Potrącił i uciekł. Chcą wyższej kary za śmierć rowerzystki
Pani Maria zginęła potrącona przez kierowcę bmw w Hucie Szklanej na Śląsku. Dopiero co ruszyła w podróż rowerem, gdy z tyłu nadjechał Piotr K. Mężczyzna uciekł z miejsca wypadku. Zgłosił się do prokuratury dopiero dwa dni później. Nie wiadomo więc, czy prowadził pod wpływem środków odurzających. Dziś 26-latek cieszy się wolnością, a rodzina pani Marii ocenia wyrok jako skandaliczny.
Pan Marek z żoną Marią z Huty Szklanej w województwie śląskim przeżyli razem ponad 40 lat. Oboje marzyli o spokojnym życiu na emeryturze. Niestety jeden dzień przekreślił wszystkie ich plany.
- Pustki się nie zapełni. Żaden czas nie wyleczy ran – mówi Ewelina Głowacka, córka pani Marii i pana Marka.
Wypadek w Hucie Szklanej. Chcą wyższej kary za śmierć rowerzystki
Dwa lata temu, 28 czerwca po południu państwo Kukułkowie wybrali się na przejażdżkę rowerową. Kiedy pani Maria prawidłowo wyjeżdżała ze swojej posesji, rozpędzone bmw uderzyło jadącą rowerem kobietę.
- Zatrzymałem pierwszy samochód, który jechał z naprzeciwka, mówię: dzwoń na policję, żonę mi zabił… - wspomina Marek Kukułka.
Mężczyzna próbował reanimować żonę. Na miejscu zjawiła się także karetka pogotowia. Niestety 62-letniej pani Marii nie udało się uratować.
- Tata sobie z tym nie poradził, bo wyjechali razem na ten rower, on się cały czas obwinia o to, co się stało i cały czas zadaje pytanie: mogłem być ja, ona mogła żyć. Sam fakt, że reanimował miłość swojego życia, że on to przeżył i nie dostał żadnego zawału – mówi Ewelina Głowacka.
- Żona odleciała na 43,5 metra. W chwili wypadku nie jechało nic z naprzeciwka, pogoda była piękna, nic nie było oprócz tego, że mógł być alkohol. Jak rozmawiał z zięciem koło 17, wiedział, że był pijany – opowiada Marek Kukułka.
ZOBACZ: Są w likwidacji. Ludzie stracili kolosalne zaliczki
Sprawca nie udzielił pomocy pani Marii i uciekł z miejsca wypadku. Na szczęście dzięki zeznaniom naocznego świadka udało się ustalić, że kierujący samochodem to 36-letni Piotr K. Policja mężczyzny jednak nie zatrzymała.
- Czemu się ukrywał? Żeby oczyścić organizm z wszelkich toksyn, jakie miał w dniu wypadku? – pyta Ewelina Głowacka.
- Wiemy z kamer monitoringu, że oskarżony był w swoim miejscu zamieszkania kilka minut po wypadku. Widać, że wjeżdża uszkodzonym autem, chowa je w garażu, zamyka się w domu, gasi świata. Natomiast policja była tam pół godziny później. Podjechała, zadzwoniła, ale nie próbowała wejść siłowo, a takie prawo miała. Nie musiała czekać na decyzję prokuratora. To jest szokujące, bo powinno się ująć tego człowieka od razu w miejscu zamieszkania – uważa Cezary Taracha, pełnomocnik pana Marka.
- Mają prawo nawet wyważyć drzwi. Co te drzwi znaczą i kosztują w stosunku do życia tej kobiety? – dodaje Jarosław Mazanek z Kuriera Zawierciańskiego.
ZOBACZ: Rozpaczliwa walka o córkę. Nie widziała jej półtora roku
Piotr K. dopiero po dwóch dniach zgłosił się do prokuratury. I trafił do aresztu. Po kilkunastu miesiącach został z niego zwolniony.
- Środek zapobiegawczy został zmieniony na środki zapobiegawcze o charakterze wolnościowym: dozór i poręczenie majątkowe w wysokości 300 000 zł – informuje Jarosław Poch, prezes Sądu Okręgowego w Częstochowie.
"Przebadano DNA włosa. Okazało się, że pan był tzw. heavy userem"
Rodzina pani Marii zaczęła walczyć o sprawiedliwy wyrok. Twierdzi, że nie było to łatwe, bo w sprawie popełniono wiele błędów.
- W tej konkretnej sprawie skala błędów śledczych, policji, prokuratury, a potem i sądu była porażająca. Policjant nawet nie zapisał danych świadka wypadku. Nie zabezpieczono auta, a miało ono zapisy w systemie, można było odtworzyć, jaka była prędkość. To byłaby istotna okoliczność obciążająca. Wnioskowaliśmy, żeby przebadano DNA włosa i po tym badaniu okazało się, że pan był tzw. heavy userem, nadużywał kokainy – wylicza Cezary Taracha, pełnomocnik pana Marka.
- Pojawia się świadek, którego policja nie legitymuje, świadek wskazuje na oskarżonego. Biegli wykazali, że prędkość w chwili uderzenia była minimum 70 km/h, ale i 200 km/h też mogło być. Biegły nie badał samochodu, czyli czarnej skrzynki, powiedział, że chyba jej nie było, potem badał ten samochód drugi biegły, ale to już nastąpiło po naprawie samochodu – dodaje.
ZOBACZ: Groźny wypadek w pracy. Został bez odszkodowania i renty
W lutym tego roku zapadł wyrok. Piotr K. został skazany na 4,5 roku więzienia. Zdaniem rodziny kara jest zbyt łagodna.
- Wyrok jest śmieszny, wręcz tragiczny – ocenia Ewelina Głowacka.
- Ten wymiar kary jest całkowicie nieadekwatny do skutków czynu. Oskarżony zbiegł z miejsca wypadku, nie próbował udzielić pomocy. Było też dużo zastrzeżeń co do jego życia przed popełnieniem przestępstwa. Były zgłoszenia ze strony jego rodziny, że awantury urządzał pod wpływem alkoholu – mówi Cezary Taracha, pełnomocnik pana Marka.
To nie koniec sprawy. Piotr K i jego obrońca złożyli apelację od wyroku domagając się nawet uniewinnienia. Próbowaliśmy porozmawiać ze sprawcą wypadku, ale ten odmówił spotkania.
- Walczymy o sprawiedliwość, żeby poczuł, jak to jest stracić wolność, stracić rodzinę. Wyjść po 15 latach i nie mieć nic i nikogo. Tego mu życzę za to, że nas tak skrzywdził – rozpacza Ewelina Głowacka, córka pani Marii i pana Marka.