Nigdy nie przyznała się do winy. Wskazała na nią ofiara zbrodni 

To jedna z najgłośniejszych spraw w historii polskiej kryminalistyki. W 1997 roku do jednego z butików sieci Ultimo wszedł napastnik i oddał strzały. Ciężko ranna została kierowniczka sklepu, a jej mąż zginął na miejscu. Pani Anna wskazała, że sprawcą mordu jest Beata Pasik, znajoma z pracy. Morderstwo miało być zemstą. Kobieta nigdy nie przyznała się jednak do zbrodni. Obecnie jest już na wolności. Nadal twierdzi, że jest niewinna.

Warszawa, grudzień 1997 roku. W centrum miasta dochodzi do potwornej zbrodni. Do jednego z butików sieci Ultimo wchodzi uzbrojony napastnik. Padają strzały. Ciężko ranna zostaje kierowniczka sklepu. Jej mąż ginie na miejscu.

- Sprawca szedł tylnym wejściem, które było znane wyłącznie pracownikom sieci butików Ultimo. Musiał posiadać wiedzę, że to do tego wejścia przychodzą pracownicy z utargami – opowiada pan Michał, obecny mąż pani Anny.

- Ktoś zapukał czy zadzwonił, spojrzałam: znajoma twarz. Zobaczyłam Beatę Pasik - wspomina Anna Jaźwińska, ofiara zamachu.

Skazana za zabójstwo Beata Pasik była ekspedientką w sieci Ultimo.

- Jedna z dziewczyn, które pracowały z Beatą, przyszła do Ani jako do kierowniczki i powiedziała, że według niej Beata kradnie towar albo pieniądze – mówi pan Michał, obecny mąż pani Anny.

- Chodziło o to, że nie rejestruje w kasie sprzedanych rzeczy, a pieniądze przywłaszcza – dodaje Anna Jaźwińska. W sklepie urządzono prowokację i podstawiono jedną z klientek, która kupiła jeansy.

- Kupiła spodnie za 149 zł, a ja ich nie wbiłam do kasy i nie wydałam paragonu – wspomina Beata Pasik.

ZOBACZ: Po 20 latach zlikwidowali chodnik. Efekt donosu

Kobieta zostaje zwolniona dyscyplinarnie. Na miejscu dochodzi wówczas do awantury, podczas której interweniuje policja.

- Nie chciałam wyjść ze sklepu… Ale nie przypominam sobie, żebyśmy z partnerem odgrażali się pracownikom – twierdzi Beata Pasik.

Kilka dni później w Ultimo dochodzi do zbrodni. Jest wieczór 16 grudnia 1997 roku. Butik jest już zamknięty. W środku znajduje się jeszcze pani Anna, która liczy utarg. Towarzyszy jej pan Daniel - jej ówczesny mąż.

- Otworzyłam jej drzwi, bo nie zakładałam, że może się jakaś tragedia stać. Nie kojarzę, żeby krzyczała. Zatrzymała się przy schodach, nie wiem, nie pamiętam rozmowy. I w tym momencie, ja widzę, że ona wyciąga broń. Skierowała ją w stronę Daniela i mówi: „Nie zabierzesz mi jej, bo za nią za dużo pieniędzy zapłaciłam”. I potem jest strzał do męża. Ja krzyczę: „Danielku, Danielku” i widzę, że on upada. W tym momencie, ona odwraca się w moją stronę, oddaje strzał – opowiada Anna Jaźwińska.

ZOBACZ: Pozbawił matkę łazienki, kuchni i wody. Dramat 82-latki

Wychodząc z butiku morderca zabiera ze sobą broń. Kradnie też pieniądze z metalowej kasetki. Nieprzytomna pani Anna w stanie krytycznym trafia do szpitala. Po ponad dobie zostaje wybudzona ze śpiączki.

- Tylko ofiara wie, kto do niej strzelał. W związku z tym chciałem, aby przy łóżku szpitalnym był obecny policjant – wspomina Dariusz Janas, były policjant.

- Jak zostałam zapytana, czy wiem kto to zrobił, to powiedziałam, że Beata Pasik. Od początku głównym dowodem były moje zeznania. Jedyny ślad, który został wykryty, to był ślad zapachowy. Beaty Pasik. Wykryto go w kasetce, z której zostały zabrane pieniądze – mówi Anna Jaźwińska.

- Nie było żadnych moich odcisków palców czy śladów biologicznych. Nie z moich rąk padły te strzały. Ja nie zabiłam człowieka, nie postrzeliłam, nie zrobiłam tego.  – utrzymuje Beata Pasik.

Dwa dni po zabójstwie kobieta zostaje zatrzymana, a razem z nią jej partner – Piotr N. Zeznania, które składa, są dla niej miażdżące. Przyznaje, że to ona stoi za masakrą w Ultimo.

ZOBACZ: Tartak zmorą mieszkańców. Hałas, kurz i drgania!

To fragment zeznań Piotra N.: „Nagle Beata zaczęła płakać i powiedziała, że to ona była w tym sklepie i dokonała tego przestępstwa. (…) Później zaczęła mnie prosić, żebym w razie wypytywania przez policję mówił, że (…) byliśmy cały czas razem.”

- Odniosłem wrażenie, że chłopak jest przerażony tym, co się zdarzyło. Był wiarygodny dla mnie – zapewnia Dariusz Janas, były policjant.

- Jak był odwożony radiowozem do domu już po złożeniu zeznań, to rozpłakał się w radiowozie. Mówi, że skoro ona już raz zabiła, to co ona będzie w stanie dalej zrobić? Było widać, że się jej boi – dodaje Anna Jaźwińska.

„Ja nie chcę składać fałszywych zeznań i nie chcę być zamieszany w tę sprawę. Jestem przerażony tym, co zrobiła Beata i nie chcę jej ochraniać przed prawem.” – zaznał Piotr N.

ZOBACZ: Niewidomy nie wahał się ani chwili. Heroiczna walka z powodzią

- Z tego, co wiem, to było wszystko pod presją. On po prostu może był za słaby psychicznie, nie wytrzymał tego, był nękany, bity… Nie wiem – komentuje Beata Pasik.

- On podejmował próby, aby w nieodległym czasie odwołać te swoje zeznania. Wycofać się – dodaje Sylwia Kamińska, pełnomocnik Beaty Pasik.

Pytamy Dariusza Janasa, czy dopuszcza myśl, że jeden z jego policjantów mógł nastraszyć Piotra N., by zmusić do złożenia fałszywych zeznań, np. dla wyniku.

- Po co? Jakby policjant dostał 1000 czy 2000 zł za każdy wynik, to może by tak robili – odpowiada.

Dokończenie tej historii we wtorek o 16:15 w „Interwencji”.

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX