Nowe osiedla w Żorach. Rolnicy muszą oddać ziemię
Urzędnicy chcą podzielić ziemię rolników i zbudować drogę do nowych osiedli w Żorach. Rodzina państwa Dzierżęgów już raz oddała część swojego gospodarstwa pod taką inwestycję. Tym razem mówią: nie! - Ziemia zostanie poszatkowana, poprzecinana - alarmują.
Rolnicza ziemia jest w rodzinie Dzierżęgów od pokoleń. Trzydzieści hektarów, na których dwaj bracia uprawiają m.in. pora, kapustę i ziemianki. Od lat warzywa sprzedawane są na lokalny rynek.
- Brat sprzedaje te warzywa na lokalnym rynku, a ja zajmuję się sprzedażą ilości bardziej hurtowych. Jesteśmy znaczącym producentem pora na arenie polskiej – opowiada Adrian Dzierżęga.
ZOBACZ: Wielka radość w domu 8-letniego Tycjana. Tata zaczyna mówić
Niestety nad rodziną zebrały się czarne chmury. Wszystko przez rozwój miasta Żory, bo to w jego granicach leży rodzinne gospodarstwo. Teraz ma przeciąć je nowa droga.
- Budowa dróg w dzielnicy Rogoźna jest bardzo ważna, wpływa bezpośrednio na rozwój miasta. To jest dzielnica, która się najbardziej dynamicznie rozwija, tam powstało mnóstwo domów, te drogi są bardzo potrzebne - tłumaczy Adrian Lubszczyk z Urzędu Miasta Żory.
- Nasi rodzice, nasi dziadkowie chronili tę ziemię dla następnych pokoleń. I my to też chcemy dla własnych dzieci zrobić – mówi Benedykt Dzierżęga.
ZOBACZ: Jest jak duch. Przejmuje ich telefony, nawet nowe numery
Nowa inwestycja ma przedzielić gospodarstwo, co utrudni produkcję. Rodzina już raz została wywłaszczona i oddała część swojego gospodarstwa pod inną drogę. Teraz władze miasta chcą zabrać ziemię pod kolejną.
- W ubiegłym roku zabrali ćwierć hektara, to było ustępstwo, bo trzeba wiedzieć, że ten rozwój następuje, widzimy go. Wiemy, że dojazd do nowych osiedli był utrudniony, więc uznaliśmy, że musimy się poddać - opowiada Adrian Dzierżęga.
- Uważam, że w tej sprawie jest nadużywana specustawa. To jest zwykła, lokalna droga. Moim zdaniem to ma otworzyć nowe tereny pod budowę deweloperską, nic innego. Miasto nie zwraca uwagi na nasze potrzeby, zrobiło nam przystanki autobusowe, które dla mnie nie są tam celowe w ogóle. Dodatkowe chodniki trzeba było z dwóch stron zrobić. Nasza ziemia zostanie poszatkowana, poprzecinana, nie będziemy mogli funkcjonować jak dawniej. Żeby zwieść z pola pora, to musimy kilkadziesiąt razy przejechać sprzętem, przyczepami, kombajnem – mówi Benedykt Dzierżęga.
- Zdajemy sobie sprawę, że taka inwestycja musi na pewne osoby wpływać negatywnie, na ich działalność, na ich tereny. Niestety tego nie da się w inny sposób przeprowadzić – tłumaczy Adrian Lubszczyk z Urzędu Miasta Żory.
ZOBACZ: Granica z Białorusią. Biznes na Podlasiu bije na alarm
Państwo Swadźbowie uprawiają zboże i hodują kury. Mają ich ponad 300. Nowa droga ma też iść przez ich gospodarstwo. Na ich ziemi ma powstać zbiornik retencyjny. Rolnicy boją się o swoje zwierzęta.
- Dla nas to będzie katastrofa, bo ta droga i ten zbiornik… Już mi się chce płakać, koszmar. Ten zbiornik zagraża hodowli naszych kur, bo mogą być przenoszone choroby od dzikiego ptactwa, jak ptasia grypa. Robimy, co możemy, zwracamy się do każdego z pomocą, odwołujemy się, gdzie możemy – podkreśla Agnieszka Swadźba.
Nowa droga podzieliła mieszkańców. Część z nich uważa, że inwestycja to ukłon tylko w stronę deweloperów.
- Dla kogo to jest strategiczna droga? Dla deweloperów. Z tym bym się zgodził. To jest strategiczna inwestycja dla deweloperów, a nie dla ludzi, którzy chcą spokojnie żyć – mówi jeden z mieszkańców.
- To jest zrównoważony rozwój? Kogoś przeciąć na pół, kogoś wyrzucić z własnej ziemi? – pyta inny.
- Okazało się, że tak wielu ludzi chciało się w szybkim tempie wybudować, zamieszkać w Żorach, że potrzebne są nowe drogi, potrzebne jest zabezpieczanie nowej infrastruktury, żeby usprawnić wyjazdy – mówi Adrian Lubszczyk z Urzędu Miasta Żory.
- Ja nie mam nic przeciwko tym nowym mieszkańcom, ale naszą winą jest to, żeśmy się tutaj urodzili? Tutaj się nas traktuje jak szkodników – komentuje kolejny z mieszkańców.