytać, bo według nas to chcą rozwalić spółdzielnię i przejąć majątek wspólny spółdzielni.
- Ale mówimy o tych ludziach, którzy dzisiaj organizują protest?
- Tak.
- Po co kupiliście ten zabytek?
- Ten budynek miał służyć jako zabezpieczenie inwestycji usunięcia azbestu przy ulicy Stawowej. Co roku poddajemy się badaniu wszystkich finansów, wszystkich dokumentów przez firmy zewnętrzne. Co 3 lata przechodzimy lustrację.
- Co trzeba zrobić, żeby przywrócić normalne funkcjonowanie tej spółdzielni?
- Co trzeba zrobić? Czekać na oficjalne i prawomocne postanowienia sądów. Żaden z nas nie trzyma się kurczowo stołka, ale też nie damy skakać sobie po głowie i twierdzić, że jesteśmy ostatnimi skończonymi bandytami czy złodziejami. Dość tego, państwo sobie mogą protestować.
ZOBACZ: Po wypadku w pracy stracił nogę. Osiem lat walczy o odszkodowanie
Do próby wyboru rady nadzorczej spółdzielni doszło rok temu, ale obrady zostały przerwane przez wiceprezesów.
- Zarząd ostentacyjnie wstał i opuścił zgromadzenia, po czym kazał się wynosić swoim mieszkańcom, nasłał policję, w efekcie czego musieliśmy opuścić budynek i dokończyć walne zgromadzenie przed budynkiem na ulicy – opowiada Dorota Połedniok.
- Wprowadziliśmy do porządku obrad głosowanie na nowych członków rady nadzorczej, nie udzieliliśmy absolutorium prezesom i zdymisjonowaliśmy ich – tłumaczy Grzegorz Kaszubowski.
- To było bezprawie, tylko i wyłącznie – ripostuje Krzysztof Schmidt, wiceprezes spółdzielni.
- W sądzie toczy się kilka takich spraw, one dotyczą powołania członków rady nadzorczej, zarządu, w tym prezesa zarządu – słyszymy od Mariana Zawały z Sądu Okręgowego w Katowicach.
ZOBACZ: Zamiast remontu mostu, wywłaszczenia. Rolnicy są wściekli
Wiceprezesi spółdzielni nie wyszli do zgromadzonych przed budynkiem lokatorów. Protest zakończył się złożeniem petycji.
- Ta petycja to jest kolejne potwierdzenie, że spółdzielcy chcą zmian i te zmiany nastąpią, pytanie nie „czy” tylko „kiedy” – ocenia Dorota Połedniok.