Wskazał złodziei auta za pół miliona. Śledczy mają inne priorytety
Niebywałe! Właściciel wypożyczalni samochodów w Warszawie ustalił, kto ukradł jego warte około pół miliona zł auto i dotarł do zleceniodawcy. Wskazał ich aktywne numery telefonów, ale w sprawie nie zadziało się nic. Szajka okradła więcej wypożyczalni, a łączna kwota może sięgać nawet 2 mln zł. Prokuratura przyznaje, iż przez braki kadrowe, przestępstwa przeciwko mieniu… nie są traktowane priorytetowo.
Na początku września w wypożyczalni samochodów prowadzonej przez pana Adama z Warszawy pojawił się mężczyzna. Wypożyczył on wartego prawie pół miliona złotych mercedesa. Kilka godzin później pan Adam stracił sygnał GPS z auta.
- Sytuacja wygląda tak, że 2 września użyczyliśmy Patrykowi K. samochód celem wykorzystania go przy produkcji jakiegoś programu telewizyjnego. Płacił kartą, zabezpieczyliśmy środki na karcie, sprawdziliśmy wszystko, miał konto, logował się, Instagramy, Facebooki. Żadnego podejrzenia z naszej strony nie wzbudzał. Jesteśmy czujni, bo przynajmniej raz, dwa razy w tygodniu ktoś próbuje nam ukraść samochód. Skradziona tożsamość, fałszywe dokumenty i tak dalej – opowiada Adam Stańczak.
ZOBACZ: Deweloper buduje tuż obok ich okien. Bunt mieszkańców
Przedsiębiorca jest emerytowanym oficerem policji. Szybko ustalił, iż za przywłaszczeniem stoi najprawdopodobniej wyspecjalizowana grupa przestępcza. Odkrył, że w krótkim czasie, w podobny sposób okradziono jeszcze klika wypożyczalni samochodów w okolicach Warszawy.
- Wynająłem auto Mateuszowi B., który też stwierdził, że potrzebuje auta na jakiś koncert, bo jest DJ-em. Informacje się zgadzały na Facebooku, sprawdziłem go, rzeczywiście jest DJ-em, no i uwierzyłem w tę historię. Tym bardziej, że posługiwał się swoimi danymi, miał konto bankowe, nie wykazywał żadnego stresu, zachowywał się normalnie podczas najmu, wynajął na dwa tygodnie samochód – mówi Michał Duda, właściciel innej okradzionej wypożyczalni samochodów.
- W piątek pracownica już nie mogła się do niego dodzwonić, próbowała również w sobotę, w niedzielę… Bezskutecznie. GPS pokazywał samochód w województwie lubuskim. Skontaktowaliśmy się z policją od razu w niedzielę. Wysłali tam patrol, ale nie stwierdzono, że cokolwiek się tam znajduje. My sami również osobiście się udaliśmy tam. To była jakaś wieś, skrzyżowanie. Nic tam nie było – tłumaczy Przemysław Paziewski, właściciel kolejnej wypożyczalni samochodów.
ZOBACZ: Zapłacili, ale działki nie ma. Żyją bez wody i prądu
Pan Adam sam postanowił działać. Udało mu się skontaktować i skłonić do współpracy mężczyznę, który przywłaszczył jego auto. Jest to młody człowiek, który twierdzi, że był jedynie „słupem”. To fragment rozmowy między mężczyznami:
- Kto mnie tam wysłał, to nie jest istotne. Oni mi na wszystko dawali: na kaucję, na hotele, na żarcie. Na wszystko.
- Miejsce, w którym włączyłeś zagłuszarkę, to jest to miejsce, w którym razem byliście na tym MOP-ie?
- Oni mi dali go wcześniej. Na tym MOP-ie się rozmówiliśmy, że oni wyjadą, ja włączę to urządzenie i jak zobaczę, że przejeżdżają przez ten MOP, to ruszę za nimi. Ta bajeczka z tym filmem to wymyślona.
Mężczyzna udostępnił też panu Adamowi zapis rozmowy ze swoim zleceniodawcą:
"Panowie… Zrobiliśmy jakiś numer, a teraz ja muszę wszystko załatwiać. Dostajecie w trzy tygodnie, po trzydzieści koła na głowę, tak? Wy mieliście to wziąć, ja spieniężyć, zrobić dalej i wyciągnąć tego pieniądza. A moje zadanie przerodziło się w to, że muszę tu załatwiać, tam załatwiać. Wszystko załatwiać i ponosić koszty."
Panu Adamowi również udało się porozmawiać ze zleceniodawcą, którego telefon jest cały czas aktywny, i którego położenie policja może bez trudu ustalić.
Dzień dobry, Adam się kłania. Chcę się z wami dogadać. Ja chcę po prostu tylko odzyskać swój samochód. Patryk K. wziął go razem z tobą i zagłuszyliście pod Poznaniem. Kojarzysz?
Ja jestem z Torunia.
Z Torunia jesteś? Ale na każdym nagraniu masz ochrypnięty głos. Tydzień temu jeszcze gorzej byłeś ochrypnięty. Cieszę się, że wracasz do zdrowia. Pytam tylko: gdzie jest moje auto? Czy jest o co walczyć jeszcze?
Ale ja ci tłumaczę, że ja nic... Po pierwsze: nie mam nic z żadnymi przywłaszczeniami, kradzieżami. Mnie to w ogóle nie interesuje.
No, ale telefon odbierasz i nie mówisz brzydko, tylko podejmujesz rozmowę jakąś.
Ale oczywiście, że podejmuję, no bo ja pewne kwestie… załatwiam.
Ale słuchaj, ja ciebie po głosie poznaję, to jesteś ty. Ja chcę odzyskać swój samochód, rozumiesz? Ten, który mi ukradliście.
Ja ci nie ukradłem nic.
Nie, ty mi nie ukradłeś oczywiście, ty jesteś organizatorem tylko tego. Zgadza się?
A ja nie jestem żadnego niczego organizatorem.
No dobra, ale wziąłeś małolatów do tego? Przecież oni wszyscy się rozwalą na 100 procent. Ale na co wy liczyliście, że oni po zatrzymaniu co powiedzą?
ZOBACZ: Tragiczny wypadek w pracy. Rodzina została bez wsparcia
- Przecież to jest szok. Pierwsze połączenie przy was, od razu jest sygnał i rozmowa. Ja nie wiem, co się dzieje. Naprawdę, nie wiem, co się dzieje. To jest główny zleceniodawca. To jest główny organizator tego wszystkiego, który kradnie z tymi małolatami samochody i je sprzedaje. Podaję numery głównego zleceniodawcy na komendzie, on odbiera ode mnie telefony. To ja nie wiem, to czym oni się zajmują? – dziwi się pan Adam.
Mimo że przedsiębiorca przekazał policji i prokuraturze wszystkie zdobyte informacje, kontakty i możliwe do namierzenia aktywne numery telefonów, to nikogo nie zatrzymano. Prowadząca postępowanie policja z Piaseczna odmówiła komentowania sprawy. Łup grupy jest przez poszkodowanych szacowany na około 2 miliony zł.
- Zwróciłem się do państwa dlatego, że widzę totalną bezradność. Policji przedstawiłem wszystkie możliwe materiały, żeby działać. Telefon Patryka K., który dokonał zaboru naszego auta, był aktywny co najmniej dwa tygodnie i nie był człowiek do zatrzymania... A technika operacyjna policji jest w stanie namierzyć ten telefon co do metra – komentuje Adam Stańczak.
- Nie chcę odpowiadać za rzecznika prasowego Komendy Powiatowej w Piasecznie, gdzie prowadzone jest to postępowanie, natomiast nie będę ukrywał, że biorąc pod uwagę zarówno braki kadrowe w policji, biorąc pod uwagę braki kadrowe w prokuraturze, my w pierwszej kolejności stawiamy na ściganie przestępstw przeciwko życiu, w drugiej kategorii jest zdrowie, w trzeciej wolność, a w czwartej, jeśli mamy siły, możliwości, i są ku temu przede wszystkim środki, to w grę wchodzi ściganie i odzyskiwanie mienia – mówi Piotr Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.