Nie mogą sprowadzić matki do Polski. Dramatyczne wakacje w Turcji
Dramatyczna historia dzieci, które proszą o pomoc w sprowadzeniu swojej mamy z Turcji. Pani Marta pierwszy raz w życiu wyjechała na wakacje, niestety drugiego dnia doszło do tragicznego wypadku. Gdy przechodziła przez pasy przy zielonym świetle, została potrącona przez samochód. W stanie krytycznym trafiła do szpitala. Jest w śpiączce. Koszty leczenia i transport pani Marty do Polski to w sumie kilkaset tysięcy złotych.
40-letnia Marta Dubiel nie miała łatwego życia. Sama wychowywała troje dzieci. Sześć lat temu poznała pana Tomasza. Wszyscy zamieszkali w małej miejscowości Brzezie, w województwie wielkopolskim. 20 września tego roku pani Marta z partnerem pierwszy raz w życiu poleciała na wakacje. Wybrali Turcję.
- To nasze wspólne pierwsze wakacje i w ogóle w jej życiu. Pół roku odkładaliśmy na ten wyjazd – wspomina pan Tomasz, partner pani Marty.
- W piątek przed południem przylecieli, koło południa mama mi nagrywała jeszcze hotel. Następnego dnia, właśnie w sobotę, wysyłała mi jak opalała się na leżaku z widokiem na basen – relacjonuje najstarszy syn, 18-letni Mateusz.
ZOBACZ: Zakopane. Nielegalny stadion pod samymi oknami. „Bębny, krzyki, muzyka”
To był drugi dzień wymarzonych wakacji. Po obiedzie pani Marta z panem Tomaszem zwiedzali okolicę. To, co stało się godzinę później, na zawsze zmieniło życie całej rodziny. Był 21 września tego roku.
- Marta przechodziła przez przejście dla pieszych, na zielonym świetle po prostu i nie wiem dlaczego, ale auto w nią uderzyło. Pobiegłem do Marty żeby udzielić jej jakieś pomocy, bo widziałem, że leżała na asfalcie nieprzytomna. Kierowca był obywatelem Turcji. Zatrzymał się, ale nie pomógł. Ja nawet nie wiem w tym szoku, w tym wszystkim, kto to był dokładnie. Ale nie pomógł – opowiada pan Tomasz.
- Byliśmy u mamy wujka i to było tak, że wujek zadzwonił do babci i powiedział, co się stało. Nie potrafimy sobie tego pookładać w głowie. Nadal jesteśmy w rozsypce – przyznaje 15-letnia Zuzanna.
Tragedia podczas wakacji w Turcji. Dzieci Polki proszą o pomoc
W stanie krytycznym pani Marta trafiła do tureckiego szpitala. Tam natychmiast została poddana operacji. Przeżyła, ale jest w śpiączce.
- Marta jest pod respiratorem, ma obrzęk mózgu. Doszło przede wszystkim do uszkodzenia głowy, twarzoczaszki. Mówimy o złamaniach kości klinowej, skroniowej, oczodołów, nosa. To jest bardzo poważny uraz – relacjonuje Oliwia Giermaziak, przyjaciółka pani Marty.
- Normalnie pobyt miał być 8 dni. O 4 dni przełożyłem powrót, żeby tam mieć kontakt z Martą. Ale musiałem wrócić, bo tu trójka dzieci została w domu i muszę się nimi opiekować. Muszę też już iść do pracy – wyjaśnia pan Tomasz.
- Bardzo nam pomogła pani rezydentka z panem rezydentem z biura podróży. Jeszcze jak tam był Tomek, partner mamy, to oni wozili go do tego szpitala, tłumaczyli, pomagali, byli przy nim, wspierali go. Natomiast jeśli już wrócił, to nie są w stanie nam pomóc – mówi Mateusz.
ZOBACZ: Bez wsparcia nie radzą sobie w życiu. Wyrzucają ich z mieszkania
Teraz rodzina dostaje jakiekolwiek informacje o pani Marcie co 4, 5 dni.
- Kontakt jest okropny, bo tak naprawdę teraz został nam tylko konsulat. Działa to na zasadzie takiej, że piszemy maila, konsulat wysyła maila do szpitala, a szpital odsyła opis pacjenta do konsulatu. Konsulat to tłumaczy i dopiero my dostajemy wiadomość – opowiada Oliwia Giermaziak, przyjaciółka pani Marty.
Marzeniem całej rodziny jest jak najszybsze sprowadzenie pani Marty do szpitala w Polsce. Oliwia Giermaziak zrobiła wszystko, aby zorganizować specjalistyczny samolot do transportu medycznego. Na razie to się nie udało, bo koszt samolotu jest ogromny. To kilkadziesiąt tysięcy euro.
- Mamy ofertę, mamy samolot załatwiony, tylko nie mamy na to pieniędzy. Cały czas działa zbiórka. Koszt transportu to 33 tys. euro. Brakuje nam niecałe 80 tys. zł – mówi pani Oliwia.
- Chcielibyśmy, żeby już tutaj była, żebyśmy mogli porozmawiać z nią, złapać za rękę, przytulić, żeby chociaż podświadomie nas słyszała. Bo uważam, że mama nas będzie słyszeć i na pewno nas wyczuje gdzieś tam w środku i na pewno, by to dużo pomogło jeśli chodzi o zdrowie – podkreśla Mateusz.
ZOBACZ: Drążą ogromny tunel pod Łodzią. Kamienice w ruinie
Niestety to nie jedyny problem tej rodziny. Szpital, w którym jest pani Marta wystawił rachunek za leczenie i pobyt chorej. To 55 tys. euro. Kwota z każdym dniem rośnie. Pani Marta miała ubezpieczenie, ale tylko podstawowe.
- Do Ministerstwa Zdrowia napisałam pismo o pomoc. Niestety ze względu na to, że Marta jest poza UE, to ta pomoc nie zostanie udzielona – wyjaśnia Oliwia Giermaziak.
Do firmy ubezpieczeniowej, w której pani Marta wykupiła ubezpieczenie na wakacje, wysłaliśmy mailem pytanie, czy pomoże rodzinie w tej tragicznej sytuacji. Niestety nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
- Zrobię wszystko żeby Marta tutaj była, ale sama nie dam rady. Z całego serca proszę widzów o pomoc, żeby jak najszybciej można było tu sprowadzić Martę, żeby te dzieci mogły jechać do szpitala do Marty, potrzymać za rękę, być przy niej – apeluje pani Oliwia.
- Jak zobaczę mamę, to na pewno powiem, że ją kocham, że z nią jestem i że cały czas o niej myślę. I powiem jej, że będzie dobrze, musi być dobrze. Muszę jej przekazać tę energię i wsparcie, żeby się nie czuła już sama. Bo wiem, że teraz leży sama i wiem, że na pewno myśli o nas – podsumowuje Mateusz.
Jeżeli chcą Państwo pomóc rodzinie, prosimy kontakt z redakcją: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl. Jesteśmy również na Facebooku.