Wątpliwości po charytatywnej zbiórce. Mała Oliwia bez pomocy
Tą historią od dwóch miesięcy żyje cały Gorzów Wielkopolski. Czy organizatorka charytatywnej zbiórki dla ciężko chorej dziewczynki przywłaszczyła pieniądze? A może to pomówienia? W lipcu Urszula T. zorganizowała festyn, na którym miały być zbierane pieniądze na pomoc dwuletniej niepełnosprawnej Oliwii. Jej rodzice pieniędzy jednak nie zobaczyli.
- Oliwia jest skrajnym wcześniakiem, urodziła się w 25. tygodniu ciąży, czyli 3,5 pół miesiąca za szybko - opowiada Patryk Sęk, tata Oliwii.
U dziewczynki zdiagnozowano rzadką wadę genetyczną.
- Objawia się tym, że nie ma miejsca dla mózgu, główka nie rośnie, dochodzi do ucisku na mózg, a to powoduje upośledzenie, ale też w pewnym momencie śmierć. Zaczęliśmy szukać ośrodków w Polsce i za granicą, aby jej pomóc, zoperować tę główkę, bo tylko to by jej uratowało życie – tłumaczy Angelika Sęk, mama Oliwii.
Oprócz częstych wizyt w szpitalach, dziewczynka codziennie musi być rehabilitowana. Tylko część zajęć opłaca Narodowy Fundusz Zdrowia.
- Operacje czaszki są dla niej bardzo bolesne, a mimo wszystko nie poddaje się, ćwiczy dzielnie. Zrobiła bardzo duży postęp, bo jak trafiła do mnie, była dzieckiem leżącym, nie potrafiła zrobić nic. Teraz potrafi się przemieszczać, pełza, siedzi samodzielnie. Aktualnie ćwiczymy wstawanie – mówi Marta Łupicka, rehabilitantka Oliwii.
- Oliwia widzi dziś z odległości pół metra, to jest bardzo ogromny sukces. Jak my jesteśmy w stanie bardzo jej się poświęcić, tak tych finansów nie jesteśmy w stanie przeskoczyć. To kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie – podkreśla Angelika Sęk.
ZOBACZ: Są w likwidacji. Ludzie stracili kolosalne zaliczki
Jedną z osób, która odpowiedziała na apel rodziców chorej dziewczynki, był strongman i zawodnik MMA z Gorzowa Sylwester Lis.
- Zrobiłem duże imprezy charytatywne, żeby zebrać jak najwięcej pieniążków. Podczas jednej z nich zebraliśmy w 2 godziny ponad 15 tysięcy złotych – opowiada Sylwester Lis.
I tu pojawia się postać pani Urszuli T., która oferuje pomoc w zbiórce dla chorej dziewczynki.
- Po walce pani Urszula do mnie podeszła. Zabolało ją serduszko, że ta dziewczynka musi tyle walczyć i że ona chciałaby zrobić festyn charytatywny z moją pomocą. Odpowiedziałem, że mogę trochę pomóc, ale nie mogę być głównym organizatorem, ponieważ mam walkę w Wiedniu. Wszystko jej przeznaczyłem i to był mój duży błąd, pozwoliłem korzystając z mojego wizerunku i wizerunku Oliwii, aby zbierać pieniądze – opowiada Sylwester Lis.
- Nie odmawiamy żadnej osobie, która chce pomóc Oliwii. Pani Urszula powiedziała, że nie potrzebuje pomocy z naszej strony, że wszystko to zgłosi, że wszystkim się zajmie sama, żeby nas w to nie angażować – wspomina Patryk Sęk.
ZOBACZ: Zabiorą jej dziecko, bo jest za stara?
Festyn charytatywny dla Oliwii Sęk odbył się w Krzeszycach 6 lipca. Dziewczynka i jej rodzice byli w tym czasie w szpitalu. Na imprezie był Lech Jackowski, który odpowiadał za nagłośnienie.
- Byliśmy przygotowani z zespołem, no to jak już zrobiliśmy próbę, poszedłem do pani Urszuli, byśmy mogli się teraz rozliczyć, tak jak się umawialiśmy. Powiedziała, że w tym momencie nie, że za godzinę. Minęła godzina, gdzieś zniknęła. My zagraliśmy do końca, ja już wtedy pisałem SMS-y, bo ona nie odbierała telefonu. Nie jestem specjalnie poszkodowany, po prostu nie otrzymałem swojej gaży, ale bardziej poszkodowani są sponsorzy, którzy wpłacili pieniądze – relacjonuje Lech Jackowski.
- Miała jechać po ciasto, żeby każdy człowiek, który wrzucał złotówkę albo 2 złote, dostawał kawałek ciasta. Pani Urszula pojechała do domu i tak naprawdę już nie wróciła. Z tych kwot to było ze 40 tysięcy złotych i tych pieniędzy do dzisiaj pani Urszula nie oddała – mówi Sylwester Lis.
- Przekazałem dla tej pani na imprezę, która miała być zorganizowana dla chorego dziecka, niecałe tysiąc złotych plus dwa vouchery na przejazd samochodem sportowym – opowiada jeden z darczyńców.
- Przekazałam rękodzieło, było to około 20 sztuk skrzatów. Rozmowa z nią była taka, że do licytacji nie doszło, że rękodzieło mi odda, ale mijały kolejne dni i nic. Zaczęłam do niej dzwonić. W końcu, odebrała i powiedziała, że ona tego już nie ma – dodaje Iwona Kandyba.
ZOBACZ: Potrącił i uciekł. Chcą wyższej kary za śmierć rowerzystki
Policja na razie nie potwierdza, że kobieta miała zebrać przed festynem pieniądze i się nie rozliczyć. Sprawa jest w toku.
- Sulęcińscy policjanci przyjęli zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przywłaszczenia mienia powierzonego. Przesłuchujemy szereg świadków w tej sprawie. Jeszcze nikt nie usłyszał zarzutów - informuje Klaudia Biernacka z Komendy Powiatowej Policji w Sulęcinie.
- Ogromna burza zrobiła w social mediach. Zaczęły spływać takie informacje o tej pani, że można było przewidzieć takie zachowanie, gdybyśmy to wiedzieli – uważa Lech Jackowski.
Rozmawiamy z byłą pracownicą baru, którym kierowała Urszula T.
Była pracownica: Jest to bardzo nieuczciwa osoba dorabiająca się na krzywdzie innych, na pracownikach, na dostawcach, bo wiem również, że z dostawcami różnymi też się nie rozliczyła.
Dziennikarz: Czyli nie dostała pani wynagrodzenia za pracę?
Była pracownica: Poprzednia właścicielka, pani Ola przyjeżdżała cały czas z prośbą do nowej właścicielki, żeby się rozliczyła. Nie rozliczyła się za sprzęt, za dzierżawę, za kasę fiskalną.
ZOBACZ: Musi wciąż udowadniać, że nie jest bezdomnym alkoholikiem
Te informacje potwierdzamy w sądzie, gdzie odnajdujemy nakaz zapłaty na kwotę 29 tysięcy złotych, który dotyczy męża kobiety. Są też jednak sprawy przeciwko samej Urszuli T.
- Potwierdzam, że w stosunku do tej pani zapadło kilka wyroków w Sądzie Rejonowym w Sulęcinie, gdzie zobowiązana została do zapłaty na rzecz powodów określonych kwot. To wszystko wskazuje na to, że pani nie wywiązywała się z umów, to były albo usługi, albo jakieś towary, które kupowała – informuje Roman Makowski z Sądu Okręgowego w Gorzowie Wlkp.
ZOBACZ: Skrajnie wygłodzony, z odleżynami. Szokujące zachowanie matki
Wróćmy do zbiórki dla chorej Oliwii. Pora zapytać o sprawę samą organizatorkę - Urszulę T.
Dziennikarz: Wszyscy mówią, że pani nagle zniknęła, pojechała pani po ciasto i już po prostu pani nie wróciła, to co się wydarzyło?
Urszula T.: Wydarzyło się to, że po prostu miałam zapaść.
Dziennikarz: No dobrze, ale czy zbierała pani wcześniej do puszek pieniądze dla tej dziewczynki?
Urszula T.: Nie. Nie. Nikt nie dawał pieniędzy, dostałam 1000 złotych od pani z Kostrzyna, od pani na swoje wydatki, mam na to faktury. Dostałam 500 złotych od pana i 50 euro dostałam od innego pana. I to nie dla Oliwii, tylko na swoje wydatki, na festyn i to jest wszystko.
Dziennikarz: Rozmawialiśmy z panem, który organizował nagłośnienie na tym festynie i twierdzi, że pani mu do dzisiaj nie zapłaciła.
Urszula T.: Chciałam zapłacić, ale chcę fakturę.
Dziennikarz: Jest pani, która takie krasnale przekazała... Nie zostały zlicytowane.
Urszula T.: Są na policji.
Dziennikarz: Krasnale są na policji?
Urszula T.: Oczywiście. Nie wzięłam ani groszówki.
Dziennikarz: Na organizację festynu też pani zbierała pieniądze, prawda? To gdzie są te pieniądze?
Urszula T.: W fakturach, proszę pani.
Dziennikarz: Czy pani ma sobie coś do zarzucenia w tej sytuacji?
Urszula T.: Nie, jestem poszkodowana w tej sytuacji. Podałam na prokuraturę za zniesławienie.
ZOBACZ: Drżał, że niemiecki Jugendamt odbierze mu dzieci. Są już w Polsce
- Jeżeli ona nie chciała nam pomóc, to mogła chociaż nam nie przeszkadzać. Od tego momentu ludzie boją się nam pomagać – podsumowuje Angelika Sęk, mama Oliwii.