Zimą w domkach letniskowych? Dramat pogorzelców z Malborka
W pożarze kamienicy stracili wszystko, dwa miesiące później dalej koczują w domkach letniskowych i hotelu sportowym. Trzy rodziny z Malborka załamują ręce. Wskazują miastu pustostany, w których mogłyby zamieszkać, ale władze odmawiają. Jednocześnie przyznają, że były nieprzygotowane na takie nagłe zdarzenie. Co czeka pogorzelców?
Pożar miejskiej kamienicy w Malborku wybuchł 19 września przed 22:00. Wstępne śledztwo wskazuje na podpalenie. W pożarze zginął jeden lokator kamienicy, a sześć rodzin zostało bez dachu nad głową. Pani Beata i pan Mariusz zamieszkali w domku letniskowym, żyją w nim już dwa miesiące.
- Myśleliśmy, że to na chwilę: tydzień, dwa, a może parę dni. Ja po prostu chciałabym mieć swój własny kąt. Mam 55 lat i zaczynam wszystko od zera, a właściwie jeszcze nie zaczynam, bo stoję w miejscu. Nawet nie mam jak zacząć żyć od nowa, bo nie mam domu i nie mam miejsca swojego – mówi Beata Kościesza.
- Jak sama nazwa mówi, to domek letniskowy, nie całoroczny – zaznacza Mariusz Karwacki.
ZOBACZ: Wskazał złodziei auta za pół miliona. Śledczy mają inne priorytety
Kamienica płonęła dwa razy. Kolejny pożar wybuchł nad ranem następnego dnia. Czego nie strawił ogień, zniszczyły hektolitry wody użytej do gaszenia. Pani Aleksandra swój dobytek zmieściła w czterech pudełkach. Jej sześcioosobowa rodzina mieszka w hotelu dla sportowców.
- To dorobek mojego życia, wszystko, co uratowaliśmy z pożaru. Straciliśmy wszystkie pamiątki dzieci, wszystkie zdjęcia... W takiej chwili nie czujesz się jak człowiek, ale jak śmieć. Po obiad jest mi iść wstyd, a całe życie pracowałam, dorabiałam się wszystkiego. Teraz ciuchy, wszystko mam od ludzi, dobrych dusz, które serce okazały, a miasto nie potrafi. I teraz muszę chodzić prosić, żeby dali nowe mieszkanie – słyszymy od Aleksandry Drewek.
- Mieszka się tutaj nie za bardzo, bo ja nie mam swojego odrębnego miejsca… Jestem chora, mam urostomię, dwa razy w tygodniu muszę zrobić sobie opatrunek. Nie ma żadnej intymności. Nie wiemy też, do kiedy tu zostaniemy. Słyszałam tylko, że sześć miesięcy burmistrz będzie to opłacał, a potem - że tak powiem - na bruk wylecimy, bo mieszkania nie ma, a jak są mieszkania, to albo na sprzedaż, albo są po prostu nie na moją kieszeń – dodaje Anna Chmielińska, która również ocalała z pożaru.
ZOBACZ: Absurd. Kamper kradziony tylko w połowie?
Rodziny pogorzelców poprosiły Interwencję o pomoc. Boją się, że w domkach letniskowych zostaną do świąt Bożego Narodzenia albo i dłużej. Nie rozumieją postawy władz Malborka, bo ich zdaniem w mieście są pustostany gotowe do zamieszkania.
Pani Beata: Piękna kamienica.
Reporter: Duże mieszkania?
Lokatorka: Na sprzedaż chcą…
Reporter: Jak to sprzedać, ale komu sprzedać?
Lokatorka: Nie wiem, prawdopodobnie na sprzedaż są.
Właścicielka mieszkania: Trzy są mieszkania wykupione.
Reporter: A reszta to są w zasobach miasta?
Jednak z lokatorek: 95 procent, bo jestem we wspólnocie, 95 procent należy do miasta.
Pani Beata: Czy te mieszkania są wolne i czy należą do Urzędu Miasta?
Jednak z lokatorek: Do Urzędu Miasta... Tak.
Reporter: Dużo jest pustostanów?
Jednak z lokatorek: U góry nikt nie mieszka, na dole też nikt nie mieszka.
Pani Beata: Widzisz Ola, tutaj cały dół jest wolny. Tam też przy balkonie...
Pani Aleksandra: A ciekawe, czy z tamtej strony?
Pani Beata: Z tamtej strony też, bo patrzyłam już.
ZOBACZ: Choroby dziecka, a teraz ojca. Rodzinna tragedia
Jan Tadeusz Wilk, wiceburmistrz Malborka sprawę widzi inaczej.
Zastępca burmistrza: Na sprzedaż są wystawione mieszkania, do których prawo zakupu z bonifikatą 50-procentową mają lokatorzy.
Reporter: Ludzie słyszą: nie mamy lokali.
Zastępca burmistrza: Dla pogorzelców są. Lepsze czy gorsze, ale są.
Reporter: A ludzie dzisiaj chodzili z nami po mieście i pokazywali nam pustostany, mieszkające tam osoby mówią: tu są pustostany. Więc są czy nie są?
Zastępca burmistrza: To proszę nam pokazać taki lokal i ja jutro tej osobie przydzielę, jeżeli pani takie znajdzie. Na tę chwilę pustostanów w zasobach miasta jest około 20, które trzeba mocno wyremontować, żeby przydzielić. Ci państwo muszą gdzieś mieszkać. Na chwilę mieszkają w tych domkach, do których przyjeżdżają ludzie z Europy i mówią, że jest całkiem przyzwoicie. I nie ma problemu.
Reporter: Ale przyjeżdżają w listopadzie?
Zastępca burmistrza: W grudniu przyjeżdżają sportowcy.
Reporter: Na sześć tygodni?
Zastępca burmistrza: Nie, na sześć tygodni nie. Nie mamy takich mieszkań kryzysowych, które by zaspokajały potrzeby poszkodowanych na dzisiaj. Te mieszkania są przygotowane, w remoncie i zakładamy, że do końca listopada przeprowadzą się te rodziny do mieszkań, które wskazujemy.
ZOBACZ: Zmarła po przyjęciu do szpitala. Poważne zarzuty dla lekarki
Tragiczny pożar pokazał, że miasto nie ma rezerwowych, gotowych do zamieszkania lokali. Pogorzelcy muszą czekać na remont mieszkań, a zima coraz bliżej. Władze miasta przyznają, że sytuacja je przerosła.
Reporter: Panie burmistrzu, mnie trochę zastanawia sposób zarządzania miastem. Wydawałoby się, że to jest oczywiste, że miasto powinno mieć w rezerwach mieszkania takie do wprowadzenia się. Nie mówię, że cały blok, ale kilka, żeby w takich sytuacjach ludzi wprowadzić, a nie dopiero szukać i remontować.
Zastępca burmistrza: Być może to jest prawda, że tak powinno być.
Reporter: A kto za to odpowiada?
Zastępca burmistrza: Miasto to nie tylko burmistrz i jego zastępca.
Reporter: Rada Miasta?
Zastępca burmistrza: Też Rada Miasta, która uchwały podejmuje takie czy inne.
ZOBACZ: Jechał pijany, ale nie został skazany. Kuriozalny wyrok sądu!
- Osobiście powiem, że miasto nie do końca było przygotowane, to trzeba powiedzieć szczerze. Z tej tragedii trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość. Nie ma tych mieszkań, miasto jest biedne. Mam nadzieję, że państwa interwencja zmobilizuje jeszcze bardziej władze miasta, żeby ilość mieszkań się zwiększyła, ale też jest prośba do władz centralnych, bo z własnym budżetem nie będziemy w stanie wybudować tylu mieszkań komunalnych i socjalnych – przyznaje Paweł Dziwosz z Rady Miasta Malborka.
- Dziesięć lat byłam na liście oczekujących na mieszkanie. Gdy mówiłam, gdzie są wolne mieszkania, to otrzymywałam odpowiedź, że to nie jest dla pani, bo to jest w razie czego, jakby komuś coś się wydarzyło. Kiedy ja teraz zapytałam burmistrza o to, to słyszę, że byliśmy nieprzygotowani. No co to jest, panie burmistrzu, za odpowiedź? To my byliśmy przygotowani? – pyta Aleksandra Drewek.