Zwrot ws. zabójstwa Jaroszewiczów. Tą zbrodnią żyła cała Polska

Jest wyrok w sprawie jednej z najgłośniejszych zbrodni w Polsce: zabójstwa byłego PRL-owskiego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony. Co dokładnie wydarzyło się w willowej dzielnicy Warszawy? Kto i dlaczego dokonał zbrodni? Tą sprawą Interwencja zajmuje się od lat.

Ulica Zorzy w warszawskim Aninie. We wrześniu 1992 roku doszło tu do jednej z najsłynniejszych zbrodni w historii Polski. Zamordowane zostało starsze małżeństwo: 67- letnia Alicja Solska oraz jej 83-letni mąż, były PRL-owski premier - Piotr Jaroszewicz.

- Alicja Solska była w łazience na pierwszym piętrze. Tam ją ułożyli w wannie, dali jej poduszkę i prawdopodobnie była pod kontrolą jednego ze sprawców, inni w bardzo brutalny sposób przesłuchiwali byłego premiera. Torturowali go, dusili, a jednocześnie zmieniali mu koszulę, opatrywali, chcieli jakichś informacji od niego, których wydobycie jednak zajmowało im czas. Plądrowanie domu ograniczało się do gabinetu Jaroszewicza – opowiadał nam Bartłomiej Mostek, dziennikarz śledczy.

- Sprawcy weszli przez balkon na piętrze. Ona zginęła od postrzału głowy, na skutek strzału z broni długiej, z bliskiej odległości - tłumaczył Dariusz Janas, były policjant, który prowadził śledztwo w sprawie Jaroszewiczów.

- Jaroszewicz miał rzemień opleciony wokół szyi, zakręcony takim czekanem czy czymś w rodzaju góralskiej ciupagi... Są tylko przypuszczenia, że zginęły jakieś dokumenty, w których posiadaniu był Jaroszewicz. On się przygotowywał wtedy do wydania kolejnej książki - powiedział Robert Duchnowski, były policjant i ekspert kryminalistyczny.

- Byłem świadkiem w tym procesie. To było chyba z poniedziałku na wtorek, słyszeliśmy strzały. Myślę, że był chyba jeden.  Myślałem, że to jakiś daleki odgłos petardy, bo nikomu do głowy nie przyszło, że ktoś do kogoś strzela. Moim zdaniem to szukali dokumentów kompromitujących Jaruzelskiego – stwierdził sąsiad zamordowanego małżeństwa Jaroszewiczów.

ZOBACZ: Znajomość w internecie kosztowała ją krocie. Myślała, że to biznesmen

W 1994 roku o zabójstwo Jaroszewiczów oskarżono czterech mężczyzn. U jednego z nich znaleziono nóż bardzo podobny do tego, jaki zginął z domu zamordowanego premiera. Po kilku latach procesu sąd uznał, że dowody przeciwko oskarżonym są jednak zbyt słabe. W 2000 roku wszyscy zatrzymani mężczyźni zostali prawomocnie uniewinnieni. Potem śledztwo na całe lata utknęło w miejscu.

18 stycznia 2017 roku w Krakowie dla okupu zostaje porwany 10-letni chłopiec. Za jego uwolnienie bandyci żądają stu tysięcy euro. Dziecko przez pięć dni przetrzymywane jest w drewnianej skrzyni ukrytej w zaroślach.

- To była zima, o ile sobie przypominam, to było -12 stopni, przez kilka dni – wspominał Marcin Drożdżak z CBŚP.

- Była pozostawiona woda, która zamarzała, miał też zostawione batoniki do jedzenia, Natomiast to wszystko było zamarznięte na kamień – dodał oficer operacyjny CBŚP, gdy pierwszy raz opowiadaliśmy o sprawie.

ZOBACZ: Sprzedała auto i zaczęła dostawać mandaty. Najnowsze są z Niemiec

Rodzina chłopca zapłaciła okup. Wtedy porywacz wypuścił dziecko. O sprawie powiadomiono policję. Rozpoczęło się polowanie na porywacza. Okazał się nim Bogusław K., 50-letni mieszkaniec Krakowa.

- W chwili zatrzymania on był daleko zaawansowany, jeśli chodzi o kolejne uprowadzenie. Znowu miało to być dziecko – mówi oficer operacyjny CBŚP.

W trakcie śledztwa Bogusław K. wydał swojego wspólnika – Dariusza S. Zeznał też, że to nie było ich jedyne porwanie. Kilka lat wcześniej bandyci razem uprowadzili krakowskiego biznesmena - Zbigniewa P. Policjanci znaleźli jego ciało zakopane w kolejnej skrzyni. Bardzo podobnej do tej, w której później przetrzymywany był porwany chłopiec.

- Znaleźliśmy tę skrzynię, gdzie był pan Zbigniew. O ile tamta była ustawiona na powierzchni, to ta była w całości wkopana w ziemię - tłumaczył oficer operacyjny CBŚP

ZOBACZ: Z all inclusive w Tunezji do aresztu. Sześćdziesiąt osób w celi

Dariusz S. również poszedł na współpracę z policją. Okazało się, że w przeszłości działał w tzw. gangu karateków - zorganizowanej grupie przestępczej zajmującej się napadami na domy. Podczas jednego z przesłuchań wyznał, że on i jego dawni kompani stoją za zabójstwem Jaroszewiczów.

- Gdy przeczytałem te materiały, którymi się prokuratura chwaliła, no to załamałem ręce.

Według mnie prokuratura została wprowadzona w błąd przez ekipę, która - nie wiem z jakich powodów - chciała zaistnieć. Moim zdaniem to jest lipa – ocenił na długo przed wydaniem wyroku Dariusz Janas, były policjant, który prowadził śledztwo w sprawie Jaroszewiczów.

W sierpniu 2020 roku Dariusz S. i jego dawni kompani zasiedli na ławie oskarżonych. Dziś zapadł długo wyczekiwany wyrok. Sąd uznał, że nie ma wystarczających dowodów na to, że mężczyźni stoją za zabójstwem Jaroszewiczów i ich uniewinnił. Zbrodnia, do której doszło 30 lat temu, nadal pozostanie więc tajemnicą.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX