Skrajnie wygłodzony, z odleżynami. Szokujące zachowanie matki
Wycieńczony, odwodniony, z odleżynami, na skraju życia… W takim stanie pracownicy socjalni znaleźli 13-letniego Kacpra z Ostrołęki. Matka zostawiała go samego w wynajętym mieszkaniu nawet na kilka dni. Chłopak nie mówi, nie chodzi i sam nic nie zje. Jego losem zainteresował się jedynie dziadek, który poinformował opiekę społeczną. Gdy Kacper walczył o przetrwanie, jego matka chwaliła się beztroskim życiem w social mediach.
Tragiczną historię 13-letniego Kacpra spod Ostrołęki media ujawniły trzy tygodnie temu. Ważący niespełna 10 kilogramów chłopiec trafił do szpitala w stanie skrajnego wycieńczenia. Dziecko było pod opieką matki, która umieściła je w wynajmowanym mieszkaniu. Chłopiec wymagał stałej opieki, bo sam nie jadł i nie chodził.
- To ja powiadomiłem opiekę, bo córka mówiła, że dziecko jest w ośrodku. Ale ja mówię: Marzena, ja już nie mam wyjścia, nie czekam. Powiedz, gdzie Kacper, bo ja mam straszne sny, ja już dwie noce nie śpię, ja już dalej nie wytrzymuję. A ona mówi, że jest na rehabilitacji. Na motor wsiadłem i pojechałem do opieki. Poszedłem do samej kierowniczki w opiece, mówię: gdzie Kacper jest? Ona szuka, nie wie. Ona nie wie! To mówię: wy nie wiecie, to wy od czego jesteście – opowiada pan Jan, dziadek 13-letniego Kacperka.
ZOBACZ: Zabiorą jej dziecko, bo jest za stara?
Ustalono, że matka nawet przez kilka dni pozostawiała syna samego w mieszkaniu.
- Różne rzeczy widziałem, i śmierci dzieci się zdarzały, ale mnie to bardzo ruszyło, ta sprawa. Przepraszam za porównanie, ale mały piesek ważył więcej niż to dziecko Z takich pobieżnych materiałów wynikało, że matka raz w tygodniu przychodziła do niego. To oczywiście będzie weryfikowane. Jak można było w ogóle dziecko samo zostawić na tydzień? Każde dziecko, a to w szczególności? To było dziecko specjalnej troski, z zespołem Downa, niechodzące – relacjonuje Andrzej Piersa z Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Ostrołęce.
- Chodzi tutaj o osobę nieporadną ze względu na stan psychiczny. On miał na ciele liczne odleżyny, on był brudny, był bardzo zaniedbany, praktycznie jakby był w ogóle niemyty. Nie możemy zapominać o tym, że dziecko w wieku 13 lat ważyło 9,8 kilograma, było skrajnie niedożywione – podkreśla Elżbieta Edyta Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce.
ZOBACZ: Drżał, że niemiecki Jugendamt odbierze mu dzieci. Są już w Polsce
Dziadek Kacpra, 67-letni pan Jan, postanowił przerwać milczenie i opowiedzieć Interwencji o sytuacji życiowej córki, która urodziła Kacpra będąc panną. Mówi, że wszystko się zmieniło, gdy córka wyszła za mąż.
- On urodził się z wadą serca i miał lekki zespół Downa. Już on siedział, już on wołał: mama. Później na sepsę zachorował, bez przytomności leżał dwa tygodnie, córka tam na okrągło siedziała. Kacper nie mówił po tej chorobie, nie chodził po tej chorobie i nie jadł samodzielnie. Trzeba było mu łyżką dawać jedzenie, picie łyżką. Przychodził prywatnie rehabilitant trzy razy w tygodniu, ona za to płaciła. Myśmy córce mówili: Marzenka, weź zostaw nam go, jak za mąż wychodzisz, a ona powiedziała: nigdy nie rzucę swojego dziecka, co by ludzie powiedzieli. Nie wiem, co się stało, to nie ona sama do tego doszła, to nie ona – uważa pan Jan, dziadek Kacpra.
- To się zaczęło od września, dopóki jej mąż nie oświadczył, że ma drugą „Marzenkę”, że: ciebie mam na dzień, a drugą mam na noc. Później córka zapoznała takiego jakiegoś z Pułtuska faceta. Jej mąż wiedział o tym mieszkaniu. On zabierał razem z Marzeną, w kwietniu to było, stół, dwa fotele z Ostrołęki z tego mieszkania. Ja go zapytałem, czy widział, co tam się działo, to zaprzeczył. Tam na pewno była córka razem z mężem i brała meble, bo 5 maja była komunia – dodaje pan Jan.
- Na chwilę obecną Marzena K. jest jedyną osobą, której przedstawiliśmy zarzuty, natomiast nie możemy wykluczyć, co będzie dalej w śledztwie, jakie będą ustalenia – zaznacza Elżbieta Edyta Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce.
ZOBACZ: Rozpaczliwa walka o córkę. Nie widziała jej półtora roku
13-letni Kacper od dwóch lat był uczniem specjalnego ośrodka szkolno-wychowawczego. Ośrodek jest szkołą z internatem, a to oznacza, że w wolne dni dzieci wracają do domów. Rodzice nie płacą za pobyt, bo szkoła dostaje subwencje oświatowe. Z pracownikami rozmawialiśmy nieoficjalnie.
Wychowawca: Przyszedł do nas, był z niedowagą, był chudziutki
Wychowawczyni: Bardzo chudziutki. On naprawdę ważył niewiele, 17 kilogramów ważył.
Reporterka: Ona powołała się na to, że on jest chory?
Wychowawczyni: On jest bardzo podatny na wszystkie infekcje górnych dróg oddechowych, dlatego u nas miał takie długie przerwy. Tak, ona za każdym razem mówiła, że on jest chory. Wierzyliśmy w to.
Wychowawca: Był taki moment, że rzeczywiście mama za wszelką cenę chciała, żeby zostało cały czas to dziecko, łącznie z weekendami, najlepiej do końca półrocza czy na dłuższy czas. Myśmy się nie chcieli zgodzić.
Reporterka: A jaka była więź między mamą a synem?
Wychowawcy: Ta więź była.
Redakcja eostroleka.pl jako pierwsza poinformowała o sprawie Kacperka. Reporterzy zwrócili uwagę na podwójne życie pani Marzeny. Gdy w wynajmowanym przez nią mieszkaniu dziecko powoli umierało, ona pokazywała w internecie beztroskie życie szczęśliwej mamy.
- Przez te kilkanaście lat jak funkcjonujemy, nie mieliśmy w naszym regionie takiego przypadku. Jawi się taki aspekt takiego podwójnego życia matki. Ona wiodła bardzo intensywne, zabawowe wręcz życie, które relacjonowała w swoich mediach społecznościowych. Swoją postawą nie pokazywała, że może mieć drugie oblicze tej bezwzględnej osoby katującej syna. Nie ma żadnej żadnego usprawiedliwienia dlatego, co zrobiła – mówi Dariusz Płoski z portalu eostroleka.pl.
ZOBACZ: Potrącił i uciekł. Chcą wyższej kary za śmierć rowerzystki
Kacper z dnia na dzień przybiera na wadze. Lekarze są dobrej myśli. Pozostaje jednak pytanie: co dalej z ciężko schorowanym chłopcem, gdy już opuści szpital?
- Na pewno dopuścimy dowód z opinii psychologiczno-pedagogicznej, żeby zbadać dokładnie predyspozycje, stopień upośledzenia dziecka i wtedy, żeby wskazać najlepsze środki – mówi Andrzej Piersa z Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Ostrołęce.
- Musimy ustalić, kto się będzie tym dzieckiem zajmował, żeby cała praca nie poszła na marne, tylko żeby proces terapeutyczny był dalej wspomagany przez opiekunów, przez rodzinę. Od tej strony takiej społeczno-socjalnej musimy zabezpieczyć dziecko – zapowiada Michał Buczyński, dyrektor ds. lecznictwa Dziecięcego Szpitala Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.