Są rozgoryczeni. Pracownicy z Wałcza zostali z niczym
Dramat pracowników firmy Albatros z Wałcza. Zakład przetwarzający aluminium najpierw przestał płacić pensje, a po kolejnych miesiącach zaczął zwolnienia. Poszkodowanych jest co najmniej kilkadziesiąt osób. - Bardzo dużo samotnych matek czy ojców zostało z niczym, zostali bez środków do życia, niektórzy tracą mieszkania – słyszymy od pracowników.
Pracownicy zebrali się przed siedzibą firmy, by opowiedzieć, jak są bezradni i jak bardzo czują się oszukani. Większość osób pracowała tu od kilkunastu lat. Dziś zostali z niczym.
- Jest bardzo dużo samotnych matek czy ojców, którzy zostali z niczym, zostali bez środków do życia, niektórzy tracą mieszkania. Pracowały też małżeństwa, gdzie oboje stracili pracę, nie mają teraz żadnego dochodu - opowiada pani Elżbieta, była pracownica zakładu.
- Nie mamy ani złotówki, jesteśmy wszyscy zadłużeni, ja musiałam od chorej siostry pożyczyć pieniądze na opłaty – wskazuje kolejna.
- Doszedłem do takiego momentu, że przestałem tutaj przychodzić do pracy, nie miało to żadnego sensu, jak nie płacą. Ci co zostali, to czekają nie wiadomo na co. Było nas ponad 400, a w tej chwili zostało około 60 osób – dodaje inny były pracownik.
ZOBACZ: Pod oknami wyrośnie im blok. Protestują
Pani Danuta opiekuje się chorymi rodzicami i chorym mężem. Kiedy w kwietniu zatrudniała się z synem w firmie, obiecywano im pewną i dobrą pracę. A teraz brakuje pieniędzy na życie.
- Przykro jest, tym bardziej, że nie pójdę do chorych rodziców, by mi dali na chleb – przyznaje pani Danuta, a syn Maciej podkreśla: - Jest ciężko przespać jakąkolwiek noc, taka sytuacja stała się, że nic nie ma na koncie.
- Rachunki trzeba było płacić, kredyty trzeba było płacić, mam trójkę dzieci na utrzymaniu, więc nie było łatwo – zaznacza pani Urszula.
- Nie potraktowali nas jak ludzi, potraktowali nas jak rzecz, która po prostu przestała być potrzebna, której można było się pozbyć – akcentuje pani Elżbieta.
ZOBACZ: Domy płoną, a hydranty nie działają. Od lat!
Przez wiele lat zakład prosperował. Na początku tego roku zaczęły pojawiać się jednak problemy, ale zarząd wciąż zapewniał, że nic złego w spółce nie dzieje się.
- W lipcu pojawiły się pierwsze wypowiedzenia, ale w sierpniu zostały cofnięte – mówi pracownica firmy.
Niestety, mimo zapewnień pracownicy dostali wypowiedzenia. Niektórzy sami się zwalniali, bo nie płacono im od kilku miesięcy.
- Ubezpieczenie grupowe mieliśmy w PZU. Na początku składki były odprowadzane, potem z kwitów widać, że PZU tych pieniędzy nie dostało, ale nam odciągali z pensji – tłumaczy jedna z pracownic.
- A wcześniej były zebrania, „że my jesteśmy najważniejsi”, że „lecimy tym samym samolotem” – przypomina inny.
- W połowie lipca kadrowa mówiła, że zwolnień nie będzie. A dwa tygodnie później przyszłam do pracy i dostałam wypowiedzenie. Oszukiwali nas – dodaje pracownica.
ZOBACZ: Dzika lokatorka okupuje mieszkanie. Mimo, że ma własne
Byli pracownicy walczą o odzyskanie pieniędzy. Jak na razie bezskutecznie.
- Nikt nam nie podziękował, nikt nas nie przeprosił, żadnego słowa wyjaśnienia. Potraktowali nas jak śmieci. Są cztery spółki, my wygraliśmy z Albatrosem, ale nagle może okazać się, że to już nie jest Albatrosa i z czego wezmą? – słyszymy od poszkodowanych.
Pojechaliśmy do siedziby zakładu. Przekazano nam jedynie oświadczenie od zarządu spółki, w którym stwierdzono:
„Planujemy przejść do sądowego postępowania sanacyjnego. Działania te pozwolą nam nie tylko na kontynuację produkcji, ale także umożliwią pracownikom zgłoszenie roszczeń z tytułu zaległych wynagrodzeń do Funduszu Świadczeń Pracowniczych”
Próbowaliśmy skontaktować się z prezesem spółki. Nic nie dały wielokrotne próby kontaktu.
- W założeniu sanacja to uzdrowienie. Mam poważenie wątpliwości, czy ta konkretna spółka jest w toku postępowania sanacyjnego, ponieważ na dzień nagrywania naszej rozmowy rejestrze sądowym nie ma wzmianki, żeby taki wniosek w ramach postępowania sanacyjnego został złożony. W KRS nie ma informacji ani o likwidacji, ani o zgłoszeniu upadłości – tłumaczy adwokat Eliza Kuna.
ZOBACZ: 150 tys. zł przepadło przez złą pieczątkę. Niepełnosprawne dzieci bez wsparcia
Chodzi nam o to, żebyśmy odzyskali pieniądze, na które ciężko pracowaliśmy. Tutaj podobno maszyny są w leasingu, więc nie wiem, czy cokolwiek odzyskamy – mówią pracownicy.
- W moim mniemaniu prokuratura powinna przyjrzeć się działaniom spółki, czy celowo nie narażono tej spółki na niewypłacalność, czy wniosek o upadłość został złożony w terminie, z jakiego powodu nie są wypłacone wynagrodzenia, z jakiego powodu, mimo że zarząd istnieje, nie podejmuje czynności uzgodnienia z pracownikami rozwiązania umów czy zaspokojenia roszczeń. Jest to sprawa dla prokuratora z co najmniej kilku przepisów kodeksu karnego – dodaje adwokat Eliza Kuna.
- Niech cały świat się dowie, jak nas potraktowali, bo ja rozumiem, że firma może upaść, ale należy się szacunek pracownikom, a my tego szacunku nie dostaliśmy – podsumowuje pani Elżbieta.